Każdy promyk światła ma w sobie odrobinę mroku... I każdy mrok rozświetla odrobina światła.
Najpierw niechciane dziecko, teraz niechciany dorosły. Skazany na straty już od pierwszych minut życia NoIr codziennie oddaje każdemu kawałek siebie, aby ty...
Rozdział powstał w celach komediowych i nie ma na celu urażenia niczyich uczuć oraz poglądów ~ γ
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
NOIR*
Zerknąłem na siedzącą kobietę, oceniając każdy element jej jestestwa na wzór słynnego krytyka modowego niby znającego się na rzeczy, ale tak naprawdę zarabiającego na ciągłym pluciu jadem i obrażaniu wszystkich dookoła, za co jeszcze niczego nieświadomi ludzie mu płacili.
Tajemnicza pani prezentowała się niczym lekko przywiędły storczyk. Dalej olśniewała urodą, jednak jej płatki były już podwinięte i ogrodnik zdawał sobie sprawę, że długo nie pociągną, ale nadal z dumą prezentował gościom piękno orchidei. Dama nosiła na sobie granatową, prześwitującą sukienkę, absolutnie nienadającą się na spacery po ośnieżonej Chorwacji (chyba, że planowała pobić rekord wyjścia z hipotermii przy najniższej temperaturze zdatnej dla człowieka, to tak, wtedy było jak znalazł), jaśniejsze, niebieskie korale oraz długie kolczyki przypominające kształtem perły. Rude włosy mieniące się w blasku pociągowych lampek miedzią były związane w kucyk, zaś twarz nosiła ślady makijażu podkreślającego chabrowe oczy. Uśmiechnąłem się pod nosem, przypominając sobie tekst mojej matki. Jak to szło? Nie pomoże puder, róż, kiedy gęba stara już.
Podszedłem bliżej i przysiadłem obok kobiety pochłoniętej pracą przy laptopie. Rudowłosa poprawiła ręką fryzurę, chowając jeden z pomarańczowych kosmyków za ucho i przygryzła wargi, zerkając w ekran. Gdy położyła dłonie na klawiaturze, dyskretnie błysnął czerwony lakier zdobiący jej paznokcie.
- Pisze pani powieść? - spytałem, przybliżając się do damy, aby po chamsku zerknąć w litery pojawiające się na monitorze.
Na dźwięk mojego głosu kobieta podskoczyła przerażona, wydała z siebie pisk i przyłożyła dłoń do serca w oczekiwaniu na niechybny zawał spowodowany obecnością tak szarmanckiej postaci, jaką byłem. Widząc jej przerażenie trochę zrobiło mi się głupio.
- Przepraszam, nie chciałem pani wystraszyć - uśmiechnąłem się przepraszająco - Po prostu siedziała pani sama i pomyślałem, że może chciałaby pani, aby ktoś dotrzymał pani towarzystwa. Jestem NoIr.
- Joanne Rowling, ale może mi pan mówić Jo - kobieta uśmiechnęła się ujmująco, wyciągając przed siebie dłoń z wielkim szafirem.
- Miło mi panią poznać, Jo - odparłem, całując delikatnie rękę damy i uśmiechając się uroczo, co wywołało u rudowłosej rumieńce pasujące kolorem do jej lakieru - Po imieniu wnioskuję, że nie jesteś Francuzką, a jednak twój francuski jest wyśmienity. Mogę znać przyczynę tak rzadkiego zjawiska, jak znajomość języka miłości?
Jakby się tak nad tym zastanowić, ostatnimi czasy spotykałem naprawdę mało osób umiejących porozumieć się z potomkami Galów. Wszyscy gadali tylko albo po hiszpańsku, albo po japońsku, co prowadziło czasami do tragikomicznych sytuacji jak moja rozmowa z recepcjonistką w motelu lub próba wytłumaczenia komunistycznym strażnikom, że wcale nie porwałem żadnego dziecka. Tym razem jednak natrafiłem na miłą duszyczkę, która była zdolna wymienić ze mną kilka zdań i to tak, aby nie skończyło się to pościgiem.