Rozdział XLVI

395 25 1
                                    

Leżałam skulona na chłodnej posadzce, a z moich oczu płynęły łzy. Całe moje ciało mrowiło od bólu, który jeszcze przed chwilą przeszywał mnie na wskroś. Czułam drętwienie w moich nogach i dłoniach. Chciałam zamknąć oczy i obudzić się w innym miejscu, jednak gdy tylko podnosiłam powieki, wciąż tkwiłam w ogromnej komnacie, otoczona przez moich wrogów.

- Gdzie jest medalion? - Warknął Voldemort, a echo jego głosu odbiło się w całym pomieszczeniu.

- Mówiłam już... - Mój głos łamał się, kiedy wypowiadałam, każde ze słów. - Nie wiem.

- Łżesz! - Syknął i jednym kopnięciem, przewrócił mnie na plecy.

Jęknęłam, gdy moja skóra dotknęły chłodnej podłogi. Podniosłam wzroki i dostrzegłam, że Draco wciąż stał u jego boku, spoglądają na mnie zupełnie obojętnym wzrokiem. Czułam się bezbronna, jakbym leżała przed nim całkowicie naga, a on mógł szydzić z mojego żałosnego położenia. Nienawiść, tak mogłam opisać uczucie, które do niego czułam.

- Zabiłbym cię, a później pozwolił, aby twoje truchło zgniło. - Powiedział wściekle mężczyzna. - I nawet nie wiesz jak bardzo sprawiłoby mi to przyjemność.

- Przecież i tak chcesz mnie zabić. - Wydusiłam, podnosząc się na drżących rękach. - Umrę bez względu na to jak postąpię.

- Twoja śmierć mogłaby być szybka i praktycznie bezbolesna, lecz nie chcesz współpracować. - Zbliżył się do mnie i pochylił. - A więc będę rozkoszował się, każdym zadanym ci bólem.

Myśl o tym sprawiła, że przeszedł mnie dreszcz. Potrząsnęłam lekko głową by wyrzucić z głowy przerażającą wizję tego co mnie czekało. Nie miałam zamiaru błagać, nie jego, nie ich wszystkich.

- Wolę poddać się najgorszym torturą niż ułatwić komuś takiemu jak ty zwycięstwo. - Odwarknęłam i spróbowałam podnieść się na odrętwiałych nogach. - Nie jestem twoją nadzieją i nigdy nie będę kluczem do twojej potęgi. A jeśli to jedyny sposób, aby spróbować utrudnić ci zdobycie twoich pragnień to podejmę się tego. Moje życie i tak jest już przesądzone, umrę ale nie poddam się i przeciwstawię twoim rozkazom.

- Stawiasz opór. - Prychnął rozbawiony i popatrzył na zgromadzonych. - To całkiem zabawnie wygląda. Takie chude i nędzne stworzenie, a sprzeciwia się, komuś tak potężnemu jak ja. Pewnie wziąłbym takie słowa na poważnie, gdybym usłyszał je z ust godnego mnie przeciwnika. Ty natomiast jesteś nic nieznacząca człeczyną.

Nie mogłam pozwolić na to by ujrzał w moich oczach to, że jakkolwiek dotknęły mnie jego słowa. Nie uważał mnie za godnego siebie przeciwnika i nie czułam się z tym źle. Był potworem, z którym nigdy nie chciałabym być równana, nawet w taki sposób.

- Nie sądzisz, że połamanie jej kilku kości, sprowadziłoby ją do jej poziomu? -Zapytał spoglądając na Draco. - A może odciąć jej ten cięty język, skoro i tak milczy, kiedy ładnie ją proszę o to aby mówiła. - Gdy chłopak wciąż milczał, Voldemort roześmiał się. - Albo nie, mam inny pomysł.

Mężczyzna machnął ręką w stronę strażnika, a po chwili otworzyły się boczne drzwi, przez które strażnicy wprowadzili jakąś osobę. Jej twarz była opuchnięta, a znajdujące się na niej ubrania całe w strzępach. Dopiero gdy strażnicy zbliżyli się z nią wystarczająco blisko, rozpoznałam swojego ojca. Puszczając jego ramiona, pozwolili mu opaść bezwładnie na podłogę.

- Ojcze... - Jęknęłam i nie zwracając uwagi na cokolwiek ruszyłam w jego stronę, padając przed nim na kolana. - Co oni ci zrobili? - Głos załamał mi się, gdy ujęłam jego twarz w dłonie.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz