Rozdział I

1.8K 44 0
                                    

Morskie fale otulały moje stopy. Samotny spacer brzegiem morza sprawiał, że czułam się beztrosko. Żadnych zmartwień. Tylko ja i niezmierzona dal błękitu. Uwielbiałam spędzać każdą wolną chwilę pośród szumu fal. Kochałam morze, czułam się z nim związana. Delikatny wiatr powiewał moimi długimi ciemnymi włosami, a zimna morska bryza tego dnia była ukojeniem.  Mimo tego, że lato zbliżało się ku końcowi dzień był niesamowicie ciepły. Traciłam poczucie czasu spacerując tak, nadmorską plażą. Słońce powoli zaczęło opadać na zachodzie.

Spacerując bosymi stopami po delikatnym i jeszcze ciepłym od słońca piasku dostrzegłam w oddali połyskujący w zachodzącym słońcu przedmiot. Zbliżyłam się powoli, aby go podnieś. Przez moją dłoń przesypywały się ziarenka piasku odkrywając srebrny wisiorek z medalionem, na którym wygrawerowany był sztylet, którego ostrze oplatało pnącze. Przetarłam go ostrożnie, aby móc się mu dokładniej przyjrzeć, lecz nim zdołałam to zrobić usłyszałam znajomy głos. Włożyłam szybko medalion do kieszeni mojej sukienki i odwróciłam się w stronę skąd dobiegał głos.

   - Maddy! - Tym razem słyszałam wyraźnie.

Zza jednej z wydm wyłoniła się sylwetka szczupłej kobiety, której wiatr rozwiewał jasne, długie włosy. Zaskoczona tym widokiem, ruszyłam w jej kierunku.

   - Mamo! - Krzyknęłam, a następnie wdrapałam się na porośniętą roślinnością wydmę.

Kobieta stała z rozchylonymi ramionami i uśmiechała się do mnie dobrotliwie. Kiedy tylko udało mi się wdrapać na szczyt wydmy, rzuciłam się w jej ramiona. Pachniała jak zawsze lawendą i brzoskwiniami. Jej kojący zapach sprawił, że dotarło do mnie jak bardzo za nią tęskniłam.

   - Ja też za tobą tęskniłam, mój promyczku. - Kobieta odsunęła się delikatnie i złożyła delikatny pocałunek na moim czole.

Ten gest sprawił, że przytuliłam ją jeszcze mocniej. To dokładnie dwa miesiące od kiedy mój ojciec wysłał mnie i mojego brata na czas wakacji do naszych dziadków na południe Francji. Od czasu wydarzenia, które rozegrało się na finale Turnieju Trójmagicznego, twierdził, że Szkocja, nasz dom nie jest już bezpieczny. Matka nie protestowała, kiedy po powrocie do domu pod koniec czerwca, zasiedliśmy w końcu przy wspólnej kolacji, a on oznajmił, że nazajutrz wyjeżdżamy na czas wakacji do dziadków. Początkowo lekko się zdziwiłam i byłam zniesmaczona, kocham Francje i dziadków, lecz chciałam po tak długiej nieobecności pobyć choćby przez jakiś czas w naszym domu. Natomiast Louis, mój brat wybuchł złością. Toczył z naszym ojcem zażartą walkę o to, że zostaję. Jest starszy i trudniej jest mu się odnaleźć na Francuskiej wsi, mimo iż dziadkowie mieszkają w posiadłości zgoła różniącej się od wiejskich domów.

   - Już czas, przyjechaliśmy po was. Wracamy do domu. - Powiedziała wysuwając się z mojego uścisku. - Za kilka dni wracacie do szkoły.

Odsunęłam się i spojrzałam na nią. Jej wzrok błądził gdzieś po horyzoncie.

   - Mamo... - Powiedziałam, wyrywając ją z zamyślenia.

   - Tak? - Zapytała, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.

   - Daj mi jeszcze chwilę, zaraz do was dołączę. - Oznajmiłam, a ona kiwnęła tylko głową i odeszła w stronę posiadłości dziadków, która górowała na wzgórzu za wydmami.

Usiadłam na piaszczystej plaży wpatrując się w zachodzące słońce. Czułam się jakbym, żegnała to miejsce. Chciałam zapamiętać każdy detal widoku, który upajał moje oczy. Wraz z chowającym się za horyzontem słońcem, napływało zimne powietrze, wywołujące gęsią skórkę na mojej skórze. Zdecydowałam, że chyba już czas wracać.

Kiedy wstałam w oddali zauważyłam postać. Miała na sobie czarną pelerynę z kapturem, który zakrywał jej twarz, jednak mimo to czułam na sobie jej wzrok. Lekki dreszcz przeszedł po moim ciele, kiedy owa postać zaczęła zmierzać w moją stronę. Dotknęłam kieszeni, mając nadzieje odnaleźć w niej swoją różdżkę, lecz w tym samym momencie dotarło do mnie, że zostawiłam ją na toaletce w pokoju sypialnym. Zrobiłam nieuważny krok w tył i wpadłam na coś, a raczej na kogoś. Krzyknęłam przestraszona i szybko się odwróciłam.

   - Na Merlina, jestem stara, ale chyba aż tak źle to nie wyglądam, prawda? - Westchnęła starsza kobieta, w kremowo białej sukni do kostek.

   - Babciu... Wybacza mi ja po prostu... - Wydusiłam. - Przestraszyłam się, ale to nie twoja wina. Widzisz, miałam się już zbierać, lecz wtedy dostrzegłam... - Powiedziałam odwracając się w kierunku gdzie przed chwilą widziałam ciemną postać. Nikogo tam jednak nie było. Pokręciłam głową, zwątpiłam. Przez cały dzień przebywałam na słońcu, byłam tez odrobinę zmęczona, wiec uznałam, iż to tylko moja wyobraźnia płatała mi figle. - Nie ważne, przepraszam.

   - Nic nie szkodzi. - Wyznała i usiadła na skraju wydmy. - Niebo jest dziś wyjątkowo piękne. - Dodała i poklepała miejsce obok siebie.

   - Masz racje. - Przyznałam i usiadłam obok niej.

   - Twoja matka, kiedy była w twoim wieku kochała to miejsce. - Uśmiechnęła się, a jej wzrok skupiony był na morskich falach. - Zawsze kiedy chciała być sama, uciekała właśnie tutaj. Sama też tak robiłam. - Spojrzała się na mnie z ukosa. - Mam wrażenie, że to chyba dziedziczne.

Odwzajemniłam uśmiech i przytuliłam się do niej. Siedziałyśmy tak razem w milczeniu, wsłuchując się w szum fal.

   - Pora się zbierać, moja droga. Louis z pewności czeka na ciebie zniecierpliwiony. - Zaśmiała się i pokręciła głową.

Wstałyśmy, kierując się na ścieżkę wiodącą w stronę posiadłości. Na podjeździe rozpoznałam samochód rodziców, po chwili dostrzegłam również mojego ojca, który przez frontowe drzwi wynosił nasze walizki. Ruszyłam w jego stronę i rzuciłam się na niego.

   - A cóż to za piękność? - Ojciec odstawił walizki na ziemię i przytulił mnie. - To zaledwie dwa miesiące, a ty zmieniłaś się, dojrzałaś, mój kwiatuszku.

   - Och, przestań. - Wydusiłam zawstydzona. - Tylko odrobine nabrałam koloru, przez słońce.

   - Moglibyście się sprężyć? Niektórzy chcieliby już wracać. - Zza pleców ojca wyłonił się mój brat, którego niesforne, jasne kosmyki, opadały delikatnie na jego czoło.

   - Synu, wytrzymałeś tyle czasu, wiec dasz radę jeszcze moment. - Wyznał ojciec.

   - Dajcie mi chwile. - Spojrzałam na swoje bose stopy.

Wbiegłam po krętych schodach na piętro, a następnie przemknęłam długim korytarzem do pokoju, w którym spędziłam ostatnie dwa miesiące. Założyłam pośpiesznie trampki, a następnie zabrałam swoją różdżkę, leżąca na toaletce. Gdy chwyciłam za torbę i miałam już wychodzić, przypomniałam sobie o jednej rzeczy. Włożyłam dłoń do kieszeni i wyciągnęłam medalion, który znalazłam nad brzegiem morza. Wsunęłam go do małej kieszonki w swojej torbie i spojrzałam na teraz już zupełnie pusty pokój, który bez moich rzeczy wydawał się tak obcy.

Zbiegłam po schodach, po czym udałam się na podjazd przed posiadłością. Przytuliłam dziadków na pożegnanie, a następnie wsiadłam do zaparkowanego samochodu. Niedługo po tym ruszyliśmy, kierując się prosto do naszego domu w Szkocji.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz