Inny świat na pewno nie autorstwa Herlinga-Grudzińskiego (Multiwersja cz.2)

46 3 36
                                    

   Z rozbawieniem dobiegłem do drzwi domu Mistrza Fu, śmiejąc się pod nosem i próbując jednocześnie złapać oddech po lekkiej zadyszce, jaką złapałem po tym "krótkim" wyścigu. Okazało się, że przebiegnięcie bez przerwy ponad 4 km mogło być trochę męczące nawet dla kogoś mojego wzrostu. Gdybym wiedział wcześniej, że od celu dzieliła nas taka odległość, nigdy bym pewnie nie zaproponował wyścigu.

- Wy... Wygrałem! - parsknąłem śmiechem w przestrzeń z nadzieją, że wiadomość dotrze do GaMy wlekącej się spacerkiem kilkaset metrów dalej. Sam nie wiedziałem, czy widziałem to na pewno, czy może mi się przewidziało, ale GaMa tylko pokręciła głową i machnęła na mnie ręką, co mogło znaczyć jedno: wygrałem dwukrotnie - raz uczciwie, a chwilę później walkowerem. Zanosząc się dalej śmiechem, nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi, wchodząc do środka. 

   Sam nie wiedziałem, co się stało

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

   Sam nie wiedziałem, co się stało. Zanim zdążyłem się zorientować, przeszedłem przez jaśniejący złotem i brokatem portal w kształcie drzwi, który wyrzucił mnie w kompletnie obcym miejscu. Zamiast wąskiego korytarza prowadzącego do tworzącej się dopiero biblioteczki autorstwa mojej siostry i niezliczonych kwami, znalazłem się w zupełnie nieznanej sobie rzeczywistości bardziej przypominającej las niż budynek. Wokół mnie roiło się od zielonego koloru, z mchu i paproci wielkości dwóch NoIr wyrastały skały i drzewa, których szczyty oraz korony niknęły w chmurach i mgle. Na pierwszy rzut oka rośliny te musiały być bardzo stare, wiele z konarów dawno się położyło, tworząc plątaninę korzeni. Wyglądało to trochę tak, jakby ktoś przewrócił domino, a to resztką sił starało się utrzymać w pionie chociaż część klocków, chybocząc się i trzeszcząc niemiłosiernie, jakby w każdej chwili miało się przewrócić i zniszczyć to, co znajdowało się pod nimi. Stawiając ostrożnie kroki i wodząc butami po mchu, miałem nadzieję, że faktycznie nic się na mnie nie zawali, bo podejrzewałem, że ciężko byłoby mi się potem spod tego wygrzebać, zaś Hatti przez pierwszy kwadrans miałby polewkę i ubaw nie z tej ziemi. 

- Co to za miejsce? - zapytałem. 

   Nie kierowałem tego pytania do kogoś konkretnego, po prostu poszło w eter z naiwnym oczekiwaniem, że ktoś będzie znał odpowiedź i łaskawie mi wyjaśni, jakim cudem znalazłem się w lesie, gdzie wszystko wyglądało, jakby zasnęło w oczekiwaniu na coś wielkiego.

   Stawiałem każdy krok powoli, rozglądając się w poszukiwaniu czegoś, co wyjaśniłoby mi tę sytuację. Idąc przed siebie, miałem wrażenie, jakbym znalazł się w zupełnie innym świecie, w miejscu, którego moje oczy nigdy ujrzeć nie powinny. Nawet światło lśniło tu inaczej, roznosząc w powietrzu magię. 

- Czy ty widzisz to, co ja? - spytałem, mrużąc delikatnie oczy.

 - Zależy na co patrzysz - mruknął Hatti, trzymając się mocno łapkami kieszeni moich spodni. Swoją drogą, zabawnie to wyglądało. Hattiemu było widać praktycznie tylko oczy i pyszczek, górną część jego głowy zasłaniała mu moja koszula. Prezentowało się to mniej więcej tak, jakby jedna z moich nerek dostała parę ślepek i zaczęła komentować każde wydarzenie.

Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz