Wszyscy śmierciożercy wyszli z wieży astronomicznej, by zacząć przejmować Hogwart, zostawiając Lucy sama wraz z Severusem. Dziewczyna stała nadal w tym samym miejscu, wpatrując się w pustkę przed sobą, czarnowłosy podszedł do niej i objął ślizgonka mocno się wtuliła w jego pierś.
-Byłaś bardzo dzielna. - wyszeptał jej do ucha.
-Dziękuję Sever, że jesteś przy mnie. - westchnęła ciężko, w tym samym momencie z ukrycia wyszedł Potter, który przyglądał się całej scenie.
-Expeliarmus! - chłopka próbował rozbroić parę ale ślizgonka w porę go zauważyła.
-Protego! - moc zaklęcia blondynki odepchnęła wybrańca, który upadł oszołomiony. - Co ty sobie wyobrażasz?
-Jak mogliście... - warknął niedowierzając. - On wam ufał.
-Lepiej stąd znikaj, zanim coś ci się stanie panie Potter. - odparł chłodno czarnowłosy.
-Będę walczył! - wstał na równe nogi. - Pomszczę go! Crucio! - blondynka odepchnęła swojego towarzyszą na bok, tym samym przyjmując na siebie zaklęcie młodego czarodzieja, nie zrobiło to na niej za dużego wrażenia, czar był słaby, a jej wytrzymałość ogromna.
-Co ty sobie dzieciaku wyobrażasz? - była oburzona.
-Czemu to na ciebie nie zadziałało? - wybraniec był zszokowany.
-Bo jesteś słabym czarodziejem Potter. - skwitował kąśliwie Mistrz Eliksirów.
-Trzeba było się przykładać do nauki Harry. - uśmiechnęła się złośliwie. - Sława to nie wszystko. - para ruszyła w stronę wyjścia, zostawiając chłopaka za sobą, Potter ponowił próbę.
-Rictusempra! - zaklęcie świsneło w powietrzu, mając zamiar ugodzić dziewczynę w plecy ale refleks czarnowłosego był szybszy, odbił z łatwością czar. - Tchórze! - krzyknął rozżalony.
-Jak śmiesz! - ślizgonka zacisnęła zęby, raptownie odwracając się do wybrańca. - Ty leniwy, arogancki, podły śmieciu! Jesteś taki sam jak twój ojciec...nie widzisz nic oprócz własnego nosa! - chwyciła go za szatę, unosząc kilka cali. - Jak śmiesz nas nazywać tchórzami, samemu chowając się za stadem przyjaciół!
-Lucy spokojnie. - położył jej dłoń na ramieniu, starając się uspokoić blondynkę. - Powinniśmy już iść.
Ślizgonka wypuściła Pottera z uścisku, zmroziła go nienawistnym spojrzeniem, po czym odwróciła się na piecie i wyszła. Wspólnie z Severusem udali się do wielkiej sali, gdzie śmierciożercy zebrali wszystkich ze szkoły. Wystraszeni uczniowie stali w grupach, rozglądając się wokoło.
-Karkarow wezwij swoich chłopców. - powiedziała krótko.
-Już się robi Księżniczko. - skłonił się głęboko i powędrował w stronę wyjścia.
Lucy wyszła na główna część sali, stanęła przy mównicy, gdzie zawsze witał nowych uczniów Dumbledore. Przed nią stali ślizgonki, gryfoni, krukoni, puchoni oraz nauczyciele, wszyscy przyglądali się jej w szoku. Blondynka rozejrzała się po sali, upewniając się czy jej ukochany jest przy niej.
-Witajcie kochani. - jej głos niósł się po pomieszczeniu, rozbrzmiewając w uszach wszystkich. - Wybaczcie, że was obudziliśmy ale muszę wam przekazać ważna wiadomość. - tłum zawrzał od szeptów. - Śmierciożercy wraz ze mną na czele, przejmujemy szkołę, każdy sprzeciw z waszej strony zostanie surowo ukarany. - nauczyciele zaczęli się niepokoić, a uczniowie niespokojnie rozmawiali między sobą. - Możecie mówić do mnie, Księżniczko Półkrwi.
-Oni zabili Dumbledora! - z tłumu wyrwał się wybraniec, krzycząc i wskazując na dziewczynę. - Patrzyli mu prosto w oczy, gdy prosił ich o życie.
-Gdybyś mi nie przerwał Potter, doszła bym do tego punktu. - odparła spokojnie, mimo wrzących w niej emocji, które zaczęły przemieszczać się po jej ciele w postaci wyładowań, które jak najszybciej musiała opanować. - Widzę, że lubisz mnie wyręczać...Grayback.
-Tak Księżniczko.
-Pan Potter będzie przykładem dla wszystkich. - zlustrowała przerażone twarze dzieciaków. - Nie warto być bezczelnym, ukażesz go za nieposłuszeństwo. - wilkołak ruszył by wykonać zadanie lecz przed wybrańcem stanęła wicedyrektorka, ślizgonka ruszyła z miejsca i stanęła naprzeciw kobiety. - Minervo to nie musi tak wyglądać, bądź rozsądna.
-Nie wierzę Lucy, że jesteś po ich stronie. - blondynce łamało się serce słysząc zawód w głosie czarownicy. - Nie jesteś taka...
-Ja nimi przewodzę Minervo. - odparła poważnie, widziała ból na twarzy kobiety ale musiała być silna, nie mogła wytrącić się z roli. - Odstąp, nie chce stracić tak dobrej czarownicy.
-Nie pozwolę torturować chłopca. - powiedziała stanowczo.
-On tylko odbędzie swoją karę. - dziewczyna nie miała zamiaru ustąpić. - Greyback zajmij się nim wreszcie.
Nim Lucy skończyła zdanie, zaklęcie już zdążyło ugodzić wilkołaka, który runął z hukiem na ziemię. Wicedyrektorka zaatakowała ślizgonkę, zaklęcia latały w powietrzu. Blondynka nie miała zamiaru skrzywdzić swojej nauczycielki, więc wszystkie zaklęcia odbijała w sufit.
-Przestań! - wyprowadzona z równowagi dziewczyna, krzyknęła z całych sił. - Brachiabindo! - kobietę związała nie widzialna lina. - Po co ci to Minervo? - pokręciła pobłażliwie głową. - Zabierzcie ja i zamknijcie w jej komnatach, ma być nienaruszona. - Carrowowie zajęli się kobieta, a Fenrir wybrańcem, gdy zakończył swoją karę, dziewczyna już spokojniejsza, kontynuowała. - Możecie wracać do swoich dormitoriów, będziecie pod stała kontrolą. - wszyscy słuchali w ciszy wywodu ślizgonki. - Jakiekolwiek próby przeciwstawiania się, zostaną "unieszkodliwione". - już bez zbędnych wyjaśnień wyszła z wielkiej sali i udała się do gabinetu dyrektora, czarnowłosy ruszył zaraz za nią, blondynka opadła na fotel, chowając twarz w dłoniach. - Nie tak to miało wyglądać Sever...
-Wiem księżniczko. - podszedł do niej pochylając się i obejmując. - Domyślam się jak ci było ciężko, podziwiam cię jak dzielnie sobie poradziłaś.
-Mam dość tego dnia. - westchnęła smutno, patrząc w oczy mężczyzny. - Dziękuję, że mogłam cały czas na ciebie liczyć.
-Nigdy bym cię nie zostawił w tak trudnej sytuacji kochanie. - dziewczyna objęła go w pasie i mocno wtuliła.

CZYTASZ
𝑫𝒊𝒎𝒆𝒏𝒔𝒊𝒐𝒏𝒔 𝒂𝒏𝒅 𝑻𝒊𝒎𝒆𝒔: 𝑯𝒂𝒍𝒇-𝑩𝒍𝒐𝒐𝒅 𝑷𝒓𝒊𝒏𝒄𝒆𝒔𝒔
FanfictionDziewczyna, która zmienia wszystko. Lucy Destino potrafi podróżować między rzeczywistościami ale również w czasie, pojawia się w Hogwarcie wyłącznie ze względu na jedną osobę. Dziewczyna z pewnością nie pozwoli by stała mu się krzywda ale czy on jes...