Rozdział 8 -Japońska Lady GaGa w Fińskiej Republice Monopolowej

104 9 21
                                    

   Otworzyłem oczy, a przynajmniej tak mi się zdawało, ponieważ widok, jaki zarejestrowały moje gałki oczne był mniej więcej podobny do tego, gdy jakiś rok temu spadłem do dziury w środku Bordeaux. Akurat mieliśmy wtedy jakieś niewytłumaczalne osunięcia terenu, które zaowocowały tym, że bez żadnego ostrzeżenia zostałem porwany przez agresywną kostkę brukową. Krótko mówiąc, było tak ciemno, jakbym włożył kawałek czarnego węgla do trumny, którą zakopało się 10 metrów pod ziemią o północy. Czyli bardzo ciemno...

    Z racji tego, że nie mogłem niczego zobaczyć, postanowiłem jakoś zakomunikować to światu poprzez wyrażenie własnej, konstruktywnej opinii. Wtem okazało się, że również i moje narządy mowy uległy bezczelnej degradacji. Najwyraźniej ktoś wsadził mi coś do ust, coś szorstkiego, sądząc po dotknięciu językiem.

    Skoro nie mogłem uronić słówka ni rzucić oczkiem na otaczające mnie środowisko, postanowiłem się poruszyć. Niestety, na tym polu moje starania też szlag trafił. Ktoś lub coś, związało mnie i zostawiło w głuszy bez jedzenia, picia i pieniędzy, a mając na myśli tego ktosia, obstawiałem rudego demona - Ognistego Lisa. Osobiście byłem pewien, że w momencie, gdy zaświecił mi ostrą gwiazdką przed oczami, mogłem jedynie liczyć na spotkanie ze św. Piotrem, dlatego miło z jego strony, że jednak mnie nie zabił, a jedynie ogłuszył i pozbawił przytomności, starając się jeszcze o przytarganie mnie do ciepłego miejsca. Zawsze mógł mnie przecież zostawić na pastwę losu w środku gór jako przekąskę dla głodnych drapieżników.

    Po prawdzie, trochę ciekawiło mnie, w jaki sposób znalazłem się w tym dziwnym miejscu. Jedynym stworzeniem, które mogło znać prawdę, był Hatti. W momencie, gdy miałem zamiar wywołać go po imieniu, usłyszałem skrzypnięcie otwieranych drzwi, stukot podkutych butów i jakieś niezrozumiałe głosy, które raźno weszły do pomieszczenia, wpuszczając do środka lodowate zimno. 

   Skupiając całą swoją uwagę na wydawanych przez nie dźwiękach, usilnie spróbowałem wyobrazić sobie, co dwie niezidentyfikowane jednostki właściwie robiły. Możliwe, że dzięki temu udałoby mi się odtworzyć w głowie rozkład pomieszczenia, co pozwoliłoby mi obmyślić plan ucieczki. 

Nǐ zhīdào lǎobǎn wèishéme yào huā zhème duō qián gěi zhège jiāhuo ma? - spytał głos nr. 1, brzmiący jak źle naoliwione koło od roweru. Chwilę później usłyszałem skrzyp ciągniętego po podłodze krzesła i ciężkie klapnięcie, co mogło oznaczać, że właściciel głosu przysiadł po długiej podróży i najpewniej spojrzał w moim kierunku.

Xiǎnrán tā shìgè wūshī shénme de - odparł głos nr. 2 przywodzący na myśl wesołą muzyczkę z katarynki, którą babcia puszczała mi w dzieciństwie - Zhìshǎo Huǒ Húlí shì zhème shuō de.

Huǒ Húlí... - wzdrygnął się pierwszy z mężczyzn - Yǒu yīxiē kěpà de shìqíng. Jùshuō tā wǎnshàng dúzì zài shānli yóudàng, liè shā rénlèi, zhémó tāmen, ràng tāmen zuò'è.

Nǐ zhēn de xiāngxìn zhèxiē yáoyán ma? - zaśmiał się jego towarzysz. Pojęcia nie miałem, co w tym wszystkim było takiego śmiesznego.

Wèishéme bù? Tā gānggāng bǎ tā de huì mófǎ de xiōngdì mài gěile wǒmen - zauważył roztropnie mężczyzna siedzący na krześle.

Rúguǒ tā hái méiyǒu zhēngtuō shùfù, tā yīdìng shìgè zāogāo de mófǎ shī - mówiąc to, Pan Katarynka zaczął stawiać kroki w moim kierunku. Całą wieczność zajęło mu dojście do mnie, ale gdy wreszcie to zrobił, pewnym ruchem zerwał mi z głowy płócienny worek i wyjął knebel z ust.

   Zamrugałem kilkukrotnie i zmrużyłem oczy. Przede mną stał Chińczyk ubrany w śmieszny mundur z futerkiem na kapturze. Bardziej przypominał Eskimosa, idącego na polowanie na focze skóry niż Chińczyka, ale o gustach się w końcu nie dyskutowało. Być może faktycznie byłem gdzieś na Grenlandii? Może ten rudy upiór wziął mnie na plecy i poniósł dalej w świat? Kto go tam wiedział?

Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz