NOIR*
Kap, kap, kap... Z każdym kolejnym krokiem szkarłatna kropla krwi rozbijała się o drewniany parkiet, znacząc lśniące drewno bordowymi plamkami. Czerwona ciecz powoli sączyła się ze wszystkich części wąskiego korytarza, którym przyszło mi iść. Wypływała ze szczelin zdobiących sufit, spływała po ścianach, a także leniwie kapała z mojego nosa. Im bardziej wykorzystywałem swoje zdolności, tym większą odczuwałem niemoc. Nie miałem jednak innego wyboru. Skoro Multiwersja nie chciała przyjść do Hatterii, to Hatteria musiała pójść do Multiwersji.
To był jednak paradoks, nad którym nigdy wcześniej głębiej się nie zastanawiałem. Moment, w którym magia kwami odwracała się przeciwko użytkownikowi miraculum... Słyszałem o tym i wiedziałem, że teoretycznie było to możliwe, a raz nawet stałem się naocznym świadkiem takiej sytuacji. Wszystkie te przypadki jednak dotyczyły relacji między kwami, a jego właścicielem lub uszkodzenia zaczarowanej biżuterii. Tymczasem mój problem polegał na czymś innym. Armilla działała na podobnej zasadzie, co cztery legendarne miracula posiłkujące się w pełni energią użytkownika. Im więcej mocy da ci miraculum, tym więcej własnych zasobów musisz oddać. Wykorzystując non stop Atak Krwotoczny w celu zmuszenia Multiwersji do wyjścia z ukrycia, sam powoli zaczynałem się wykrwawiać, o czym świadczyła wiśniowa ciecz tworząca za mną śliczny łańcuszek.
Mimo narastającego zmęczenia i chłodu przebiegającego po skórze, szedłem dalej. Świadomość, iż moje działanie minimalnie odnosiło zamierzony skutek, motywowała mnie do stawiania kolejnych kroków. Multiwersja czuła moją moc. Świadczyło o tym drżenie ścian i podłóg stworzonego przez nią teatru życia, świadczyły o tym postacie pochodzące z mojej przeszłości, które co i raz zastawiały mi drogę, łudząc wizją lepszego, dawnego, wymarzonego świata. Na niewiele im się to jednak zdało, ponieważ wszystkie po upływie kilkunastu sekund, których potrzebowałem na uświadomienie sobie, iż miałem do czynienia z mirażem, a nie prawdą, rozpadały się w formie czerwonego deszczu.
Sam nie wiedziałem, ile to trwało, jednak z każdą kolejną sekundą czułem chęć poddania się zjawom. Może pozostanie w tej przyjemnej części przeszłości byłoby dla mnie zbawienne? Nie musiałbym się niczym martwić, całą wieczność mógłbym przesiedzieć z głową opartą na ramieniu mojej przyjaciółki i przez lśniące szkło kieliszka obserwować tańczące w kominku języki ognia. Co właściwie mi szkodziło? Dlaczego nie mogłem się poddać? Co mnie pchało do tego, aby iść naprzód? Czy za drzwiami, do których doszedłem, coś na mnie czekało? Pozostał tylko jeden sposób, aby się przekonać.
Poczułem na twarzy powiew chłodu. Jeżeli tak miała prezentować się nowa przyszłość, to jednak wolałbym pozostać w przeszłości. Tam przynajmniej było cieplej i jaśniej.
Niepewnie wszedłem do przestronnego, ciemnego pomieszczenia ostrożnie stawiając kroki. Sam nie byłem pewien, gdzie się znalazłem, ale mimo wszystko wolałem mieć się na baczności, aby przypadkiem nie wpaść w pułapkę lub, co gorsza, nie doprowadzić do niewielkiej katastrofy jak poślizgnięcie się na mokrej powierzchni. Oplatając swą klatkę piersiową ramionami dla utrzymania ciepła, postąpiłem kilka kroków przed siebie. Kątem oka zarejestrowałem za ścianą ciemności jakieś kształty. Niektóre przypominały łóżko, inne szafki, jeszcze inne wyglądały jak stojący wieszak. Możliwe, że trafiłem do opustoszałej garderoby albo kanciapy dawno zwolnionego woźnego. Nie to jednak było moim celem, a ona.
CZYTASZ
Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawek
FanfictionKażdy promyk światła ma w sobie odrobinę mroku... I każdy mrok rozświetla odrobina światła. Najpierw niechciane dziecko, teraz niechciany dorosły. Skazany na straty już od pierwszych minut życia NoIr codziennie oddaje każdemu kawałek siebie, aby ty...