Rozdział V

196 19 2
                                    

Mijały tygodnie, a dni powoli zlewały się w całość. Zdążyłam nadrobić zaległości w nauce, a każdą wolną chwilę poświęcałam na treningi. Chciałam ukryć się przed niechcianym wzrokiem, dlatego za każdym razem wyruszałam nad brzeg wielkiego jeziora, aby tam ćwiczyć walkę wręcz.

Miecz, który podarował mi dziadek ukryty był wciąż pod moim łóżkiem, a więc za każdym razem, gdy zjawiałam się nad brzegiem jeziora odszukiwałam gałąź, którą następnie transmutowałam zaklęciem w miecz ćwiczebny. Częstokroć ćwiczyłam aż do zmierzchu, pozwalając swoim myślą skupić się jedynie na treningu. Co pewien czas robiąc sobie przerwy na spacer wzdłuż kamienistego brzegu lub zanurzając swoje nogi w chłodnej, przejrzystej wodzie.

W chwili kiedy zabierałam swoje rzeczy, aby udać się w drogę powrotną do zamku dobiegł mnie jakiś niepokojący szmer. Wstrzymałam na chwilę oddech, przysłuchując się dźwiękom. Rozejrzałam się uważnie, lecz gdy nie dostrzegłam niczego niepokojącego, uznałam to za odgłosy liści, poruszanych przez wiatr w koronach drzew. Odkładając miecz ćwiczebny, który na powrót przemienił się w gałąź, usłyszałam coś czego z pewnością nie dało się pomylić z szelestem.

Podeszłam ostrożnie do gęsto porośniętych, kolczastych krzewów, skąd dochodził ów dźwięk. Chwyciłam dłonią łodygę rośliny, aby przedostać się przez gęstwinę, kalecząc przy tym swoją dłoń kolcami. Zignorowałam ból oraz krople krwi, która spłynęła po mojej skórze. Wolną ręką chwyciłam różdżkę, wyjmując ją z kieszeni swojej kurtki.

Powietrze stało się gęste, a ja miałam wrażenie jakby spowiła mnie mgła. Usłyszałam cichy szept, nie głośniejszy od wiatru tańczącego wśród jesiennych liści. Zduszony. Ledwie słyszalny. Wołający mnie z oddali, lecz nie do końca zrozumiały.

- Madeleine... - Coś przemknęło tuż obok mnie, a ja poczułam zapach dymu.

Odwróciłam się gwałtownie, chcąc dostrzec do kogo należał ten głos. Jednakże nikogo nie ujrzałam. Serce zabiło mi mocniej. Zacisnęłam dłoń na rękojeści różdżki.

- Sangre de fuego... - Kolejny szept tym razem z przeciwległej strony.

Wystraszona odskoczyłam, spoglądając w miejsce skąd dobiegł, jednak i tam nikogo nie ujrzałam. Zatrzymałam się i uniosłam różdżkę rozglądając się wokoło. Ledwie zdołałam dostrzec kilka krzewów, przebijających się przez gęstą mgłę.

- Jest tu kto? - Wydusiłam zachrypniętym głosem.

Usłyszałam jedynie odbijające się echo.

Czułam niepokój, w końcu byłam sama. Mgła stawała się coraz gęstsza, a jej zapach kojarzył się z dymem. Przełknęłam ciężko. A gdy postąpiłam kolejny krok, coś chłodnego otarło się o moje ramię. W tej samej chwili ujrzałam tańczące wokół mnie wiry cieni. Zmieniały kształty, tańcząc we mgle.

Nabrałam gwałtownie powietrza, które spowodowało nieprzyjemny ból w moich płucach. Mgła całkowicie przeistoczyła się w dym. Musiała to być jakiegoś rodzaju magia. Zaklęcie rzucone, przez kogoś, aby mnie zmylić? Wplątać w jakąś pułapkę? Byłam przerażona, chciałam jak najszybciej stamtąd uciec. Jednak wtedy znów usłyszałam szepty. Wołały mnie, wypowiadając moje imię. Prosząc bym szła za nimi.

Postąpiłam niepewny krok do przodu. Tańczące cienie otaczały mnie, szepcząc do mojego ucha. Chodź z nami... Madeleine. Krew naszej krwi. Sangre de fuego...

Czułam się jak w transie. I mimo iż nie chciałam iść za ich głosami, moje ciało zadecydowało za mnie.

- Kim jesteście? - Wyrwało się z mojego gardła. - Czego ode mnie chcecie?

Głosy ucichły, a cienie rozmyły się we mgle. Stałam jak osłupiała, rozglądając się dookoła. Z każdą chwilą rodziła się we mnie jeszcze większa obawa. Byłam zagubiona we mgle, która mnie otaczała. Nie miałam pojęcia do dokąd powinnam iść. Wtedy też dostrzegłam kontur zbliżającej się w moją stronę postaci. Moje serce na chwilę zamarło.

Zamrugałam, przyglądając się ze zdziwieniem tak dobrze znanej mi osobie. Jego sylwetka wyłoniła się z chmury dymu. Powolnym krokiem zbliżał się do mnie. Miał na sobie spodnie oraz koszulę w obsydianowym kolorze, a jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.

- Draco... - Powiedziałam, czując jak moje mięśnie sztywnieją. - Mogłam się domyślić...

- Głupia, naiwna... - Ślizgon przekrzywił głowę i spojrzał na mnie, mrużąc nieco oczy.

Wiedziałam czego chciał. Medalion to o niego toczyła się ta gra. Tego pragnął jego pan, a więc i on.

- Nigdy niczego ci nie oddam. - Odwarknęłam, spoglądając na niego wściekle.

- Jesteś w błędzie. - Zaśmiał się, choć w jego głosie nie rozbrzmiało rozbawienie. - Oddałaś mi... Nie musiałem nawet prosić.

Jego wzrok powędrował na moją pierś.

Chwyciłam dłonią, aby oszukać medalion pod materiałem mojej bluzki. Był tam. Wciąż go czułam, a więc nie mógł mi go odebrać. Poczułam ulgę, gdy uświadomiłam sobie, że łże.

- Kłamca. - Wypaliłam, piorunując go spojrzeniem.

- Nie tym razem. - Zaśmiał się kpiąco.

Zimny dreszcz przeszedł przez moje ciało. Nie wiedziałam o czym mówi, a może po prostu nie chciałam tego widzieć. Draco uśmiechnął się obłąkańczo i nim zdołałam zareagować rozpłynął się we mgle.

Stałam jak wryta nie mogąc zrozumieć, co właściwie się stało. Bo przecież to nie było możliwe. Dopiero po paru chwilach dotarło do mnie, że szepty wróciły. Miałam mętlik w głowie, bałam się, że oszalałam, lecz nim zdołałam cokolwiek zrozumieć, usłyszałam ten głos.

- Skarbie... - Odwróciłam się gwałtownie na dźwięk tego słowa.

- Ojcze... - Jęknęłam, gdy tuż za mną ujrzałam jego twarz. - Przecież ty...

- Umarłem, mój promyczku... - Powiedział, nim zdążyłam dokończyć.

- A więc jak to możliwe? - Wydusiłam łamiącym się głosem. - Ta mgła? Nic już nie rozumiem.

- Jestem tu bo ty tego chciałaś... Ale nie zupełnie prawdziwy... - Oznajmił, zmniejszając dzielący nas dystans. - Pośredniczę między tobą a medalionem.

- A więc jak to możliwe, że widziałam... - Przełknęłam ciężko.

- Fumo pozwala ujrzeć wszystko co skrywa się w twojej podświadomości, skarbie. - Wyjaśnił.

Spojrzałam w jego oczy, próbując zrozumieć sens tych słów. Dlaczego akurat Draco? Zrobiło mi się niedobrze. Szybko pomyślałam o tym, iż może nie powinnam ufać zjawie, podającej się za mojego zmarłego ojca. Co jeśli to wszystko podstęp.

- Zrobisz to co uznasz za słuszne. - Westchnął ciężko. - Jestem tu, ponieważ jeśli zapragniesz zerwać więź sangre de fuego, musisz spróbować odnaleźć balaur...

Zaraz po tym na twarzy ojca ujrzałam smutek, a chwilę później jego ciało zniknęło. Smród dymu stawał się już tak silny, że odbierał zmysły. Poczułam, jak medalionu na mojej szyi drży. Chmury dymu porwał wiatr, kłębiąc je w jednym miejscu. Odsunęłam się gwałtownie. Z mglistej chmury wyłonił się olbrzymi smok. Jęknęłam, gdy stworzenie nachyliło się i spojrzało swoimi ciemnymi ślepiami wprost na mnie. Nim zdołałam cokolwiek zrobić, smok wzbił się wysoko w powietrzę na swoich błoniastych skrzydłach i rozpłynął w kłębiących się chmurach na niebie.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz