Faraon Arrow I przegrywa w karty Egipt

24 8 1
                                    

NOIR*

- Jesteście szaleni - skwitował krótko Blaise, przeczesując ręką blond loki - Miło jednak, że po mnie wróciliście. Sądziłem, że umrę albo że zgarną mnie Niemcy. 

- Mielibyśmy nie wrócić po naszego przyjaciela? - spytałem, wciągając nitkę makaronu, który zamówiłem sobie na obiad. 

   Od chwili powrotu Blaisa ze szpitala, nie mogłem przestać się na niego gapić. To był pierwszy raz, gdy widziałem go bez hełmu i gogli zasłaniających mu połowę twarzy. Teraz wreszcie został ich pozbawiony, co pozwoliło mi bez przeszkód przyglądać się jego buzi w nagrodę za miesiąc podziwiania części jego umundurowania. A przypatrywać się miałem czemu. Mężczyzna okazał się być posiadaczem przepięknych, blond loków nadających mu aparycji aniołka, niebieskich oczu i lekko garbatego nosa. Wyglądał dość zwyczajnie, ale mimo to nie potrafiłem przestać zerkać na niego co chwilę, jakby w obawie, że ponownie założy swój hełm, aby pozostać bardziej anonimowym.

   Thor uniósł lekko krzaczaste brwi i parsknął śmiechem, jakbym właśnie opowiedział mu przedni dowcip. Niezbyt rozumiałem jego zachowanie, może w głowie mu się poprzewracało, jak nałykał się wody z Amazonki lub stracił zbyt dużo krwi przy katastrofie i od tego skretyniał. Możliwe, że cierpiał na paragelię, co sprawiało, że śmiał się w najmniej odpowiednich momentach. 

- Powiedziałem coś zabawnego? - spytałem, wycierając usta papierową chusteczką. 

- Ona nawet mnie nie znała - powiedział Chińczyk, wskazując głową na śpiącą w łóżku Olivię, która padała wręcz z wyczerpania po naszych szpitalnych przygodach - Ty zaś ukradłeś mój piękny samolot i próbowałeś mnie zabić. Tak okazujesz sympatię przyjaciołom? 

- Nigdy nie próbowałem cię zabić - mruknąłem, mieszając widelcem spaghetti - To, że napatoczyłeś się w tym samolocie, nie było moją winą. Nikt ci nie kazał w nim nocować.

- Nie wierzę... Naprawdę nie masz z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia? Najmniejszych? - zapytał mężczyzna, pokazując palcami ilość, którą uważał za "tyci-tyci". 

- Nie mam sobie nic do zarzucenia - pokręciłem spokojnie głową, wpatrując się w czerwony sos i dochodząc do wniosku, że kucharz w swej złośliwości poskąpił mi oregano - Chciałem po prostu wydostać się z Brazylii, nic więcej. Gdybyście mnie tam nie trzymali i nie próbowali wrobić w morderstwo Batey'a, do niczego by nie doszło. Jestem ofiarą waszego spisku. Poza tym, żyjesz, jesteś cały i zdrowy, nikt nie zginął... Nie ma więc powodu do zmartwień.

- Ofiarą to ty jesteś zawsze - bąknął Hatti, rzucając na puste krzesło kartę z kupionej w szpitalnym kiosku talii, na co Arrow jęknął cicho, patrząc z przerażeniem w swój stosik.

- Głupia ta gra... - skrzywił się sokołek, myśląc nad taktyką. 

- Dla ścisłości, nie zabiłem Batey'a. Możliwe, że posiadałem jakiś motyw, o którym nie wiem, ale go nie zabiłem. Nóż, który przy mnie znaleziono, podrzucił mi Menendez - odparłem, zlewając swe kwami od góry do dołu. Sam nie wiedziałem, dlaczego ponownie wróciłem do tego tematu. Możliwe, że świadomość, iż Thor nadal uważał mnie za potencjalnego mordercę, była dla mnie zbyt przytłaczająca.

- Po co pan Ignatius miałby to robić? - spytał dziecięco naiwny Blaise. 

- Proste. Bo jest mendą - wyjaśniłem krótko, acz treściwie, nawijając kluski na miniaturowy trójząb.

- A coś więcej? To, że go nie lubisz, zauważyłem już dawno temu.

- Niby kiedy? - spytałem, zerkając na długie nitki wiszące w powietrzu.

Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz