79.

222 16 0
                                    

ALEX




Przygotowania do ślubu szły bardzo wolno. Przez chwilę miałem wrażenie, że Corinne celowo wszystko opóźniała. Na początku nie podobała jej się suknia, później dekoracje. Lea pomagała, jak mogła, ale nie zawsze była odporna na kaprysy mojej narzeczonej. Musiałem interweniować, żeby dziewczyny się nie pokłóciły. Właśnie dlatego moja narzeczona miał przestać wtrącać się w przygotowania, a zająć dekoracją pomieszczeń w domu. Ostatecznie zamierzaliśmy przeprowadzić się tam po ślubie. Inaczej już wszystko byłoby gotowe.

Postanowiłem zajrzeć do Sofii. Ostatnio miałem dla niej mało czasu, a doskonale wiedziałem, że potrzebowała pomocy przy dziecku. Richard dużo pracował i nie mógł sobie pozwolić na dłuższe wolne. I tak przesiadywał z żoną i dziećmi miesiąc po narodzinach Ricka. Nie musiał się martwić. Maluch był w rękach swojej mamusi, która zadba o to, żeby podczas nieobecności tatusia nic mu nie zabrakło. Do tego May czasami pomagała przy braciszku. Chciała być dobrą starszą siostrą. Chociaż to pewnie chwilowe. Dziewczyna niedługo będzie wolała spędzać więcej czasu z koleżankami niż rodziną.

Od razu postanowiłem wziąć bratanka na ręce. Zadowolony zaczął się do mnie uśmiechać. Pamiętałem, żeby nie bujać dziecka chwilę po tym, jak jadł. Nie wiedziałem, ile temu był karmiony, ale wolałem, żeby nie obrzygał mi koszuli. Kilka razu widziałem, jak malutka May zrobiła to ciotce Brooklyn. Moja siostra miała wtedy wymiociny na twarzy i we włosach.

– Jak tylko mnie obrzyga, oddaję ci go. - Zerknąłem na Sofię.

– Jadł godzinę temu. - Zaśmiała się.

– Mam nadzieję, że twoja matka ma rację. - Pocałowałem malca w czoło.

Nie mogłem się doczekać, kiedy będę tak nosić swoje dziecko. Może też będzie synek. Chociaż nie miałbym nic przeciwko córce. Marzyłem o dziecku od momentu, gdy Richard wziął ślub. Nie dlatego, że poślubił kobietę, która mi się podobała i zamierzał założyć rodzinę. Chciałem stabilności. Mieć coś, na czym by mi zależało i kogoś, kim mógłbym się zaopiekować, pokazać mu świat. Nie było lepszej osoby niż dziecko. Tylko ono najbardziej będzie cieszyło się z mojej obecności w swoich życiu. Kiedyś myślałem, że mógłbym mieć to z Chloe, ale ona nawet nie chciała słyszeć o dziecku. Nie śpieszyło jej się ze ślubem, co w sumie dobrze. Przynajmniej mogłem się jej pozbyć ze swojego życia bez żadnych konsekwencji.

– Corinne, wydaje się zadowolona. - Podeszła do nas.

Miałem taką nadzieję. Zastanawiałem się, czy McKenzie czasami na mnie skarżyła. Wiedziałem, że nie byłem idealny. Wiele razy to słyszałem, ale nawet nie chciałem być. Starałem się, żeby moi bliscy mieli dobre życie. Zainwestowałem w firmę ojca, żeby ratować rodzinny biznes, i żeby moje rodzeństwo miało pracę, a nie jak myślał Richard, że chciałem pokazać swoją władzę nad nim albo z zazdrości. Starałem się pomóc Corinne najlepiej, jak potrafiłem. Próbowałem kontaktować się z jej siostrą i namówić, żeby przyszła na nasze wesele. Niestety odmówiła. Musiałem uszanować jej decyzję, mimo że wiedziałem, że moja narzeczona będzie zawiedziona. Nikt z rodziny nie pojawi się przy niej w tym ważnym dniu. Moja siostra i Sofia starały się, jak mogły, żeby Corinne nie czuła tak bardzo straty ojca i braku matki, jednak nie zawsze się udawało. Miałem nadzieję, że McKenzie wkrótce zrozumie, że mogła liczyć na moją rodzinę, mimo że jej własna ją zawiodła.

– A uważałaś, że jest inaczej?

– Nie wiem. - Lekko wzruszyłem ramionami. – Czasami mam wrażenie, że wymusiłem na niej ten ślub. Nawet nie dałem jej czasu na przeżycie żałoby.

– Alex, ona potrzebowała zająć czymś myśli. - Położyła mi dłoń na ramieniu. – Zapewniam cię, że jest szczęśliwa. Nie wmawiaj sobie, że jest inaczej, bo zwariujesz.

Nieznane zagrożenie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz