NOIR*
Siedziałem przez chwilę na łóżku Lecha z zamkniętymi oczami, zastanawiając się, jakim właściwie cudem niczego nie zauważyłem. Kiedy wszystko tak bardzo się pokomplikowało i gdzie popełniłem błąd, że znalazłem się właśnie w tym punkcie?
Cofnąłem się pamięcią wstecz do dnia, w którym razem z ojcem eksplorowałem zawaloną śniegiem Świątynię. Gdybym został z nim w środku i dalej badał wszystkie starodruki, malowidła i groby, to być może przebywałbym już w Londynie w przytulnym mieszkanku Mistrza Fu? Nie... To było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Prawdopodobnie skończyłoby się na tym, jak tatuś odesłałby mnie z kwitkiem do Francji, a ja nie mając lepszego pomysłu na życie, wróciłbym do szkoły, bo przecież marny był ze mnie materiał na Strażnika.
Drugim punktem zwrotnym była śmierć Mistrza Batey'a. Właściwie nie powinienem był go nazywać Mistrzem, ponieważ należał do zupełnie przeciwnego odłamu Zakonu, o którym słyszałem tylko tyle, że był bardzo niebezpieczny, a jego członkowie zajmowali się zbieraniem miraculi i wykorzystywaniem ich do własnych, często nikczemnych celów. Problem w tym, że przebywając z panem Bernardem, nie zauważyłem, aby był przesiąknięty złem do szpiku kości. Był miły, może nawet trochę naiwny i infantylny z tą swoją gadaniną o miłości do zwierząt. To jego pomocnik, buc jeden, chodzący pomiot szatana, menda nad mendami, zwany przez przyjaciół Ignatiusem, był okropny. Sam widziałem, jak ciążyła mu rola asystenta i głowę dałbym Hattiemu uciąć, że to właśnie Menendez uśmiercił Batey'a, a następnie próbował wyeliminować także mnie. Gdybym został w Chinach, byłbym martwy... Możliwe, że świat nie przejąłby się moim zgonem i to byłoby najlepsze wyjście z sytuacji.
Kolejnym momentem, w którym mogłem rzucić wszystko w pierony i wyjechać na Madagaskar, było rozbicie się samolotem Blaise'a w Niemczech. Należało wtedy ślicznie podziękować Swallow za ratunek, spakować manatki i wrócić do domu, olewając umierającego w szpitalu Thora. Niestety, obudziła się we mnie ludzka przyzwoitość i wróciłem po mojego kolegę, który następnie przez cały czas lżył mnie, wypominał mi kraksę na Renie i bawił się moimi uczuciami. Powinienem był go wtedy zostawić, zabrać miraculum i po prostu zniknąć, ale gdy byliśmy w pociągu zmierzającym do Polski, gdy podchmielony szukałem go po wagonach i gdy wreszcie mnie pocałował, poczułem się jak w raju i oszalałem na jego punkcie, mimo wiedzy, że w USA czekała na niego narzeczona, a w innej części pociągu kochanka. Chyba... Zakochałem się w nim i powoli zacząłem stawać się zazdrosny o ship, który sam wymyśliłem. Na początku pragnąłem, aby Blaise i Olivia byli razem, pasowaliby do siebie pod wieloma względami, a później zacząłem coraz bardziej nienawidzić Swallow za to, że nam pomagała i odbierała mi okazję do przebywania z Thorem. Zresztą, to i tak nigdy nie miało sensu... Zwłaszcza wtedy, jak Blaise jasno powiedział mi, że nic z tego nie będzie, ponieważ on był "normalny". W jego ustach zabrzmiało to tak, jakby miłość z mojej strony była obelgą.
Trzecią okazją do mojego odejścia była chwila, gdy moi przyjaciele postanowili zabić Ryksę za jej chęć doniesienia na nas niemieckiej policji. Gdybym im na to pozwolił, wszystko byłoby prostsze... Nie miałem pojęcia, że moja chęć pomocy wywoła w dziewczynie tak sprzeczne emocje, które obróciły się przeciwko mnie. To, że uderzyły we mnie rykoszetem, to fakt... Miałem dowód w postaci zdjęć zrobionych przez Lesia, które aktualnie leżały obok mnie i których nie byłem nawet w stanie do końca przejrzeć.
Niczego już nie rozumiałem. Dlaczego zawsze miałem pod górkę? Na początku jeszcze było znośnie. Żyłem w domu razem z moimi rodzicami i uczyłem się wszystkich tajników miraculi i sekretów Zakonu, których mój tatuś z kolei nauczył się od Mistrza Fu. W przyszłości miałem przejąć po obu schedę i strzec zaczarowanej biżuterii, ale nagle nadszedł dzień, gdy tata po prostu zniknął, zostawiając mnie i matkę. Jak się później okazało, założył nową rodzinę, wziął sobie nową kobietę, doczekał się innego dziecka, a mnie odstawił na dalszy plan, wzywając od czasu do czasu, aby nie wyszło na to, że moje nauki były bezsensowną stratą czasu. Ostatecznie zabrał mi miraculum i całkowicie się ode mnie odciął, dając mi do zrozumienia, że byłem pomyłką, o której należało zapomnieć.

CZYTASZ
Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawek
FanficKażdy promyk światła ma w sobie odrobinę mroku... I każdy mrok rozświetla odrobina światła. Najpierw niechciane dziecko, teraz niechciany dorosły. Skazany na straty już od pierwszych minut życia NoIr codziennie oddaje każdemu kawałek siebie, aby ty...