Rozdział XXV

650 26 3
                                    

Z każdym naszym krokiem las stawał się ciemniejszy. Kręta ścieżka prowadziła nas między potężnymi pniami otaczających nas drzew. Im głębiej się znajdowaliśmy tym ich korony stawały się gęstsze, a światło przedzierało się niewielkimi wiązkami, powodując, że wokół panował półmrok. Spojrzałam na swojego towarzysza, który kroczył tuż obok pewnym krokiem, sprawiając wrażenie, iż niczego się nie lęka. Dało mi to odrobine otuchy bowiem las ten był dla mnie czymś nowym, nieznanym. Rzadko, ktokolwiek pozwalał nam wkraczać do zakazanego lasu, a tym bardziej podążać w jego głąb. Miałam dziwne wrażenie, że im głębiej wnikaliśmy w las tym stawał się on cichszy. Z początku piękne śpiewy ptaków, stopniowo milkły, zostając w tyle, nawet wiatr, błądzący między pniami drzew, ucichł. Ja sama nie nalegałam na rozmowę z Hagridem, aby mógł on skupić się na tym abyśmy nie zabłądzili. Ścieżka wkrótce zrobiła się znacznie węższa, zmuszając nas do podążania za sobą. Przedzierając się przez gęste krzewy, dotarliśmy do polany.

   - To tutaj. - Oznajmił gajowy.

Niewielka łąka w głębi tego lasu była otoczona gęsto porośniętymi krzewami, maskując wszelkie ścieżki wiodące do niej. Aura panująca na pochłoniętej mrokiem polanie sprawiła ze przeszedł mnie dreszcz.  

   - Dalej będziesz musiała iść sama. - Wyznał i spojrzał na mnie.

Przez chwile milczałam nie wiedząc co właściwie mam powiedzieć. Bałam się tego co na mnie czeka, co spotkam i czy dam radę podążyć dalej samotnie. Jednak chciałam poznać prawdę. Widziałam ze dzięki niej będzie mi łatwiej stawić czoło temu co może mnie czekać w przyszłości.

   - Dobrze. - Wydusiłam i wzięłam głęboki oddech.

   - Jeszcze możesz zrezygnować. - Oznajmił. - Gdy tylko przekroczysz granice polany zapomnienia, nie będę mógł ci pomóc.

   - Wiem, lecz mimo to chcę poznać prawdę. - Wyznałam i zacisnęłam nerwowo ręce na rękawie mojego płaszcza.

   - Pamiętaj, żeby mieć się na baczności i słuchać uważnie, każdych ich słów. - Powiedział, przechodząc na skraj leśnej łąki i zatrzymując się pod jednym z drzew. - Podążaj tą drogą i nie zbaczaj z niej, dopóki one cię nie odnajdą.

Podeszłam do niego i skinęłam głową. On uśmiechnął się do mnie blado, wskazując głową na ukrytą za gęstymi gałęziami ścieżkę.

   - Cholibka, bym zapomniał, proszę. To zapłata jaką musisz dać aby dowiedzieć się prawdy. - Podał mi szmaciany worek, a ja chwyciła za niego.

   - Dziękuje. - Westchnęłam.

   - Powodzenia. - Oznajmił i uśmiechnął się do mnie, tym razem dobrotliwie. 

Powoli nabrałam powietrza w płuca i nie oglądając się za siebie ruszyłam leśną ścieżką. Pnie drzew w tej części lasu były znacznie mniejsze lecz mimo to las był gęsty i znacznie ciemniejszy. Mrok spowijał każdą otaczający mnie fragment. Chłodne powietrze owiało moje ciało i mimo ciepłego płaszcza poczułam zimny dreszcz jaki przepłynął przeze mnie. Stawiałam ostrożnie kroki nasłuchując uważnie otoczenia. Od czasu kiedy oddaliłam się od Hagrida miałam dziwne przeświadczenie, że coś za mną podąża. Odwracałam się za siebie kilkukrotnie, ściskając w dłoni różdżkę, jednak za każdym razem nikogo tam nie było. Była już znacznie oddalona od polany, nie było już powrotu. Brnęłam w spowiły ciemnością las mając nadzieję, że niedługo wrócę do ciepłego, bezpiecznego dormitorium i już nigdy więcej nie będę musiała tu przychodzić. Gdy w oddali usłyszałam samotne pohukiwanie sowy, moje ciało lekko się spięło. Bałam się. Mój oddech znacznie przyspieszył, a ciało było gotowe do ucieczki. Gdy na mojej drodze ujrzałam leżący konar, przez głowę przeszła mi myśl, że to nie ma sensu, być może Hagrid się mylił i nikogo tu nie ma, nikogo, kto mógłby mi pomóc. Jednak razem z tą myślą usłyszałam cichy pomruk. Tym razem nie była to sowa. Rozejrzałam się, trzymając różdżkę w gotowości, nikogo jednak nie zdołałam dostrzec. Serce znacznie mi przyspieszyło. Pomyślałam, że być może to tylko moja wyobraźnia, lecz wtedy do moich uszu dotarł wyraźny dźwięk.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz