NOIR*
Z nudów postukałem palcami w metalową ławeczkę wozu milicyjnego, do którego wsadziły mnie mężne służby porządkowe Pekinu za rzekome naruszanie ładu społecznego. Póki co, mogłem stukać sobie do woli, albowiem mój azjatycki anioł stróż w zielonym stroju leśniczego nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi, z fascynacją podziwiając martwą ścianą przed sobą. W ogóle był jakiś dziwny, jego oczy świeciły opalizującą bielą, a on sam zachowywał się nad wyraz spokojnie. Nie to, żeby mi przeszkadzało; wysoce ceniłem sobie moje zdrowie fizyczne i nawet nie śmiałem marzyć o ciężkich uderzeniach policyjnej pałki na skórze, jeszcze do cna nie oszalałem.
Atmosfera w ciężarówce, aucie lub furgonetce była miła i senna. Właściwie ciszę przerywał tylko szum jadących gdzieś samochodów i moje ochocze pukanie w siedzisko. Było tak niesamowicie cichutko, że nawet Hatti odważył wychynąć łebek z kieszeni półpłaszcza (chrupiąc przy tym chińskiego pierożka z kurczakiem i kapustą na parze, który udało mi się zwinąć z jednego straganu), aby poobserwować sobie policjanta, który nijak nie skomentował mojej przemiany zwrotnej w środku pojazdu.
- Fascynujące... - oznajmiło wszem i wobec czerwonookie kwami, zajadając się pierogiem - Po prostu niesamowite...
- Co jest tak fascynująco niesamowite? - spytałem, wygrywając palcami rytm "Marsylianki".
- Moc Pandy... Nigdy jej nie widziałem. Wyobraź sobie, że przesiedziałem całe wieki w Nowej Zelandii, lamusie!
- Nie musisz krzyczeć - westchnąłem - I wolałbym, abyś nie określał mnie tą nędzną nazwą.
- Wolisz być od teraz beznadziejnym Frankiem, gnuśnym i w ogóle do niczego?
- Wolę być NoIr, skoro moje dwa imiona są dla ciebie zbyt trudne do wypowiedzenia - odparłem ze śladem uśmiechu na ustach.
Hatti jedynie prychnął, połknął w całości przekąskę i wyfrunął z kieszeni, aby z bliska poobserwować zaklęcie zastosowane przez Pandę. Moim zdaniem, nie było w nim niczego niewiarygodnego. Możliwe, że facet był po prostu ślepy i dlatego miał białe tęczówki albo jego rodzina skrzętnie ukrywała w swych szeregach albinosa.
Nagle jednak dzielny stróż prawa zamrugał w podziwie oczami, które przybrały pospolicie brązową barwę, powodując tym samym przerażenie Hattiego, który pisnął jak nadepnięta psia zabawka i ratując swój nieśmiertelny żywot, schował się w czeluściach mego półpłaszcza. Chińczyk za to pozbawiony pandziego czaru (którego właścicielka musiała się odmienić lub zginąć śmiercią tragiczną) zerknął na mnie niepewnie, słysząc dźwięk wydany przez niewyparzone kwami.
- Piiii! - westchnąłem, opukując się po klatce piersiowej i śmiejąc idiotycznie - Mam astmę.
Miałem nadzieję, że to dziwaczne westchnięcie faktycznie brzmiało jak niechybny atak choroby i że mój (nie)anioł stróż uzna to za dobrą monetę i nie będzie drążyć sprawy, zwłaszcza, że zdawał się w ogóle nie rozumieć mojego narodowego języka. Dla własnego bezpieczeństwa postanowiłem się zamknąć, aby drogi obywatel tego pięknego kraju nad Renem nie postanowił mnie trzepnąć paralizatorem lub czym tam miał pod ręką. Znowu nastała taka cisza, że w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że wywołała u mnie halucynacje, gdyż usłyszałem jakby coś miękko wylądowało na dachu suki.
- Padnij! - krzyknął nagle Hatti z czeluści kieszeni.
- Co? - spytałem zdumiony.
- Zhè shì shénme? - dodał policjant, co doprowadziło mnie do słusznego wniosku, że mowa kwami musiała być uniwersalna dla wszystkich państw świata.
CZYTASZ
Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawek
Fiksi PenggemarKażdy promyk światła ma w sobie odrobinę mroku... I każdy mrok rozświetla odrobina światła. Najpierw niechciane dziecko, teraz niechciany dorosły. Skazany na straty już od pierwszych minut życia NoIr codziennie oddaje każdemu kawałek siebie, aby ty...