Mini mon ami Żużiju

37 5 0
                                    

   Wylądowałem miękko na czterech łapach niczym rasowy kot, którym zresztą byłem w.. iluś tam procentach (gdybym dysponował kartką papieru, długopisem i kalkulatorem, z pewnością obliczyłbym wynik i podał jeden z czterech możliwych) i przez chwilę siedziałem w tej dziwnej, zwierzęcej pozycji, czekając, aż opadnie chmura kurzu, która wzniosła się po moim nagłym skoku i aż całkowicie ucichnie fala dźwiękowa, która mogłaby zaalarmować moich potencjalnych wrogów. 

   Po jakimś czasie, uznając, że nic mi już nie zagrażało, wstałem, otrzepałem mój dziwaczny kostium złożony z kilku fuzji i zerknąłem na sufit, aby upewnić się, że dziura stworzona za pomocą Kotaklizmu nie zagrażała stabilności budynku. Na szczęście, wszystko wyglądało w porządku (albo znośnie, jeśli ktoś jednak przyczepiłby się do tego wielkiego wyłomu). 

   Uśmiechnąłem się sam do siebie dumny z faktu, że coraz lepiej szło mi posługiwanie się różnymi mocami i już miałem ruszyć przed siebie, badając jednocześnie teren, gdy wtem spostrzegłem przed sobą mężczyznę, a właściwie napakowanego faceta z twarzą szczura, który wybrał się na bal przebierańców w stroju ochroniarza. Wtedy dotarło do mnie, że zdecydowanie zbyt często wpadałem na wszelkiej maści strażników, policjantów i innych ochroniarzy. Niemalże za każdym razem, gdy chciałem coś zrobić, to nagle pojawiał się tabun stróżów prawa, chcących pokrzyżować mi plany, mimo iż nawet ich nie znali i pierwszy raz widzieli mnie na oczy. Źle to o nich świadczyło. 

Bonjour, monsieur - przywitałem się najbardziej czarującym głosem, na jaki było mnie stać i delikatnie skłoniłem się przed mężczyzną - Piękny mamy dzień, nieprawdaż?

   Pan o szczurzej aparycji przyglądał mi się uważnie przez kilka sekund, następnie zlustrował wzrokiem dziurę w suficie i resztki tynku na podłodze, aby potem znów zawiesić oko na mnie. 

Je m'appelle Irydius - powiedziałem na zachętę, aby jakoś skłonić jegomościa do dalszej rozmowy, mając jednocześnie świadomość, że Monsieur Szczur mógł mnie w ogóle nie rozumieć, czego nie miałbym mu za złe - Jeśli chodzi o tę dziurę nad nami... - zerknąłem w stronę sufitu, z którego na spokojnie dało się oglądać różowawe niebo - Przepraszam. Musiałem się tu jakoś dostać. 

   Mężczyzna nic nie odpowiedział. Prawdopodobieństwo, że nigdy nie słyszał o Francji, Francuzach i najbardziej romantycznym języku świata wzrosło do 90%, ale w głębi duszy dalej miałem nadzieję, że może jednak coś tam zrozumiał i nie zamierzał wcale wzywać posiłków za zniszczony dach, który na spokojnie mógłbym mu naprawić przy pomocy miraculum Biedronki. Oczywiście, gdybym był w jego posiadaniu.

   W chwili, gdy myślałem już, że ja i Monsieur Szczur zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi, którzy wyposażeni w magiczną biżuterię mogliby wspólnie ratować świat (zwłaszcza, że istniało przecież miraculum Myszy), kątem oka zauważyłem, jak facet dyskretnie sięgnął po pałkę, którą miał zawieszoną na czarnym pasku oplatającym mu biodra. Niezbyt mi się to spodobało. Nie rokowało to dobrze naszej właśnie rozpoczętej przyjaźni. 

- Wiesz... Nie chciałbym ci robić krzywdy, zwłaszcza, że moja broń prezentuje się znacznie okazalej od twojej - oznajmiłem, sięgając po kosę przewieszoną przez plecy - Proponuję, abyśmy rozeszli się w pokoju i wspólnie chwalili okazane sobie miłosierdzie. Co ty na to? - spytałem, opierając podbródek o trzonek kosy - Oczywiście, zawsze mogę pokazać ci, jak radzę sobie na placu boju, ale po moim popisowym numerze nie byłbyś już w stanie... Grać na saksofonie, dla przykładu. 

   Uważnie przypatrzyłem się mężczyźnie. Ochroniarz, bo najprawdopodobniej taką funkcję pełnił w tym budynku, dalej trzymał dłoń na pałce, jednak jak udało mi się zauważyć, jego ręka niezauważalnie poczęła drżeć, tak samo jak całe jego ciało. 

Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz