Cuda chińskiej natury okraszone nutką wyciągu z Mendy

37 7 9
                                    

NOIR*

- Wygląda więc, że to trudna i niebezpieczna praca - mruknąłem, pochylając się nad częścią kokpitu najeżoną różnymi guziczkami, które po uruchomieniu samolotu musiały świecić, migać i denerwować pilotów.

- Tylko dla tych, którzy się na tym nie znają - skwitował krótko Thor, jak zwykle nosząc na głowie hełm i gogle, spod których nie było widać większości jego twarzy. 

   Blaise był przez to trochę tajemniczy. Równie dobrze mógł nie mieć jednego oka, a w miejsce pustego oczodołu wsadzać kryształ. Mógł posiadać włosy w kolorze tęczy lub nie mieć ich wcale. Mógł nie mieć ucha albo jego czoło mogło być upstrzone setką blizn. Wiele było tych "mogło", praktycznie każdy mój domysł na temat wyglądu górnej części jego lica zakrawał o stuprocentowe prawdopodobieństwo. 

- Ty się znasz - stwierdziłem, patrząc na charakterystyczny mundur żołnierza i jego białe rękawy poprzecinane złotymi niteczkami.

- Tak, ale ja jestem pilotem - uśmiechnął się w taki sposób, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie i każdy powinien ją wiedzieć, choćby go wybudzono w środku nocy po ostrej balandze - Jeśli jednak będziesz chciał, mogę cię trochę podszkolić. Oczywiście, jeśli pan Bernard się na to zgodzi.

- Pan Bernard nie będzie miał nic przeciwko temu - oświadczyłem spokojnie - Jestem jego gościem i mam prawo do robienia tego, co mi się żywnie podoba.

- Doskonale. Jak będę miał wolną chwilę, przekażę ci co nieco na temat pilotażu. Kto wie, może kiedyś ci się to przyda? - zaśmiał się, a ja odpowiedziałem mu na to uniesieniem kącików ust.

   O tak... Taka umiejętność byłaby przydatna. Nawet bardzo... Oczywiście, jeżeli ta maszyna cicho startowała i naprawdę łatwo by się nią sterowało. Wtedy... W mojej głowie zaczął układać się już sprytny plan. 

- Kiedy lecimy? - zapytałem, aby zmienić temat.

- Za niedługo. Musimy poczekać na drugiego pilota i pana Ignatiusa oraz na odlodzenie samolotu - powiedział mężczyzna. 

- Odlodzenie? To samoloty się odladza? - zdumiałem się.

- No tak. Nawet cieniutka warstewka lodu jest niebezpieczna dla lotu. Skrzydła straciłyby siłę nośną i mogłoby dojść do przeciągnięcia maszyny, a w konsekwencji do katastrofy, jeśli bylibyśmy zbyt blisko ziemi - wyjaśnił.

- A autopilot? 

- Autopilot nie musi wcale wyrównać toru. Poza tym, może się zepsuć. Najlepiej sterować maszyną samodzielnie - oświadczył pewnym tonem oficer - Ale autopilota, rzecz jasna, mamy. 

- Dzięki, od razu mnie pocieszyłeś - mruknąłem - Teraz będziemy bezpieczni. 

- Jeszcze bardziej bezpieczni będziemy, gdy zapniemy pasy. Chodź, pokażę ci, gdzie masz siedzieć - oznajmił żołnierz.

   Tak jak powiedział, tak też zrobił. Mężczyzna złapał mnie silnie za ramię i usadowił na miękkim fotelu, po czym zapiął mi pasy bezpieczeństwa. Jednakże nie były to samochodowe zabezpieczenia przed wypadkami różnej maści, gdzie przepasało się tylko brzuch i klatkę piersiową, po czym miało się cały świat z głowy. Nie... W samolocie istniało pięć rodzajów pasów, jak zdążyłem się dowiedzieć. W normalnej sytuacji piloci zapinali się na dwa razy, jednak według Amerykanów ta sytuacja do normalnych nie należała ze względu na moją obecność, dlatego wszyscy uznali za stosowne zabezpieczyć się najlepiej jak się da, aby w razie mojego jakiegoś niespodziewanego, głupiego pomysłu, maszyna nie zderzyła się z... Czymkolwiek by mogła.

Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz