Rozdział XLIX

380 27 4
                                    

Zmrok powoli pochłaniał całą okolicę. Rozpaliliśmy niewielkie ognisko, przy którym zjedliśmy skromną, ale sytą kolację. Przez pewien czas siedzieliśmy w milczeniu. Mój wybawca czyścił jeden ze swoich sztyletów, gdy ja ogrzewając swoje dłonie obserwując jak ogień odbijał się w jego niemalże czarnych oczach.

- Corvus - Szepnęłam, a chłopak spojrzał na mnie z szelmowski uśmiechem.

- Cor - Poprawił mnie i wrócił do czyszczenia swojej broni. - Tak możesz mnie nazywać.

- A więc Cor - Rzuciłam akcentując jego imię. - dlaczego mi pomagasz?

- Mówiłem już - ciągnął dalej. - jestem rycerzem a ty...

- Przestań. - Warknęłam, przerywając mu. - Niewierze w twoją bezinteresowność. Chcę w końcu usłyszeć prawdę.

- Potrzebuje cię, aby zniszczyć medalion... - Odłożył sztylet i potarł dłonią kark. - Myślałem, że dam radę bez twojej pomocy, jednak myliłem się. Jesteś potrzebna do tego, aby przerwać tę magię.

Ścisnęło mnie w żołądku. Do tamtej chwili miałam nadzieję, że już nic nie będzie łączyć mnie z medalionem. Spuściłam swój wzrok.

- Czyli ty dla odmiany chcesz zabić mnie, aby zapobiec temu by ktokolwiek posiadł magię medalionu? - Odważyłam się zapytać.

- Nie umrzesz. - Odparł krótko.

Podniosłam wzrok i ujrzałam jak wyciąga kolejny sztylet, ukryty na skórzanym pasku pod nogawką swoich spodni.

- Nie wiem jeszcze na czym polega twoja rola, jednak obiecuje ci, że nie poświęcę twojego życia. - Mówiąc to przyglądał się uważnie trzymanemu w dłoni ostrzu. - Masz moje słowo. - Umieścił sztylet z powrotem na pasku pod nogawką, a jego czarne oczy spojrzały na mnie.

Byłam świadoma tego, że nie mam wyjścia. Wiedziałam, że muszę wybrać jedną ze stron, dlatego zamierzałam zniszczyć medalion, aby nie zostać poświęcona w ofierze dla czyjegoś pragnienia. Bo przecież miałam przed sobą całe życie.

- A więc jaki jest twój plan? - zapytałam cicho.

- Zapewnić ci bezpieczeństwo. - odparł, a moje serce odrobinę się uspokoiło. - Do czasu, aż zdobędę więcej informacji na temat przełamania zaklęcia.

Z każdą chwilę docierało do mnie jak bardzo pragnęłam pozbyć się tego medalionu. Przyniósł do mojego życia zbyt wiele bólu i cierpienia. Przez niego zginął mój ojciec. Czułam jak nagły przypływ wspomnień sprawił, że łzy napływaj do moich oczu. Starłam z policzka jedną zabłąkaną łzę, po czym odwróciłam wzrok. Opierając ostrożnie głowę o skałę za moimi plecami, spojrzałam w gwieździste niebo.

- Spróbuj zasnąć. - Rzucił wstając.

- A ty? - Zapytałam spoglądając na niego niepewnie.

- Ktoś musi stanąć na straży. - Odparł. - Wyśpij się, żebym nie musiał wysłuchiwać tego jak to brakuje ci sił, aby za mną nadążyć. Ruszamy o świcie.

- Nie narzekałabym gdybyś szedł normalnym tempem. - Jęknęłam oburzona.

W odpowiedzi tylko zaśmiał się krótko, po czym ruszył poza obszar oświetlany przez płomienie z ogniska. Położyłam się na kamieniach, opierając głowę na swojej ręce. Zdecydowanie nie należało to do najwygodniejszych miejsc w jakich spałam, jednak nie miałam za dużego wyboru. Odgoniłam pochmurne myśli i starałam się uspokoić. Zasnęłam przy trzaskającym miło ogniu, wyczerpana wędrówkom.

Obudziłam się gwałtownie, wyrwana ze snu jakimś niepokojącym dźwiękiem. Wzięłam głęboki oddech i rozejrzałam się dokoła. Byłam wciąż na kamienistym brzegu, a drewno w ognisku ledwie się żarzyło. Potarłam mocno twarz, czując jak przez kamieniste podłoże, na którym spałam boli mnie każda część ciała. Po krótkiej chwili ponownie usłyszałam trzask, a później wybuch. Podniosłam się ostrożnie, zaniepokojona dobiegającymi z lasu dźwiękami.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz