Koncept czarnych kiszek

34 7 1
                                    

   Mężczyzna długo obracał sygnet w palcach. Nigdy nie widział takiej ozdoby. Pierścień wyglądał, jakby zrobiono go z najprawdziwszego srebra. Lśnił w słabym świetle lampy naftowej, zachęcając swą urodą do założenia na paliczek. Anatolij jeszcze raz obrócił biżuterię, unosząc jednocześnie wzrok na niskawego dziadka siedzącego po drugiej stronie stoliczka ukleconego z kilku spróchniałych desek. 

- Moc niszczenia, powiadasz? - zapytał, uśmiechając się kpiąco. 

- Nie inaczej - przytaknął starzec ledwo widoczny znad stolika.

- Dlaczego mam ci wierzyć? - mężczyzna ponownie przyjrzał się sygnetowi, marszcząc brwi, jakby zauważając na nim skazę.

- Załóż, to sam się przekonasz. 

   Anatolij parsknął śmiechem, odkładając pierścień na blat. Prawą ręką chwycił niemalże pustą butelkę z brązowego szkła i porządnie sobie golnął, wycierając usta rękawem. Mistrz Fu patrzył na tę scenę ze spokojem, chociaż w migoczącym świetle lampy mogło się zdawać, że jego oczy pełne były troski i współczucia dla podchmielonego Ukraińca. 

- Zdaję sobie sprawę, że proszę cię o zbyt dużo - zaczął niepewnie, kręcąc się na wiadrze, które robiło mu za krzesło. 

- Doprawdy? - mężczyzna ponownie się roześmiał, przechylając butelkę do góry dnem, aby sprawdzić, czy zostało w niej jeszcze trochę alkoholu. 

- Nie chcę cię do niczego zmuszać, ale spójrz na to tak... - Chińczyk zerknął w kierunku stojącego po prawej stronie drzewa. 

   Roślina jakich wiele, na pierwszy rzut oka miała chyba z siedem metrów, jak nie więcej. Po zmroku nie dało się rozpoznać jej koloru ani kształtu liści, ale po usypiającym zapachu żółtawych kwiatków Wang rozpoznał w drzewie lipę. O mało co nie roześmiał się w duchu. Na szczęście, w porę się powstrzymał. Żartowanie z tego w takim momencie mogłoby zniweczyć jego plany. Anatolij był rozchwiany emocjonalnie, żył tylko dlatego, że gałąź obwiązana sznurem nie wytrzymała ciężaru i pękła. Gdyby teraz zaczął opowiadać żarty o lipach, pan Rogożkin mógłby zrobić jakieś głupstwo. Rzuciłby się jeszcze pod samochód czy coś takiego... Szkoda byłoby tracić tak idealnego kandydata. 

   Anatolij również spojrzał na swoje niedoszłe miejsce śmierci i skrzywił się nieznacznie, uświadamiając sobie, że wykorzystał ostatnie resztki wysokoprocentowego napoju. Rzucił butelkę w trawę i zapatrzył się na drzewo w stylu Kochanowskiego nabierającego inspiracji do pisania "Trenów" dla zmarłej córeczki. 

- Jeżeli coś pójdzie źle, spełnisz swój cel - dokończył Fu. 

- Uważasz, że moim jedynym dążeniem jest śmierć? - zapytał głucho Rogożkin - Nie powinieneś powiedzieć, że dobry Bóg specjalnie złamał tę gałąź, aby dać mi do zrozumienia, że nie nadszedł mój czas? 

- Opatrzność ocaliła cię od śmierci, ale z pewnością nie rozwiązała twoich problemów, czyż nie? - Wang zamachał nogami, wpatrując się w lekko zakurzone mokasyny. 

   Mężczyzna milczał, obserwując zbierającą się na trawie rosę. W maleńkich, okrągłych kropelkach odbijała się jego twarz - szara, smutna, pobrużdżona licznymi, drobnymi zmarszczkami. Oczy w kolorze przygaszonego opalu zdawały się gromadzić w sobie żal i cierpienie całego narodu dalej podnoszącego się po powstaniu Chmielnickiego, represjach ze strony sąsiadów, rzezi wołyńskiej oraz Wielkim Głodzie. Srebrne tęczówki Rogożkina w połączeniu z posiwiałymi, tłustymi włosami sprawiały tak przykre wrażenie, że Wang przez chwilę miał ochotę uściskać zasmuconego Ukraińca. Powstrzymał się jednak, karcąc się w duchu za swą zbyt wielką wrażliwość i dobre serce.

Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz