Szpital Św. Munga

84 10 8
                                    

Jasne światło dzienne, wpadające przez duże okno oślepiło Lucy, która ledwo co otworzyła oczy. Gdy jej wzrok przyzwyczaił się do jasnego słońca, rozejrzała się po pomieszczeniu w którym, nie miała pojęcia jak się znalazła. Pokój był łudząco podobny do sali szpitalnej, ślizgonka zmarszczyła brwi, uniósła się na łokciach i skierowała twarz w stronę swojego ukochanego, który siedział obok jej łóżka, trzymając jej rękę i uśmiechając się do niej ciepło.

-Dzień dobry księżniczko. - zaczął kreślić okręgi na jej dłoni. - Już się bałem, że cię stracę.

-Dzień dobry Sever. - odwzajemniła uśmiech. - Gdzie jesteśmy?

-W Świętym Mungu. - wyraz twarzy czarnowłosego stał się przygnębiony, a uśmiech z jego twrzt zniknął. - Byłaś w złym stanie, nie dałbym rady sam ci pomóc.

-Udało się chociaż obłożenie runami? - zmartwiła się blondynka.

-Naprawdę? To pierwsze o co się martwisz? - pokręcił głową.

-Nie ale ciebie widzę całego i zdrowego. - odparła przyjaźnie. - Więc?

-Udało się ale naraziłaś przez to swoje zdrowie i życie. - zirytował się mężczyzna, okropnie martwił się o swoją ulubioną ślizgonkę.

-Nie mogłam przerwać, bo by się nie udało. - starała się wytłumaczyć, widząc niezadowoloną minę mężczyzny.

-Jestem na ciebie naprawdę zły. - przez czas, w który dziewczyna była nieprzytomna, czarnowłosy zdążył już wyładować swoje emocje na magomedykach, więc teraz już był dużo spokojniejszy, w szczególności, że cieszył się, iż blondynka się wybudziła. - Mogłem nałożyć te runy zamiast ciebie.

-Nie dał byś rady, może i jesteś bardzo silnym czarodziejem ale nie posiadasz tylu pokładów mocy co ja, a jeżeli ja ledwo dałam radę to... - westchnęła. - Po prostu nie mogę cię narażać.

-Nienawidzę cię. - przeszył dziewczynę wzrokiem.

-Też cię kocham Severusie. - uśmiechnęli się do siebie, czarnowłosy ujął dłoń dziewczyny i złożył na niej czuły pocałunek.

-Przyszły wyniki twoich SUMów. - powiedział po krótkiej chwili wpatrywania się pary w swoje oczy.

-Naprawdę? I jak? - zestresowana się ślizgonka, chciała wypaść jak najlepiej.

-Nie będziesz zadowolona. - odparł poważnie i chłodno.

-Jak to? - zmartwiła się. - Zawaliłam, Salazarze wiedziałam... - mężczyzna widząc smutną minę blondynki, postanowił nie trzymać jej dłużej w niepewności.

-Nie bedziesz zadowolona, bo ze wszystkich przedmiotów dostałaś wybitny, oprócz astronomii... Z niej dostałaś powyżej oczekiwań. - zaśmiał się krótko czarnowłosy.

-Wiesz co, tak mnie straszysz. - ulżyło ślizgonce, myślała, iż będzie gorzej. - Chcesz żebym dostała zawału?

-Oj nigdy w życiu, po prostu twoja przerażona miną była bardzo zabawna.

-Co za czasy. - pokręciła głowa pobłażliwie. - Zamiast mój mężczyzna starać się bym była uśmiechnięta, sprawia, iż się stresuje.

-Mój mężczyzna. - powtórzył dumnie słowa dziewczyny. - Przyjemnie to słyszeć z twoich ust.

-Właśnie, a gdzie moje "kochanie"? - uśmiechnęła się zawadiacko.

𝑫𝒊𝒎𝒆𝒏𝒔𝒊𝒐𝒏𝒔 𝒂𝒏𝒅 𝑻𝒊𝒎𝒆𝒔: 𝑯𝒂𝒍𝒇-𝑩𝒍𝒐𝒐𝒅 𝑷𝒓𝒊𝒏𝒄𝒆𝒔𝒔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz