Dziewczyna obudziła się we własnym łóżku, obok zobaczyła Snape'a siedzącego na fotelu i czytającego książkę. Próbowała wstać ale zrobiła to zbyt szybko i opadła spowrotem na poduszki, zwracając przez to uwagę profesora.
-Obudziłaś się, dobrze. - powiedział tonem obojętnym, zamykając książkę. - Więc teraz mi się wytłumaczysz.
-Nie mam się z czego tłuszczyć. - odpowiedziała słabym głosem. - Nie spodziewałam się, że pan przyjdzie. Przepraszam, że profesor był tego świadkiem.
-I masz szczęście, że przyszedłem, mogłaś się wykrwawic. - mówił o tym jak o zeszłorocznym śniegu.
-Nic by mi się nie stało, miałam zamiar to opatrzyć.
-Jakoś ci nie wierzę. - spojrzał dziewczynie w oczy mrożącym spojrzeniem.
-Nie jestem aż tak samolubna, jestem tu by uratować innym życie, a nie odbierać im tę szansę. - zrobiła się cała czerwona. - A zwłaszcza jestem tu dla jednej osoby.
-Cóż to za wybraniec? - zapytał dociekliwie.
-Im mniej profesor wie, tym lepiej śpi. - uśmiechnęła się delikatnie. - Myślę, że już sobie poradzę ale dziękuję za pomoc.
Snape przybliżył się do dziewczyny i otarł krew, która wcześniej musiała lecieć jej z nosa.
-Weź te eliksiry. - wskazał na dwie fiolki leżące na szafce nocnej. - Żegnam panno Destino.
-Do widzenia profesorze. - dziewczyna zanim wyszedł posłała mu zawstydzony uśmiech.
Na szawce leżał eliksir spokoju i słodkiego snu, Lucy stwierdziła, że na razie nie będą jej potrzebne i włożyła je do szawki. Poleżała jeszcze chwilę, aby nabrać sił. Dziewczyna nie miała ochoty leżeć do końca dnia w łóżku więc wstała założyła ciepły zielony golf, przemyła twarz i podążyła na błonia. Idąc wzdłuż jeziora odpaliła papierosa, dzień był dosyć ciepły, wiał delikatny wiaterek. Napawała się pogodą i całym otoczeniem, możliwe, że w ładniejszym miejscu się już nie znajdzie. Usiadła sobie pod jednym z drzew ciesząc się, że ma szansę tu być. Jej spokój nie trwał długo, usłyszała, że ktoś się zbliża w jej stronę, nie odwracając się zacisnęła rękę na różdżce, gdy ktoś złapał ją za ramię wyciągnęła ją w stronę tej osoby.
-Przepraszam profesor McGonagall. - opuściła różdżkę.
-Widzę dziecko, że zawsze jesteś przygotowana na najgorsze. - uśmiechnęła się ponuro. - Może to i dobrze, w takich czasach jakich przyszło nam żyć.
-Co panią profesor do mnie sprowadza? - zapytała chłodno, nie miała humoru na rozmowę z kim kolwiek.
-Widzę, że nie jesteś nastawiona do ludzi zbyt pozytywnie. - próbowała zażartować kobieta.
-Zależy od osób i sytuacji. - mówiła nie odwracając wzroku od jeziora.
-Chciała byś mi zgłębić ten temat? - zapytała przyjaznym tonem.
-Wolała bym nie, nie wiem czy mogę pani ufać. - powiedziała gorzko.
-Słyszę, że ciężko u ciebie z zaufaniem drogie dziecko.
-Jak widać.
-To znaczy, że profesorowi Snape'owi ufasz? - zagadnęła mając nadzieję na dłuższą rozmowę. - Słyszałam, że często rozmawiacie.
-Widzi pani profesor, tutaj jest pani problem. - powiedziała oburzona dziewczyna. - Może i jest pani dobrą kobietą ale straszną plotkarą, dla tego nie mogę pani ufać. - wstała i odchodząc dodała. - A i proszę nie wchodzić z butami w moje sprawy, tak na przyszłość.
Lucy odeszła szybkim krokiem w stronę Hogwartu, była bardzo zdenerwowana, nie lubi dzielić się prywatnym życiem z obcymi, a profesor McGonagall chciała by znać każdą plotkę Hogwartu. Dziewczyna wróciła do swoich komnat, kompletnie wyprowadzona z równowagi, pomyślała szczęście w nieszczęściu, że udało jej się zapanować nad wyładowaniami. Dziewczyna wzięła zimny prysznic, aby trochę ochłonąć ale to nic nie dało, przez jej burzliwy charakter długo trzymały ją emocje. W pewnym momencie przypomniało jej się o eliksirach, które kazał jej wziąść profesor, wyjęła z szawki eliksir spokoju i go wypiła, myśląc o tym, że dzięki Severusowi może teraz się odprężyć i zrelaksować, chwilę później dziewczyna usnęła.
Następnego dnia obudziła się pełna energii, dzisiaj chciała spełnić swój pierwszy plan. Wzięła szybki prysznic, ubrała się, wypiła kawę i powędrowała do Dumbledora, gdy wychodziła z pokoju stwierdziła, że cała tą sytuację będzie można przyspieszyć, tylko musiała by najpierw udać się do Snape'a. Dziewczyna niepewnie zapukała do drzwi komnat profesora, po krótkiej chwili drzwi się otworzyły. Staną w nich Severus z na wpół rozpiętą koszulą. Lucy gdy zobaczyła ten obraz odrazu na jej twarzy pojawił się krwiście czerwony rumieniec.
-Słucham. - powiedział zimnym głosem.
-J.. Ja przyszłam, oczywiście nie chce zajmować czasu. - dziewczyna nie mogła złożyć normalnego zdania patrząc na profesora. - Przyszłam poprosić, aby profesor przyszedł z Veritaserum do dyrektora.
-Więc może wejdziesz. - dostrzegł zagupienie dziewczyny. - Poczekasz chwilę i pójdziemy tam razem.
-Ja... Nie chcę przeszkadzać. - spuściła wzrok, aby nie patrzeć na niego.
-I tak już to robisz, więc wejdź. - otworzył jej szerzej drzwi i wskazał na fotel.
Diewczyna posłusznie weszła i usiadła. Gdyby się dało zobaczyć wyładowania, które teraz się przemieszczały po jej ciele. Dziewczyna zastanawiała się czy profesor zdaje sobie sprawę z tego jak na nią działa.
-Więc cóż to za sprawa Destino?
-Nie chciała bym się powtarzać, więc wytłumaczę wszystko u dyrektora. - powiedziała niepewnie. - Ale obiecuję, że nie zmarnuje pan czasu.
-Czy zmarnuje czas, czy nie to ja ocenie dziecko. - prychnął.
-Dziecko? Wypraszam sobie, rozumiem, że jest pan odemnie dwa razy starszy ale nie przesadzajmy. - oburzyła się. - Jestem wystarczająco dojrzała jak na swój wiek.
-Tak mówisz. - uśmiechnął się ironicznie. - Przy przydzieleniu, twój wybuch emocjonalny zaprzecza twojej tezie.
-Takie sytuacje rzadko mi się zdarzają. - zapyrzyła się. - Ale gdy człowiekowi spełniają się marzenia to nawet starzec może cieszyć się jak dziecko.
-Czyli dołączenie do domu Slitherina, było twoim marzeniem? - uniósł brew w pytaniu.
-Między innymi. - odpowiedziała znów się rumieniąc.
Mężczyzna staną za fotelem dziewczyny i oparł ręce na zagłowiu, przybliżając się do jej ucha powiedział głębokim głosem.
-To jakie jest twoje największe marzenie? - bawiło go zachowanie dziewczyny, rzadko kto tak reagował.
-Ja... Znaczy emm.. - dziewczynę przeszły ciarki. - Słyszałam, że jak się mówi o swoich marzeniach to się nie spełniają. - dziewczyna postanowiła wziąść się w garść, zauważyła, że mężczyzna z nią igra.
-Zawsze jak powiesz, ktoś może spełnić twoje marzenie. - powiedział odchodząc od fotela.
-Wolę nie ryzykować. - uśmiechnęła się uroczo, jeżeli tak chce się bawić to ona nie będzie gorsza.
Dziewczyna wstała z fotela i podeszła powoli do profesora, zaczęła zapinać mu guziki koszuli, po czym powiedziała.
-A teraz mógłby profesor się ubrać i wziąść eliksir. - uśmiechnęła się złośliwie patrząc mu w oczy.
Snape odtrącił ręce dziewczyny, obdarzył ją chłodnym spojrzeniem i wyszedł szybkim krokiem do sypialni. Dziewczyna chwilę poczekała i byli już w drodze do gabinetu dyrektora.
CZYTASZ
𝑫𝒊𝒎𝒆𝒏𝒔𝒊𝒐𝒏𝒔 𝒂𝒏𝒅 𝑻𝒊𝒎𝒆𝒔: 𝑯𝒂𝒍𝒇-𝑩𝒍𝒐𝒐𝒅 𝑷𝒓𝒊𝒏𝒄𝒆𝒔𝒔
FanfictionDziewczyna, która zmienia wszystko. Lucy Destino potrafi podróżować między rzeczywistościami ale również w czasie, pojawia się w Hogwarcie wyłącznie ze względu na jedną osobę. Dziewczyna z pewnością nie pozwoli by stała mu się krzywda ale czy on jes...