Oczekiwania vs rzeczywistość

39 5 33
                                    

NOIR*

   Biorąc głęboki wdech, pchnąłem lekko drewniane skrzydło, za którym chwilę wcześniej zniknęła moja wściekła siostra. Nie miałem pojęcia, o co mogła się tak wkurzyć, może był to opóźniony bunt dwulatka albo też Gabrielle uznała, że czas wkroczyć w modną w niektórych kręgach emo fazę. Wiedziałem jednak, że będę później musiał się tym zająć... Ale to dopiero później, teraz miała nadejść najważniejsza chwila w całym moim życiu - spotkanie ze słynnym Mistrzem Fu.

   Sam nie wiedziałem, jak powinno to wyglądać. Przede wszystkim, sądziłem, że spotkam się z nim w Londynie, w willi podobnej do hacjendy zajmowanej przez Anacleta i jego sztywniacką ferajnę, a wcześniej przez imć Thomasa Monticello i jego wielką miłość Księżnę Serc, która naprawdę kogoś mi przypominała, ale wciąż nie zidentyfikowałem kościoła, w którym te dzwony biły. Nie podejrzewałem, że Mistrz będzie mieszkać w zupełnie innym kraju, w dodatku w dzielnicy, która miała udawać Chiny. Chociaż... Gdybyśmy mieli zobaczyć się w budynku przypominającym stylem dawne świątynie z powyginanymi dachami, to jeszcze bym to jakoś przełknął, a tak... Znalazłem się w świeżo otwartym salonie masażu, który dopiero co zaczął działalność.

   Przynajmniej pokój swoim stylem przywodził na myśl ojczyznę twórców konfucjanizmu, z której pochodził także Mistrz Fu. Ściany pomieszczenia miały delikatnie różowawy odcień, od góry były przestrojone wiśniową boazerią ukazującą czerwone kwiaty typowe dla tej kultury, a na samej powierzchni wisiały obrazy wykonane techniką gongbi oraz xieyi, które przedstawiały najróżniejsze roślinki, zapewne różne gatunki herbat, ze stosowania których tak słynął Mistrz. 

   W rogu pokoju stała mała "biblioteczka" chwilowo niewypełniona książek. Ktoś zawczasu wyłożył ją papierami i kolorowymi okładkami, jakby w pośpiechu rzucił swoją pracę i przełożył ją na później. Możliwe, że tym kimś była moja młodsza siostra, która już zdążyła opracować z nudów biografie dawnych Kolibrów. Na lewo od szafeczki pysznił się mały, drewniany, okrągły stoliczek zapełniony kolorowymi świecami różnego kształtu, rozmiaru i zapachu, a także wonnymi kijaszkami, które rozsiewały wokół przyjemną woń herbaty. W centrum pomieszczenia znajdowały się komoda z chińskimi elementami zamiast kołatek, na której władzę trzymał czyściutki gramofon (oraz pergamin z kubeczkiem atramentu, ale kto by na to zwracał uwagę?), a także coś łóżkopodobnego. Nic nie wskazywało na to, że mogła to być komnata kogoś niesamowitego, kogoś, kogo widziałem lata temu w Krainie Litery U i na rozkaz kogo część tamtej ziemi wyleciała w powietrze (no dobrze, nie na rozkaz, wszyscy wiedzą, że był to efekt depresji Ciornej Kiszki, który wyszedł z założenia, że jak ginąć, to widowiskowo, ale plotki nadal sobie krążyły), a zwłaszcza kogoś, kto niezaprzeczalnie trzymał pieczę nad potęgą miraculi i pociągał swoimi decyzjami za sznurki historii, a teraz stał dumnie w oknie, oglądając z wyrazem melancholii na twarzy cały ten świat, który pośrednio do niego należał.

   Wstrzymałem dech. Nie mogłem w to uwierzyć, możliwe, że wszystko było tylko pięknym snem, z którego zaraz się wybudzę, bo Elżbietka uzna, że nie będzie dłużej czekać, aż opuszczę jej samolot i zepchnie mnie bez spadochronu. Na wszelki wypadek uszczypnąłem się w ramię, aby sprawdzić, czy byłem na jawie. Skrzywiłem się, czując łagodny ból, ale o dziwo, pokój nie zniknął, więc mogło to oznaczać tylko jedno: to nie był sen! Mistrz Fu naprawdę stał kilka metrów ode mnie, robiąc za monitoring wieku starczego! 

   Zrobiłem kilka kroków do przodu, starając się nie dostać nagłego ataku fangirlu, ale czułem, że chyba niezbyt dobrze mi to wychodziło. Na szczęście, Mistrz nadal stał i obserwował świat za oknem, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi, co pozwoliło mi na napawanie się jego widokiem. Dosłownie wszystko się zgadzało! Mistrz nadal wyglądał jak w moich wyobrażeniach! Wciąż miał ponad 180 cm wzrostu, siwą, gęstą brodę przypominającą wełnę, lisią, czarną czapkę na głowie i czerwoną, długą koszulę w hawajski wzór, jak zapowiadała GaMa. Wstrzymując oddech, podszedłem jeszcze bliżej w całkowitym zachwycie, podziwiając oświetloną przez promienie słoneczne sylwetkę mojego mentora i absolutnego idola, nie mogąc się nadziwić temu, jak ślicznie ten człowiek stał.

Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz