Banan w różowych okularach

26 6 0
                                    

NOIR*

   Wszyscy wpatrywaliśmy się w zadumaną Olivię, która opierała podbródek na splecionych dłoniach, próbując upodobnić się tym samym do starożytnych filozofów. Kobieta nawet patrzyła się w dal, wlepiając wzrok w bliżej niezidentyfikowany przedmiot stanowiący wyposażenie kawiarni. Siedzieliśmy cierpliwie, oczekując jakiegoś dalszego ciągu opowieści, jednak nic takiego się nie stało. Gomez dalej siedziała niczym zaklęta, bardziej podoba do figury wojskowej niż człowieka.

- Kim był poprzedni właściciel? 

- Zabiłaś tamtego Kota? 

- Pamiętasz dziecięcy rysunek?

   Wszystkie trzy pytania padły jednocześnie. Każde z nas inaczej odebrało opowieść Jaskółki o smutnym losie Ciornej Kiszki, która "poświęciła się" dla sprawy Mistrza Fu, wysadzając siebie wraz z całym Czarnobylem. Blaise okazał się być rzeczowy i konkretny, dla niego główną wartość stanowiła tożsamość osoby będącej obecnie w posiadaniu miraculum Czarnego Kota, Ryksa bardziej przejęła się tragiczną postacią Anatolija i jego beznadziejną sytuacją rodzinną, zaś ja po prostu byłem ciekawy, co też tamte dwa urocze szkraby z bajki o dwóch Azjatach, Europejczyku i Amerykance sobie stworzyły na kartce. 

   Oczywiście, moje pytanie wzbudziło największą konsternację. Pozostali zerknęli na mnie zmieszani, nie będąc pewnymi czy serio pytałem o takie głupoty, czy po prostu raczyłem żartować. Chyba mieli nadzieję, że wybuchnę śmiechem, wręczę im kwiaty, następnie wskażę na ukrytą kamerę, po czym zadam właściwe pytanie w stylu "Dlaczego nie zrobiłaś fuzji Jaskółki z Czarnym Kotem, skoro miałaś ku temu idealną okazję?".

- No co? - wypaliłem, druzgocząc ich nadzieje - Naprawdę chcę wiedzieć, co namalował.

- Ja... Nie wiem. Po prostu dziecięce bazgroły - odparła zakłopotana, drapiąc się po karku - Nie możesz oczekiwać, że będę pamiętać błahostki, które miały miejsce wiele lat temu. 

- Mogę pożyczyć długopis? - zwróciłem się do Ryksy, sięgając jednocześnie po serwetkę.

- T-tak... Już daję - wymruczała studentka, sięgając po torbę opartą o nóżkę stolika - Proszę - powiedziała, podając mi najbardziej czarne i smutne pióro jakie kiedykolwiek widziałem.

   Wziąłem długopis od rudowłosego dziewczęcia i szybko zacząłem kreślić na serwetce różne linie na pozór niemające ze sobą wiele wspólnego. Kreski układały się w dziwaczny wzór. Przez chwilę przypominały duże "Ż" ze zdublowaną kreseczką, następnie widzowi mogło wydawać się, że rysunek się do niego uśmiechał przez uroczy brzuszek ukryty za zmutowanym "z", potem pewnie obserwator dochodził do wniosku, że autor dzieła oszalał przez dodanie na końcu dziwnej laseczki. Odwróciłem chusteczkę ze skończonym rysunkiem i podsunąłem ją Olivii.

- To to? - spytałem z szerokim uśmiechem.

   Blondynka obracała serwetkę przez kilka sekund, przypatrując się uważnie całości, jakby nie mogąc się zdecydować, czy gdzieś już widziała podobne dzieło, czy może jednak widziała je po raz pierwszy w swoim życiu. Swallow zmarszczyła wreszcie brwi, dochodząc do najsłuszniejszego wniosku, po czym spojrzała na mnie jak na reinkarnację Picassa. 

- Skąd ty...? - wydusiła z siebie.

- Wygląda na to, że spotkaliśmy się już wcześniej - oznajmiłem - Nie poznałem cię przez ten strój. Kiedyś miałaś inny. 

- To ty byłeś tym dzieckiem? - wydukała oszołomiona Olivia.

- To, co widzisz, to nie jakieś bazgroły. To mój podpis - skinąłem głową, przejeżdżając palcem po szlaczku - "N" od Noël, "D" i "I" od Irydius, a także "de la" wchodzące w skład mojego nazwiska, które oznacza mniej więcej "z" i wskazuje na szlachecki rodowód, więc strzeżcie się, bo moim dziadkiem mógł być jakiś Burbon, a "R" pochodzi z "Ress".  Tłumacząc "NoIr de la Ress" to po prostu "Czarny z Ress". Wiem, że brzmi to śmiesznie, ale tak się nazywam. W końcu, mam czarne włosy, więc imię do czegoś zobowiązuje, nieprawdaż? - parsknąłem śmiechem, widząc miny pozostałych.

Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz