NOIR*
- To na pewno tutaj? - spytałem, rozglądając się po lesie.
Szliśmy już dobrą godzinę, lawirując pomiędzy drzewami i krzewami, które nie wyróżniały się absolutnie niczym ciekawym. Gdybym szedł sam na poszukiwania Schwarze Katze, to pewnie bym się zgubił, ale na szczęście była ze mną trzyosobowa eskorta, która pilnowała każdy mój krok.
- Moim zdaniem kręcimy się w kółko - powiedziałem sceptycznie, opierając się ręką o pieniek.
Czując pod dłonią coś miękkiego, odskoczyłem przerażony. Całe drzewo było pokryte zieloną warstwą mchu. Nie dobrze, bardzo nie dobrze... Od dawna wiadomo, że ten zielonkawy meszek był trujący i motał ludziom w głowach. W dodatku wskazywał południe, co musiało znaczyć, że kręciliśmy się po tym zagajniku pół dnia (wyruszyliśmy o siódmej rano, a drzewo mówiło, że było południe, a ono nie mogło się mylić) i nie ma zmiłuj, zgubiliśmy się na sto procent, zaraz zjedzą nas wilki albo leśni kanibale, którzy przystroją nasze głowy pomarańczami. Nie żeby coś, ale tak sobie myślę, że lepiej prezentowałbym się jednak w jagodach lub malinach. W cytrusach mi nie do twarzy...
Prędko wytarłem rękę o kremowe spodnie, gdy wtem rozległo się przeciągłe wycie. Zamarłem. Pięknie, kurde... Wykrakałem. Odchyliłem poły żakietu, w którego wewnętrznej kieszonce siedzieli Hatti i Blood. Normalnie siedziałaby tam jeszcze Llata, ale małe niebieskie kwami przeniosło się do Ryksy i jej skórzanej torby z indiańskimi frędzlami.
- Czy wy też to słyszeliście?
- Nie - kiwnął głową zaspany Blood, przecierając łapkami ślepka.
- Taaaaak - mruknął niepewnie Hatti - Brzmiało jak głodny Blaise.
Parsknąłem śmiechem, zasłaniając usta. Faktycznie, Thor z samego rana wydawał podobne dźwięki, oświadczając całemu światu, że nadeszła pora jego karmienia. W takich momentach Olivia, z którą ku memu nieszczęściu dogadywał się wyśmienicie, chwytała za telefon i wzywała obsługę hotelową, stawiając blondasowi kawę i ciastko.
- Dobra, masz rację. Punkt dla ciebie - przyznałem rozbawiony.
- Zawsze punktuję, leszczu - Hatti złośliwie się uśmiechnął.
- Chciałem jednak zauważyć, że Blaise już dzisiaj jadł - odparłem chłodniej.
Matko, jak ja nienawidziłem tego zbędnego dogryzania i nazywania mnie leszczem. Innych bawiły nasze pogawędki z Hattim i to jak ten jechał po mnie po całości, ale nie po to przecież byłem na pięciu różnych kierunkach studiów, aby teraz dać się tak poniżać przez stworzenie mierzące dziesięć centymetrów. Czasem naprawdę miałem ochotę złapać tę małą, wredną istotkę i udusić ją, ale przecież ta podła ameba była nieśmiertelna. Tylko bym się zdyszał przy mordowaniu jej, a mini hatteria na końcu doszłaby do jakże światłego wniosku, że muszę być leszczem, skoro nie potrafię jej skutecznie uśmiercić.
- Chyba nie myślisz, że to jakiś drapieżnik? - spytało kwami.
- Wilki brzmią podobnie... - skomentował Blood.
- Widziałeś kiedyś wilka? - Hatti zerknął na nietoperka niedowierzająco.
- Oczywiście. Dziecko Wilka żyło w tym czasach, co mój nieszczęsny właściciel. No i był jeszcze Żelazny Wilk. Gaje pełne były tych psowatych. Ich wycie roznosiło się każdej nocy. Brzmią podobnie.
Nagle pomiędzy drzewami zamajaczył mi bury pysk pełen ostrych zębów. To się nie mogło dziać naprawdę. Musiałem mieć schizy po dotknięciu mchu albo to Blood przysłał swoim gadaniem jakiegoś zmarłego posiadacza miraculum. Szybko przerzuciłem w głowie informacje na temat ostatniego Wilka. Kobieta, blondynka, jakich wiele, urodziła się, zmarła... Taak, chyba powinno wystarczyć, aby wiedzieć, że była gotowa przebić mnie na wylot swoją szyszką.
CZYTASZ
Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawek
FanfictionKażdy promyk światła ma w sobie odrobinę mroku... I każdy mrok rozświetla odrobina światła. Najpierw niechciane dziecko, teraz niechciany dorosły. Skazany na straty już od pierwszych minut życia NoIr codziennie oddaje każdemu kawałek siebie, aby ty...