NOIR*
Założyłem na siebie białą puchową kurtkę i równie puchate spodnie oraz hełm i gogle, które wchodziły w skład aramejskiego munduru. Żołnierz, od którego Hatti pożyczył ten ekwipunek, z pewnością go już nie potrzebował, a jeśli jednak z jakiś niewytłumaczalnych przyczyn był mu potrzebny, to musiał się obejść smakiem, albowiem planowałem wywieść ów strój na Maltę. W Hawanie mógł go już odebrać, dłużej niż na lot samolotem nie był mi potrzebny. Mundur miał mi zapewnić jedynie kamuflaż w gruzińskim obozie, aby żaden dzielny wojak nie ustrzelił mnie jak kaczkę za ucieczkę z aresztu domowego. Potem niech się dzieje wola nieba! W końcu, z nią się zawsze zgadzać trzeba.
- Wszystko gotowe? - spytałem lewitującego nieopodal Hattiego, poprawiając przy tym ostatni raz gogle, tak aby zakryły mi nos.
- Gotowe, lamusie - odparł, jak zawsze przyjacielski Hatti, chowając do papierowego pudełeczka karty do gry, którymi bawiliśmy się przez ostatnie kilka tygodni - Przenieśliśmy twoje rzeczy do samolotu i tak jak się umawialiśmy, przykryliśmy wszystko płachtą, aby nikt niczego nie zauważył. Jeszcze nie podniesiono alarmu, więc pewnie wzięli to za sprzęt jakiegoś swojego pijanego koleżki, który nie zdołał samodzielnie wrócić nocą do baraku.
- Nareszcie uciekniemy z tych przeklętych Chin - mruknąłem, zapinając suwak.
- Tak, siedzieliśmy tu zdecydowanie zbyt dłu... - kwami niespodziewanie przerwało i spojrzało na mnie takim wzrokiem, jakbym właśnie oświadczył, że zostałem generałem i to piechoty morskiej - Co ty powiedziałeś?
- Że nareszcie uciekamy z tych przeklętych Chin.
- Nie wierzę... Wiesz, że jesteśmy w Chinach? - zdumiał się Hatti - Wiesz w ogóle, że Chiny istnieją?
- No ba! Pewnie, że wiem! - żachnąłem się - Za kogo ty mnie masz?
- Za lamusa, który jeszcze miesiąc temu twierdził, że znajduje się w Finlandii.
- Oj, Hatti, Hatti... - westchnąłem rozbawiony - Dla mnie świat dzieli się na "Bordeaux" i "cała reszta". Nie ma znaczenia, gdzie jestem i dokąd zmierzam. Liczy się tylko to, że pewnego dnia wrócę do mojego rodzinnego miasta, w którym osiądę i będę wiódł szczęśliwe życie bez zastanawiania się nad tym, czy Londyn jest w Afryce czy na Antarktydzie. Spójrz na to tak... Mój żywot nigdy nie zależał od geografii.
- Będziesz najgorszym Strażnikiem w dziejach Zakonu - oświadczyło poważnie stworzenie - To też jest jakieś osiągnięcie.
- A ciebie będą kojarzyć tylko ze mną, więc vice versa - odparłem.
- Wypraszam sobie! - parsknęła istotka - Nie zapominaj o całej siódemce Tuatar! W Nowozelandczykach kryje się siła tak olbrzymia, że żaden Francuz w życiu jej nie pojmie! A już na pewno nie zrobi to taka ciamajda jak ty!
Jakby chcąc zaprezentować ową niewyobrażalną potęgę, Hatti napiął się w rozkraczonym przysiadzie, wydając przy tym niepokojący pisk. Następnie wytrzeszczył ślepia, wyrzucił na wierzch język, zasłaniając nim brodę, nadął policzki, zasyczał przez zaciśnięte zęby, uderzył rytmicznie łapką w łapkę, w udo, w tors, w nóżkę i pomachał oszalale rączkami.
- Co ty robisz? - zaśmiałem się, widząc jego marne popisy.
- To haka. Maoryski taniec wojenny. Umiesz coś takiego zrobić? - zapytał z przekąsem.
- Nie i czuję się z tego powodu dumny.
- Ha! - ponownie pisnął, uderzając mnie łapką w gogle - Wszyscy twoi poprzednicy to umieli!
CZYTASZ
Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawek
FanfictionKażdy promyk światła ma w sobie odrobinę mroku... I każdy mrok rozświetla odrobina światła. Najpierw niechciane dziecko, teraz niechciany dorosły. Skazany na straty już od pierwszych minut życia NoIr codziennie oddaje każdemu kawałek siebie, aby ty...