NOIR*
Oparłem się plecami o drzwi z mocno bijącym ze strachu sercem. Austriacka służba zdrowia była skuteczniejsza niż przypuszczałem. Zapewne wysłali tę dziewczynę w przeszpiegi wraz z dwoma ochroniarzami, dzierżącymi czarne, gumowe pałki jak maczugi dzikich olbrzymów oraz recepcjonistką, która miała mnie powalić szpitalną biurokracją. Musieli być zdesperowani, może mieli za mało pracy przy innych pacjentach albo po prostu oszaleli na punkcie mojego cosplay'u ducha błądzącego bez celu po korytarzach. Jakikolwiek cel im przyświecał, na pewno nie był szczytny. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie zadzwonić do chińskiego ministra zdrowia i podległemu mu WHO, aby złożyć zażalenie, ale po namyśle doszedłem do wniosku, że prędzej przyślą im kilkanaście karetek w roli wsparcia i jeszcze wskrzeszonego Hipokratesa, aby zmusił mnie do uległości słowami swej słynnej przysięgi.
- Kto to był? - spytał Blaise, przekręcając zabawnie głowę w lewą stronę jak mały, uroczy szczeniak, z którym mógłby nawet konkurować, patrząc na jego przystojną twarz amerykańskiego zawadiaki.
- Gdzie moja kawa? - zapytała Olivia, zerkając na mnie roszczeniowo, jakbym ślubował jej przed wiekami, że każdego popołudnia będę jej dostarczał napój pełen kofeiny do łóżka.
Przyłożyłem palec do ust, nakazując zgromadzonym milczenie. Ich zbędna paplanina tylko naprowadzała szpital na nasz trop. Byłem wręcz pewien, że na drzewach zwisały już uzbrojone w strzykawki ze środkiem uspokajającym pielęgniarki, a ratownicy medyczni rozkładali pod oknami dmuchane zamki, czekając aż powypadamy znużeni przez okna.
- Shhh! - syknąłem ostro, na co obaj blondyni, a raczej blondyn i blondynka spojrzeli na siebie znacząco, telepatycznie dochodząc do wniosku, że interesuje ich mój sposób bycia i właśnie zostałem okrzyknięty ich duchowym idolem.
- Kto tam jest? - ponowił swe pytanie szeptem Thor, dostosowując się do konspiracyjnego klimatu.
- Ta ruda małpa - odparłem cicho, mając nadzieję, że rzeczony dziki zwierz nie usłyszał opinii na swój temat, bo inaczej pogruchotałby mi kości i Znak Jaskółki nic by już na to nie poradził, a ja miałbym na nagrobku napis "zginął śmiercią tragiczną".
- Ruda małpa? - zastanowił się blondyn, drapiąc się po głowie, co nadało mu jeszcze bardziej słodkiego wyglądu - Orangutan?
Z zażenowania wręcz strzeliłem sobie palmface, uderzając w czoło tak siarczyście, że niechcący doprowadziłem resztki mego mózgu do wstrząsu.
- Możesz mówić jaśniej? - zaproponowała Olivia, dalej leżąc wygodnie na łóżku, na którym miała spać, a zamiast tego udawała tylko spoczynek, aby móc bezkarnie podglądać wszystko dookoła.
- Ta ze szpitala - doprecyzowałem.
- Ta od Raryli Madowicz? - najwidoczniej szare komórki Swallow jeszcze pracowały, mimo krytycznego wręcz przemęczenia i sporej utraty krwi po zbyt długim używaniu mocy.
W odpowiedzi skinąłem głową. Nadal nie wiedziałem, skąd ja wytrzasnąłem tę Wirylę Lidowicz, ale udało jej się skutecznie odwracać uwagę brazylijskich studentek. Gdyby pani Maryla była artystką, z pewnością zrobiłaby światową karierę, a jeśli nie światową, to przynajmniej międzynarodową, porywając swymi przebojami roztańczone tłumy.
- Wiem, że pan tam jest - zza drzwi dobyło się zdanie pełne wyrzutu i niecierpliwości, jakby Marokanka koniecznie chciała wbić nam do pokoju.
- NIKOGO TU NIE MA! - wrzasnąłem z nadzieją, że to jakoś poskutkuje i ją wystraszy - IDŹ SOBIE!
- To tak nie działa! - odkrzyknęła mi zdesperowana wiewiórka.
- Wpuść ją - westchnęła Olivia - I tak wie, jak wyglądamy.
CZYTASZ
Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawek
Fiksi PenggemarKażdy promyk światła ma w sobie odrobinę mroku... I każdy mrok rozświetla odrobina światła. Najpierw niechciane dziecko, teraz niechciany dorosły. Skazany na straty już od pierwszych minut życia NoIr codziennie oddaje każdemu kawałek siebie, aby ty...