Zawsze lubiłem wysokie temperatury, ale teraz byłem już ich prawdziwym fanem. Przyjemne ciepełko panujące w pokoju i okrywające nas niczym milusie kocyki, jakimi jesiennymi wieczorami przykrywałem się za dzieciaka przy kubku parującej herbaty, po jakimś czasie zmusiło Thorssona do ściągnięcia czapki i gogli, które teraz leżały starannie ułożone po środku stolika, pozwalając mi na wpatrywanie się w twarz żołnierza, a szczerze, było na co patrzeć.
Blaise prawie idealnie wpisywał się w kanon osób, na które byłem skłonny zwrócić uwagę pod względem romantycznym. Prawie. Jedynym mankamentem, jaki psuł urodę mężczyzny, był nos przypominający zaostrzony dziób drapieżnego ptaka, który jednak bladł przy pięknie błękitnych oczu, w jakich oceanie zdążyłem utonąć. W dodatku uśmiech pełen śnieżnobiałych jak górskie szczyty zębów i kilkudniowy zarost sprawiły, że byłem gotowy zostać w niewoli odrobinę dłużej niż planowałem. Ale tylko odrobinę. Gdyby był rudy, najpewniej postarałbym się o wietnamskie obywatelstwo.
Mężczyzna, całkowicie nieświadomy wrażenia, jakie na mnie wywarł, w pewnym momencie z niecierpliwością zabębnił palcami o blat stołu, zaś jego wzrok powędrował po izdebce w poszukiwaniu zegarka. Sam żadnego przy sobie nie posiadał. Jak zdążyłem zauważyć, w pomieszczeniu jeden był, ale znajdował się w takiej dziurze, że mieszkający tu Batey musiał chyba określać czas po ułożeniu słońca na horyzoncie.
- Coś się stało? - spytałem troskliwie, nieznacznie przysuwając rękę w kierunku jego palców wybijających nerwowo całkiem niezły rytm. Mógłby z niego powstać hit.
- Nieeee - jęknął przeciągle, gwałtownie zabierając dłoń ze stołu. Jednym, zdecydowanym ruchem przejechał palcami po włosach, odgarniając za ucho jasny kosmyk, który figlarnie opadał mu na prawe oko - Po prostu... Obowiązki wzywają, a nie mogę cię zostawić. Sam rozumiesz - powiedział Blaise, uśmiechając się dobrotliwie.
- No właśnie nie - kiwnąłem głową - Co w ogóle zalicza się do zakresu twoich obowiązków, że jesteś tak zdenerwowany?
- A co robi pilot według ciebie? - zagadnął mężczyzna, opierając dłoń o policzek.
- Zmienia kanały w telewizorze - odparłem bez wahania.
Zdumiony Thor zamrugał kilka razy oczami, lekko otwierając usta.
- Nie taki pilot - żachnął się Blaise po chwili - Miałem na myśli gościa, co lata samolotami.
- To trzeba było tak od razu - zaśmiałem się, uderzając się otwartą ręką w czoło - No to taki samolotami lata.
- Co ty nie powiesz? - przez chwilę odniosłem wrażenie, że delikatny uśmiech Thora był bardziej wyrazem politowania niż rozbawienia, ale może mi się tylko wydawało.
- Jest w tym lataniu coś tak strasznego, że się denerwujesz?
- Oprócz możliwości rozbicia się o łańcuch górski? Nie, ale to też kwestia doświadczenia i szczęścia, zresztą... Jak w wielu innych zawodach. Denerwuję się tylko tym, że mogę się spóźnić, czego bardzo chciałbym uniknąć. Nie mam ochoty na tłumaczenie się przed dowódcą.
- Z takim "dowódcą" jak Batey to nie masz się o co martwić - zaśmiałem się - Gdy zaatakowały nas w górach ibisze, to prawie wyskoczył z sań, aby je pogłaskać i adoptować.
- On? - Blaise parsknął szczerym śmiechem - Ten człowiek nie byłby w stanie doprowadzić stada wygłodniałych wampirów do banku krwi stojąc naprzeciwko niego, a co dopiero... Ah, szkoda gadać - machnął z rozbawieniem ręką.
- Czekaj... To twoim dowódcą nie jest Batey?
- I tak i nie - westchnął Thorsson - Jakby ci to wytłumaczyć? Batey faktycznie dowodzi tą pseudo bazą, ale nad nim jest jeszcze ktoś inny. Facet nazywa się Wills, jest grubą rybą w Ameryce, plotki krążą, że podobno należy do jakiejś mafii. Dla mnie liczy się tylko, że jest wojskowym, który rekrutował chłopaków do misji w Tybecie i dobrze nam za nią płaci. Co prawda, nie przebywa tu z nami, siedzi sobie w USA, ale ma jakiegoś kreta, który non stop mu donosi. Podobno sam podlega jeszcze jakiejś kobitce. Koledzy mówią, że to straszna babka, niektórzy widzieli ją na własne oczy i... A zresztą - Blaise machnął ręką - Chodzi o to, że Wills albo ten, kto donosi na nas wszystkich, nie przepada za Bateyem.
CZYTASZ
Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawek
FanfictionKażdy promyk światła ma w sobie odrobinę mroku... I każdy mrok rozświetla odrobina światła. Najpierw niechciane dziecko, teraz niechciany dorosły. Skazany na straty już od pierwszych minut życia NoIr codziennie oddaje każdemu kawałek siebie, aby ty...