Jabłkowy Etwas mit Sahne

25 6 2
                                    

NOIR*

   Uśmiechnąłem się słodziutko do rudowłosej dziewczyny, pchając ją z powrotem do stolika. Coś mi mówiło, że próbowała uciec z tej uroczej kawiarenki, a do tego dopuścić przecież nie mogłem. Gdybym pozwolił dziewczęciu zwyczajnie wyjść, podobizny moje, jaskółczej Koreanki i zabójczo przystojnego asa przestworzy wisiałyby na wszystkich latarniach i słupach telegraficznych, puszczając zalotnie oczka z pierwszych stron gazet oraz ekranów telewizorów, zaś policjanci narodowości wszelkich rzucaliby się na nas jak nieszczęśliwi na widok porzuconego na chodniku grosika. Zbyt dużo ryzykowaliśmy. W końcu... Nie na darmo wykoleiłem pociąg, no nie? 

   Ognistowłosa studentka zerknęła na mnie niepewnie, jakby obawiając się, czy nie sprzedam jej zaraz Finlandczykom. Dla pewności rozejrzałem się po przestronnym pomieszczeniu przypominającym fanklub drwali, ale nigdzie nie spostrzegłem Rowerka i Katarynki, moich dawnych przyjaciół z Monopolowej Republiki, którzy w chwilach wolnych od handlu Francuzami zajmowali się składaniem czci Wielkiej Piranii. Byli za to Olivia, siedząca za stolikiem oraz czarnowłosy kelner prezentujący się jak typowy barman, który wziął pracę tylko dlatego, aby móc obserwować bawiący się tłum na imprezach, ponieważ nie było go stać na wejściówki. Za mną szedł Thor, tego byłem wręcz pewien. Czułem na karku jego oddech. Chuchał i dmuchał na mnie łajdak, jakbym był jajkiem i to nie takim zwyczajnym, ale zamówionym przez cara. Miałem ochotę go lutnąć, jednak przypomniałem sobie, że ta śliczna buzia, to jedyne, co Blaisa jeszcze trzymało przy życiu. 

- Widzę, że się rozgościłyście - zagaiłem do Swallow, który oparła łokcie na stoliku. 

- A ja widziałam twoje "bez żadnych głupstw" - odparła blondi kąśliwie, ewidentnie wypominając mi drobny, kolejowy incydent. 

- I jak ci się podobało? 

- Bardzo. Wszędzie płomienie, dym, kompletny bałagan - wyliczyła - Masz szczęście, że obyło się bez ofiar.

- Czysta robota, Swallow. Naprawdę wątpiłaś w moje zdolności? - położyłem dłonie na blacie, nachylając się nad kobietą, co sprawiło, że Blaise pokraśniał jak dojrzała wisienka. 

- Powinnam cię za te zdolności zamordować, Hati - oznajmiła takim tonem, jakby relacjonowała pogodę. 

- Tylko nie Hati... Nie wiesz, że według nordyckiej mitologii to wielki wilk ścigający Księżyc? - spytałem, biorąc w palce jeden z jej długich kosmyków - W dodatku, imię to oznacza "wroga", a ja jestem twoim przyjacielem. Prawda, Jaskółeczko? - posłałem damie najbardziej słodki uśmiech na jaki było mnie stać - Przyjaźnimy się?

- To jak mam do ciebie mówić, drogi NoIr? - zapytała, całkowicie olewając moje zapytanie o przyjaźń.

- Hatti, jeśli Hatteria jest zbyt trudna do wymówienia.

- Przecież to to samo... - Gomez widocznie moja wypowiedź zbiła z tropu.

- Nie, tutaj są dwa "t" w wyrazie - lekko cmoknąłem ją w policzek, przyprawiając Thora o taką wściekłość, że byłby pewnie gotowy do wzniecenia Ragnaröku - Wcześniej było jedno - dodałem, odsuwając sobie krzesło i dosiadając się do stolika. 

   Po chwili obok nas siedzieli także szanowny żołnierz japońskiego lotnictwa, tak szkarłatny na twarzy, że komuniści pewnie przychodziliby do niego po korepetycje z bycia czerwonym oraz niedoszła pielęgniarka zawstydzająca barwą swego owłosienia wszystkie luksemburskie wiewiórki. Oboje mieli usta zwężone w cienkie linie, które przy odrobinie szczęścia nadałyby się na ekierki czy inne linijki. Byli źli. R jeszcze rozumiałem, przecież przeszkodziłem jej w podróży na komisariat, co mocno uwłaczało austriackiemu poczuciu służby obywatelskiej, ale Blaise'owi już się dziwiłem. Wyrwałem go z ziemi norweskiej, zwróciłem mu wolność, a ten tak mi się odwdzięczał... Wstyd, po prostu wstyd. 

Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz