Podupadająca Psychika

81 9 1
                                    

Lucy kroczyła dumnie korytarzami Hogwart'u, łopocząc połami szat, co chwilę mijała uczniów oraz śmierciożerców, skłaniających jej się głęboko i z szacunkiem, a może nawet ze strachem. Była wicedyrektorka przebywała pod kluczem w swoich komnatach, ślizgonka naprawdę nie chciała więzić kobiety, więc musiała ją do siebie przekonać. Blondynka zapukała do komnat nauczycielki, zrobiła to tylko i wyłącznie z grzeczności, gdyż czarownicą i tak nie mogła ich otworzyć. Gdy tylko Lucy postawiła krok w pomieszczeniu, w jej stronę poleciało zaklęcie, przed którym zręcznie się uchyliła, po czym wytrąciła McGonagall różdżkę z dłoni.

-Minervo, proszę cię, nadal próbujesz? - pokręciła głową i odłożyła magiczny przedmiot na biurko, następnie usiadła w fotelu. - Przyszłam tylko porozmawiać.

-Raczej nie mamy o czym. - założyła dumnie ręce na piersi.

-No błagam cię, zachowuj my się jak dorosłe. - dziewczyna wcale nie dziwiła się czarownicy, iż jej nie ufała. - Naprawdę nie chce tej szkole na złe... Jeżeli nikt nie będzie mi wchodził w drogę, to nie będzie problemów.

-A Harry Potter? - zmarszczyła gniewnie brwi. - A ja?

-Pottera ostrzegałam by nie wchodził mi w drogę, po za tym jest aroganckim gnojkiem. - próbowała trzymać swoje emocji na wodzy. - A co do ciebie, to dobrze wiesz, że nawet teraz mogła bym cię zabić. - mówiła spokojnie, nie zamierzała zrobić kobiecie najmniejszej krzywdy. - Ale nie zrobię tego... Nie wiesz o mnie wszystkiego Minervo.

-Czego nie wiem? - oburzyła się była wicedyrektorka. - Że jesteś bezdusznym mordercą?! - te słowa ugodziły w serce ślizgonki, zaniemówiła, a do jej oczu zaczęły napływać gorące łzy, dobrze wiedziała, że wszyscy ją tak postrzegają ale wcześniej nikt nie powiedział jej tego prosto w twarz.

-Tego, że nigdy nie miało to tak wyglądać...tego, że mam zamiar to naprawić. - otrząsnęła się, by nie rozkleić się do końca, nie miała zamiaru się upokarzać i pokazywać, iż ją to ruszyło. - By nie doszło do takich sytuacji, jak teraz.

-Jak masz zamiar to zrobić? - zapytała niepewnie, powoli żałując swoich jadowitych słów.

-Po pierwsze musisz mi obiecać, że nikomu nie powiesz. - kobieta przytaknęła pospiesznie. - Chce naprawić te rzeczywistość, cofając się w czasie... I proszę nie pytaj, nie zdradzę ci szczegółów. - czarownicą usiadła naprzeciw ślizgonki, wsłuchując się uważnie w ton jej głosy. - Proszę cię tylko o jedno.

-Słucham Lucy. - była wicedyrektorka czuła się źle z tym jak szybko skreśliła blondynkę.

-Musisz ze mną współpracować. - westchnęła ciężko. - Po prostu wróć do pracy i nie wychylaj się.

-Oczywiście. - mówiła energicznie chwytając ślizgonkę za dłoń. - Wybacz mi Lucy...nie powinnam...

-Nie mam co ci wybaczać Minervo. - odparła ciepło ślizgonka. - Nie mogłaś wiedzieć, a i jeszcze jedno.

-Słucham.

-Trzymaj Pottera w ryzach, inaczej będę musiała go karać za jego wyskoki. - ton blondynki był poważny i chłodny.

-Dobrze, nie będzie ci przeszkadzał. - przekonywała kobieta.

-Dziękuję. - wstała z fotela i ruszyła w kierunku wyjścia. - Drzwi są do twojej dyspozycji, możesz wchodzić i wychodzić kiedy chcesz. - ostatni raz odwróciła się do kobiety. - Miłego dnia Minervo.

-Do zobaczenia moja droga. - powiedziała przyjaźnie.

Dla Lucy cała ta sytuacją z McGonagall była naprawdę ciężka, słysząc raniące słowa i widząc zawód na twarzy kobiety, załamał jej się świat. Pocieszyło ją jedynie to, iż jej profesorka ją wysłuchała i zrozumiała. Ślizgonka nie chciała wracać w takim stanie do gabinetu, wiedziała, że śmierciożercy już tam na nią czekają, chcąc znać dalsze rozkazy. Rozbita dziewczyna udała się na wieżę astronomiczną, stanęła w tym samym miejscu co kilka dni wcześniej i znów wpatrywała się w pustą przestrzeń, gdzie tamtego wieczoru stał dyrektor. Bezsilnie opadła na kolana i zalała się łzami, chowając twarz w dłoniach. Czuła, że staje się cosaz bardziej zmęczona psychicznie tym wszystkim ale bała się, że jeśli nie da rady, to wszystko przepadnie. Myśli Lucy krążyły cały czas wokół tego jak wiele błędów popełniła, zawiodła i to już nie tych ludzi, którzy są przez nią teraz poszkodowani, tylko samą siebie. Nie potrafiła wybaczyć sobie tych potknięć, teraz nie miała innego wybo, jak być silną i wszystko naprawić. Sama już nie wiedziała ile czasu spędziła na wieży, tylko gdy jej emocje opadły, otarła słone, mokre policzki, uniósła się z kolan i z kamienną twarzą wróciła dumnie do, teraz już swojego gabinetu.

Przez wiele dni Severus i ślizgonka, ponawiali próby kontaktu z Czarnym Panem ale na marne. Ich starania raz po raz paliły na panewce, jedyne czego byli pewni to to iż będzie to najdrudniejsze dla nich zadanie jak do tych czas.

𝑫𝒊𝒎𝒆𝒏𝒔𝒊𝒐𝒏𝒔 𝒂𝒏𝒅 𝑻𝒊𝒎𝒆𝒔: 𝑯𝒂𝒍𝒇-𝑩𝒍𝒐𝒐𝒅 𝑷𝒓𝒊𝒏𝒄𝒆𝒔𝒔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz