Tajemnicze drzewo wisielców

33 4 15
                                    

 NOIR*

   Podniosłem z łóżka wieszak, na którym zawieszono niebieską koszulę, czerwone rurki i szelki w barwie maków. Jak niby to coś miało być lepsze od mojego różowego wdzianka? To wyglądało tak... Tak dorosło, tak normalnie... Nie czułem się wiekowo przystosowany do zakładania takiej odzieży. Nosząc to, mógłbym skrzywdzić wszystkich eleganckich ludzi w średnim wieku.

- Załóż to - szepnęła mi siedząca na ramieniu biała istotka, z zafascynowaniem przyglądając się krojowi koszuli.

- Nie zakładaj tego - dodało czarne stworzonko z wrednym uśmieszkiem na pyszczku.

- Kiedy dostaliście awans na anioła i diabła? - zaśmiałem się, spoglądając to na Pierra, to na Açuu.

- Nie uważasz, że to zabawne mieć takich namacalnych stróżów, którzy zabiegają o twoją uwagę? - zapytał z uśmiechem Pierre - Ale tak między nami, musisz koniecznie założyć ten strój. Będziesz w nim bosko wyglądać!

- Będziesz w nim wyglądać jak ten sztywniak Agreste - zaoponowało kwami diabła tasmańskiego. 

- Ja się zgadzam z przedmówcą - powiedział ktoś stojący za mną. 

   Momentalnie struchlałem, uświadamiając sobie, że w tak oto głupi sposób zdradziłem przed jakimś cywilem tajemnicę istnienia magii. Na moich ramionach siedziały dwie sztuki kwami, obie w równym stopniu przerażone obecnością obcego człowieka. Żadne z nich nawet nie drgnęło, starając się udawać, że nie istniało. Zresztą, na ucieczkę i tak było już za późno. Jedyne, co mogłem zrobić, to udać, że bawiłem się pluszakami. 

- Spokojnie, ja jestem swój - zaśmiał się mężczyzna, podchodząc do mnie lekkim krokiem, po czym bez żadnego skrępowania odebrał mi wieszak i przyjrzał się odzieży - To ci wybrał Gabriel? - zapytał ze śmiechem Anaclet - Na twoim miejscu bym tego nie zakładał. To co masz teraz na sobie jest super. Jakaś to odmiana od tych wszystkich koszul i garniturów - mruknął, rzucając strój na łóżko. Po chwili sam na nim usiadł i poklepał przyjaźnie miejsce obok siebie. 

   Zerknąłem dyskretnie na Pierra i Açuu, którzy dalej się nie poruszali. Najwidoczniej kwami wyznawały tę samą zasadę, co zabawki z "Toy Story". Gdy zjawiają się ludzie, udajemy zwyczajne przedmioty. Zawsze istniała jakaś szansa, że ktoś się na to nabierze. Opcjonalnie mogłem rzucić kit, że była to część mojego kostiumu.

   Marszcząc niepewnie brwi, usiadłem w bezpiecznej odległości od Analceta. Wydawał się być miły, ale wszyscy na samym początku za takich robili. Blaise też sprawiał wrażenie przyjaznego, przy jednym z naszych pierwszych spotkań wspólnie sączyliśmy herbatkę i gryźliśmy ciasteczka, a później groził mi już zastrzeleniem. Podobnie sprawa miała się z Ryksą i Olivią. Wszyscy grali takich do rany przyłóż, cudownych ludzi, a na końcu wyszło szydło z worka, wszystko się rozpadło i nie było do czego wracać. Nie chciałem od nowa ryzykować. 

- Chcesz coś przegryźć? - zaproponował lekko Anaclet, zerkając od czasu do czasu na moje ramiona przyozdobione magicznymi istotami. 

- Nie, nie jestem głodny - mruknąłem.

- Nie to nie. Jak podoba ci się w Londynie? - zagadnął, zmieniając temat. 

- Jest ładnie - odparłem bez przekonania. 

- Widzę, że pan nie w humorze. Może opowiedzieć jakiś żart na rozluźnienie atmosfery?  

- Jeżeli zna pan jakiś... - mruknąłem, wzruszając ramionami. 

   Nie podobało mi się, że tu siedział. Fakt, ja byłem gościem, a to był jego dom i prawdopodobnie jako dobry gospodarz przyszedł sprawdzić, co u mnie słychać, ale wszyscy oni wydawali mi się trochę podejrzani. W końcu, nikt normalny nie zapraszał ot tak przypadkowych przechodniów z ulicy. Nie wiedziałem, czego mogli ode mnie chcieć, a rozluźnianie atmosfery jakimiś żarcikami wcale ich wizerunku nie poprawiało. Wolałbym już, gdyby od razu postawili karty na stół, jak to zaproponowała tamta jedna ze sklonowanych blondynek.

Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz