Rozdział XXIII

114 8 2
                                    

Wracając w mrocznej ciszy po wyczerpującym treningu, czułam jak wewnątrz mnie płonęło zmęczenie i gniew, którym jedynie zimny powiew jesiennej nocy ośmielał się przeciwdziałać. Wściekłość we mnie wrzała niczym lawa wulkanu, a wspomnienie Cora ukąsiło jak jadowita żmija, rozprzestrzeniając swój trujący wpływ na każdy zakamarek mojej duszy. Nie mogłam uwolnić się od jego obecności, było to, jak gdyby jego obecność zagnieździła się we mnie.

Z trudem opanowałam drżenie rąk, kiedy przekroczyłam próg rezydencji. Złote lustra mieniły się w słabym świetle, a ciemne, weneckie obrazy zdawały się patrzeć na mnie, jako by były świadkami mojego wewnętrznego konfliktu.

Krocząc po wytwornej marmurowej podłodze sięgnęłam po dzbanek wody na zdobionym stole w holu. Nalałam sobie kieliszek, czując, jak chłodna woda przemieszczała się przez moje skrępowane gardło, przynosząc krótkotrwałą ulgę. Mimo że płonęłam nadal gniewem, wiedziałam, że muszę jakoś ochłonąć, by zapanować nad emocjami, które jak zamglone opary wypełniły moją duszę.

W oddali, z głębi rezydencji, dobiegały dźwięki rozmów, przypominając mi, że Lee, Runę i Iris również przebywali tu z Corem. Przygryzłam wargę, ostrożnie, odstawiając kieliszek na zdobiony stół, a potem zbliżyłam się ku drzwiom z zamglonym spojrzeniem. Nie zamierzałam zdradzać mojej obecności, ale budząca się we mnie ciekawość zawładnęła moim ciałem.

- Martwe Szepty... - słyszałam głos Rune. - Tego miejsca nie ma nawet na mapach. Powiadają, że tylko szepty usłyszane na wrzosowiskach wskazują drogę. Nie jestem pewien, czy powinniśmy tam iść.

Uniosłam brwi, skupiając uwagę na słowach Rune. To, co mówił, odżyło w mojej pamięci jak dawno zapomniana legenda. Gdy byłam jeszcze dzieckiem, Louis często opowiadał mi przerażające historie przed snem, bawił się moim strachem, a jedną z nich było właśnie opowieść o lesie Martwych Szeptów. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że to miejsce rzeczywiście istnieje. Nie pamiętałam zbyt wiele z tych opowieści, zaledwie fragmenty, gdzie nieliczni słyszą szepty prowadzące ich do lasu, z którego jeszcze mniej wychodziło, błądząc między przekształconymi konarami, a potem ich obłąkane szepty słychać jeszcze przez wiele lat, wryły się w moją pamięć.

Jednak wtedy uważałam to za zwykłe straszne bajki, które brat opowiadał mi, by rozbawić się moim przerażeniem. Teraz, stojąc przy drzwiach do gabinetu Cora i słuchając słów Runa, przypomniałam sobie o tych dawnych opowieściach i zaczęłam zastanawiać się, czy było w nich ziarno prawdy, czy też tylko wymysły dziecka przekształcone w opowieść.

- Rune ma rację - głos Iris zabrzmiał znacznie mniej chłodno niż zazwyczaj. - Martwe Szepty są przesiąknięte przekleństwem. To nie jest bezpieczne miejsce, a szeptucha, choć może być cennym źródłem wiedzy, jest równie groźna.

- Warto byłoby rozważyć przygotowania - zaczął, przemyślanym tonem. - Nikt z nas nie wie, co naprawdę tam czeka. Musimy mieć ze sobą odpowiedni sprzęt i plan działania. Nie można zbyt lekceważyć tego zadania.

Rune, jak zawsze, był ostrożny i pragmatyczny, a jego słowa odzwierciedlały jego sceptycyzm i praktyczne podejście do spraw.

- Już dość zwlekamy. - głos Cora wywołał dreszcz na moim ciele. - Nie możemy pozwolić, żeby opowieści i legendy nas powstrzymały. To może być nasza jedyna szansa.

- Nasz droga Iris ma absolutnie rację... - zaczął Lee, skupiając na sobie uwagę. - Te starsze panie, to naprawdę groźne przeciwniczki, których nie można lekceważyć. To, co dzieje się, kiedy próbujesz zjeść ich piernikową chatkę, to nic innego jak zapraszanie problemów. Zaczynasz od niewinnego kawałka, a potem nagle jesteś w centrum ich gniewu! To jak ruszyć la ruche na pikniku! Więc jeśli spotkacie taką chatkę, lepiej unikajcie kradzieży ich nieruchomości...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 10 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz