Rozdział XXII

86 16 5
                                    

Złote liście szeleściły pod moimi butami, gdy uderzałam w drewniane tarcze. Mój miecz rozrywał powietrze z dziką determinacją. Każdy cios na tarcze był jak wybawienie, jak destrukcja. Wewnętrzny ogień płonął we mnie, jakby coś wewnątrz było gotowe eksplodować.

Byłam wściekła na siebie. Gniew płonął we mnie jak pochodnia w mroku. Wszystkie moje upadki, wszystkie chwile słabości były teraz koncentrowane w tych uderzeniach. Każdy zamach, każde przecięcie powietrza było jak krzyk desperacji, jak odwet na własnych ograniczeniach. To było jak taniec w mroku, próba pokonania własnych słabości i uwolnienia potężnej energii, która tkwiła w moim wnętrzu.

Tak, byłam sama w tej walce, ale czułam, że ktoś obserwuje mnie z cienia. Nagle, jak błyskawica rozdzierająca mroczny nieboskłon, dostrzegłam jego obecność. Cor, postać pełna tajemnicy i nieprzeniknionego chłodu, stał tam, ukryty w cieniu.

Zatrzymałam się na chwilę, zdziwiona jego nagłym pojawieniem się. Cor przyglądał się mojemu treningowi. Jego czarne oczy były jak dwie otchłanne przepaście, w których zniknęłam, jak w mrocznym labiryncie. Ich spojrzenie, chłodne i nieprzeniknione, przeszywało moją duszę niczym ostrze noża, odcinając mnie od reszty świata. To spojrzenie było jak mroczna melodia, którą trudno było przegonić, a ja, jak motyl, uwięziona w jego hipnotycznym tańcu, płonęłam w ogniu nieznanych emocji.

Kontynuując trening, zrozumiałam, że muszę być bardziej ostrożna. Cor nie był zwykłym obserwatorem. Był kimś, kto miał w sobie mroczną siłę. Głęboko wciągnęłam oddech i skoncentrowałam się na treningu, nie pozwalając mu przeszkadzać. Ale co jakiś czas czułam jego spojrzenie na sobie. To było jak chłodny oddech na karku, drażniący i jednocześnie przyciągający.

W pewnym momencie, kiedy byłam tak skupiona na treningu, że zapomniałam o jego obecności, coś przemknęło w moim kierunku. Był to dźwięk rozcinanego powietrza. Instynktownie obróciłam się i w ostatniej chwili przerwałam uderzenie mieczem, który skierowałam w kierunku dźwięku.

Moje ostrze stanęło centymetry od twarzy Corvusa. Ustawiłam je dokładnie przy jego szyi, choć wiedziałam, że to tylko kwestia ułamka sekundy, zanim jego instynkt obronny podniesie się do życia i powstrzyma mnie przed przecięciem jego skóry. Chwila ta była jak tańczący na granicy między życiem a śmiercią, gdzie mrok splatał się z namiętnością, a ja trzymałam w ręku narzędzie, które mogło zakończyć tę kruchą równowagę.

Patrzyłam na niego, a on na mnie. W jego oczach dostrzegłam coś nowego - podziw.

   - Imponujące. - wydusił przez zaciśnięte zęby.

W nieznanym mroku, kiedy cienie ukryły moje intencje, przeszył mnie dreszcz. Moje oczy płonęły żądzą, a serce biło rytmicznie, jakby grało w pieśń zapomnienia. Przez moją duszę przetoczyła się ciemność, a ja zapragnęłam zatopić mój miecz w jego miękkiej skórze, aby móc wpatrywać się, jak krew wypływa z rany w powolnym tańcu śmierci. To był akt nieopisanej perwersji, który rozkwitał w tej mrocznej symfonii.

Cor stał nieruchomo, nie drgnął nawet, mimo że ostrze mego miecza tkwiło tuż przy jego szyi. Zamiast tego, jego wargi ugięły się w drwiący uśmiech, który sprawił, że moje serce biło jeszcze szybciej, jeśli to było możliwe. Przesunęłam ostrze delikatnie wzdłuż jego szyi, jakbym chciała sprawdzić, czy jestem w stanie zdominować to mroczne przyciąganie, które trawiło mnie od środka. Jego skóra była gładka i zimna, kontrastująca z moim gorącym oddechem. Ta chwila była jak wieczność w mroku, a ja byłam wciągnięta w to niebezpieczne wyzwanie.

Cor złapał moje nadgarstki, a jego palce, chłodne i potężne, przypominały mi o jego nieodpartej potędze. Poczułam jak coś nieznanego przedostaje się do mojej głowy. Było to jak cichy szept, który rósł w siłę, aż przekształcił się w wrzask. To był Cor, który wkradł się do mojego umysłu, jakby rozpruwając moje obronne bariery.

Jego myśli, jego uczucia, wtopiły się w moje, tworząc mroczny wir emocji. Nie były to słowa ani zdania, to były obrazy, pragnienia, i pożądanie. Czułam jego chłód, jego tajemniczość, jego siłę, i jednocześnie jego słabość. Był to niebezpieczny taniec, w którym nasze dusze splatały się, jak dwie wężowe wstęgi oplatające się wokół siebie.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz