NOIR*
Czerwień koronki i delikatne muśnięcie opuszków palców materiałem sukni było czymś, co na chwilę zatrzymało czas. Wszystkie możliwe zegary świata ustały, znieruchomiały również projekcje za oknem ukazywane przez magię Multiwersji, które zamarły na najtragiczniejszych momentach mojej pamięci. W jednej chwili przestrzeń pogrążyła się w mroku i chłodzie, jakby przeczuwając to, co było nieuniknione.
Nie upadłem jednak na drewnianą podłogę, tak jak się tego spodziewałem, ratując tym samym swoje żebra przez bolesnym złamaniem. Zamiast tego wylądowałem brzuchem na mokrej, zroszonej rosą ciemnej trawie, strząsając kropelki cieczy na ziemię po nagłym ślizgu.
Oszołomiony podniosłem się najpierw na kolana, a następnie wyprostowałem się ostrożnie, starając się przy okazji doprowadzić do porządku ubrudzone po niespodziewanej przejażdżce spodnie, na których odznaczyły się zielono-brązowe plamy. Przede mną rozciągał się widok na obumarły, mroczny las zasnuty mgłą.
Pełen wątpliwości postąpiłem kilka kroków do przodu, wietrząc w powietrzu spisek. Ile to już razy w ciągu tego czasu magicznie trafiałem do podejrzanych miejsc, z których nie mogłem się potem wydostać w cywilizowany sposób? Ten las z pewnością był jednym z nich i tu najpewniej miało dojść do mojego ostatecznego starcia z bossem, jakim była nieuchwytna Multiwersja. Odetchnąłem głęboko dla dodania sobie odwagi. W końcu nie taki diabeł straszny, jakim go malują. Jeszcze minutę temu miałem okazję rozmawiać z zaakumowaną kobietą i byłem pewien, że bitwa z nią nie mogła mi sprawić problemu, pod warunkiem, że ta nie zmieni mnie w drzewo i nie przygwoździ korzeniami do ziemi. Na moje szczęście, takiej mocy nie miała. Potrafiła jedynie mącić w umyśle i wymuszać słodko-gorzkie halucynacje, na które zdążyłem się już uodpornić. Zdeterminowany postawiłem kolejny krok, stając na krawędzi lasu. W momencie, gdy zdecydowałem się zanurzyć w gęstej, mlecznej, złowrogiej mgle, poczułem na ramieniu delikatny dotyk.
Zamarłem. Powinienem był się spodziewać ataku z tyłu i lepiej się wcześniej przygotować. Teraz nie było już na to czasu. Za moimi plecami mógł stać dosłownie każdy o złych lub dobrych intencjach. Niewiele myśląc, gwałtownie odwróciłem do tyłu, sprzedając gonga prosto w nos tajemniczego przeciwnika.
Wyższa ode mnie postać jęknęła przeciągle, łapiąc się odruchowo dłońmi za nos i zaskoczona przysiadła na trawie.
- Auu... - syknął nieznajomy - Za co? To ja ci tu skórę ratuję, a ty mi się tak odpłacasz? Zero wdzięczności...
- Wdzięczności? - parsknąłem śmiechem. Szybko oddychając, chwyciłem w dłonie kosę, którą powinienem był zdjąć z pleców już dawno i wycelowałem ostrzem w kierunku nieznajomego, mierząc go wzrokiem - Nie dam się drugi raz na to nabrać!
- Nabrać na co? - postać delikatnie odjęła dłoń od nosa i z niesmakiem przyjrzała się złotawej, iskrzącej cieczy, która pojawiła się na powierzchni jej gładkiej skóry. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę na co patrzyłem. Zdumiony, nieznacznie opuściłem broń.
Przede mną siedział najprawdziwszy anioł. Jego mleczna skóra zdawała się lśnić w padającym zza chmur blasku księżyca, tak samo jak krótkie, kręcone, blond włosy (notabene, należące do podstawowego stereotypu anioła). Na głowie legendarnego stworzenia spoczywała przepaska z dużym, srebrnym kamieniem przypominającym ziemskiego satelitę co noc ukazującego się na niebie. Tak samo ciemny płaszcz wyszywany gwiazdami przywodził silny związek z nocną porą doby. Właściwie, gdyby nie biało-niebieskie skrzydła przyprószone w niektórych miejscach śniegiem, mógłbym wziąć tajemniczego przybysza za przedstawiciela elfów przez wzgląd na jego śliczną twarz.

CZYTASZ
Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawek
FanfictionKażdy promyk światła ma w sobie odrobinę mroku... I każdy mrok rozświetla odrobina światła. Najpierw niechciane dziecko, teraz niechciany dorosły. Skazany na straty już od pierwszych minut życia NoIr codziennie oddaje każdemu kawałek siebie, aby ty...