Biała kołdra w żółte kaczuszki zafalowała łagodnie poruszona nagłymi skurczami drobnego ciałka, które praktycznie zgięło się w pół od zbyt potężnego kaszlu. Jakim cudem wypluła z siebie tylko główkę pełną rozczochranych włosów, zamiast płuc zatkanych gęstym śluzem? Tego nie wiedział nikt, ale właścicielowi czarnej fryzury na pewno wydawało się, iż jego wnętrzności prędzej czy później wypłyną na wierzch podczas następnego ataku kaszlu.
Gdy napad wreszcie ustał, chłopiec opadł wykończony na poduszkę i westchnął ostrożnie, próbując nie sprowokować następnej salwy odkrztuszania lepkiej wydzieliny. Gdyby podejrzewał, że chodzenie po mieście bez czapki i szalika skończy się grypą, posłuchałby babci i mamy i ubrałby się cieplej. Z racji tego, że ich nie posłuchał, teraz musiał radzić sobie ze skutkami swojej decyzji wspomagany jedynie przez dziadka, który trzy razy dziennie przynosił mu do pokoju kubek ciepłego mleka ze słodkim miodem i łyżką masła.
Wyczerpany Noël sięgnął po leżącą przy poduszce chusteczkę i wytarł nią spierzchnięte usta. Chłopiec odczuwał olbrzymie pragnienie, które wzmagała dodatkowo wysoka gorączka. Na jego nieszczęście, szklanka z wodą, która stała na etażerce przy posłaniu, była już pusta. Najwidoczniej musiał opróżnić ją wcześniej lub jego babcia, bardziej zmartwiona stanem nawodnienia kwitnących na parapecie cyklamen, podlała ostatnimi kroplami kwiatki. Co jednak by się nie stało, zmuszało to chłopca do wstania z łóżka, co też uczynił z jękiem pełnym boleści.
Zmęczony Noël postawił okryte wełnianymi skarpetkami stopy na zimnej podłodze i podniósł się z łóżka, czując jak świat zawirował mu przed oczami. Nie była to jeszcze pora na aktywizowanie się, ale gdyby poleżał dłużej, z pewnością zmarłby z pragnienia. Zaciskając więc zęby, chłopiec podszedł do drzwi pokoju, które rodzina szczelnie zamknęła jako ochronę przed rozprzestrzenianiem się zarazków. W chwili, gdy położył dłoń na wytartej, białej klamce, skrzydło otworzyło się ze skrzypnięciem, a przed twarzą Irydiusa pojawiła się nieznajoma postać.
Niespodziewany gość, który bez pukania postanowił wejść do pokoju Noëla, okazał się dziewczynką, co było o tyle niespodziewane, że żadna żeńska istota poza babcią, mamą i ich przyjaciółkami nie przekroczyła progu mieszkania de la Ressów. Teraz za to stała przed nim dziewczynka, której brązowe włosy upięte były w dwa wysokie kucyki, a zielone tęczówki patrzyły na niego pytająco, jakby to nie ona była kimś obcym, a właśnie Noël.
- To ty wyłeś jak stary troll? - zapytała dziewczynka, w której oczach pojawiły się zaciekawione iskierki.
- Jak troll? - jęknął ochrypłym głosem Noël. Od wydania z siebie tego nieplanowanego dźwięku gardło zabolało go jeszcze bardziej niż wcześniej.
- Ściany się trzęsły, jakby ktoś schował tu smoka! - odezwała się dziewczynka - Myślałam, że ciocia Sophie ma tutaj komnatę pełną skarbów, którą strzeże wielka jaszczurka ze skrzydłami i przyszłam to sprawdzić!
Chłopiec wpatrywał się w nieznajomą pytającym wzrokiem. Sam nie wiedział, czy cała ta scena nie była tylko wytworem jego wykończonego chorobą umysłu. Na wszelki wypadek wysunął do przodu rękę, aby chwycić dziwnego chochlika za ramię, ale zanim to zrobił, dziewczynka wsunęła głowę do pokoju, delikatnie przesuwając czarnowłosego na bok.
- Ale tu wąsko! - zawołała ze zdumieniem - Smok z pewnością by się tu nie zmieścił!
- Tu nie mieszka żaden smok - wychrypiał speszony Noël - To jest mój pokój, nie żadnej wyrośniętej jaszczurki - powiedział z oburzeniem, zakładając ręce na piersiach - I nie jest wcale wąski, jest wystarczający - oznajmił, akcentując ostatnie słowo, które mama zawsze powtarzała, gdy narzekał na stan jakiejś rzeczy.
CZYTASZ
Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawek
FanfictionKażdy promyk światła ma w sobie odrobinę mroku... I każdy mrok rozświetla odrobina światła. Najpierw niechciane dziecko, teraz niechciany dorosły. Skazany na straty już od pierwszych minut życia NoIr codziennie oddaje każdemu kawałek siebie, aby ty...