Rozdział XXI

120 14 0
                                    

Stałam nieruchomo, a mój wzrok przeszywał majestatyczny zamek, który wznosił się dumnie przed moimi oczami. Hogwart, dawne schronienie, teraz ukazywał mi się w zupełnie nowym świetle. Noc oplatała go swym czarnym płaszczem, przesłaniając go przed spojrzeniem najjaśniejszych gwiazd i mieniącego się księżyca. To był mrok, który wdzierał się do każdego zakamarka, spleciony w swoje ponure pajęczyny.

Wiedziałam, że to tylko jedna noc, którą musiałam tu spędzić. Jedna noc, by zgromadzić moje skarby i zatrzeć wszelkie ślady ze mną związane. Ale w głębi serca czułam, że ta noc niesie ze sobą coś więcej, niż tylko pożegnanie.

Ostrożnie przekroczyłam próg zamku, jak duch błądzący po zakazanej ziemi. Korytarze tonęły w ciszy, a jedynym dźwiękiem były moje stłumione kroki, które wibrowały w powietrzu. Mój oddech przyspieszał, a serce biło mocniej, kiedy zbliżałam się do domu Puchonów - mego dawno opuszczonego schronienia i pokoju, który przypisano mi w tym roku, w imię bezpieczeństwa.

Przenikając w głąb labiryntu korytarzy, przepływały przede mną obrazy przeminionej przeszłości. Widziałam samą siebie, zgłębiającą księgi o magicznych stworzeniach, rozmawiającą z Lorą przy długim stole w Wielkiej Sali i podsłuchującą jej opowieści o namiętnych romansach, o niej i o Fredzie. Teraz te wspomnienia były jedynie widmami, unoszącymi się w powietrzu, nieuchwytnymi jak poranna mgła.

Głęboko w duszy czułam, że ta noc nie będzie spokojna. Mrok krążył wokół mnie jak drapieżca, a cienie przybierały nierealne kształty i formy. Przemykając po korytarzach, starałam się być niemal niewidoczna, jak wiatr szepczący po szkockich wrzosowiskach. 

Nagle, zza zakrętu korytarza, usłyszałam ciche kroki. Zastygłam w bezruchu, nasłuchując. To musieli być prefekci, patrolujący teren w poszukiwaniu nieprawidłowości. Moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej, a adrenalina wypełniła moje żyły. Nie mogłam pozwolić, by mnie dostrzegli. Musiałam znaleźć sposób, by ich ominąć.

W desperacji rozejrzałam się dookoła, w poszukiwaniu kryjówki. Wtedy ujrzałam drzwi prowadzące do pustej sali lekcyjnej. W ciszy i na palcach, bezszelestnie przemknęłam przez otwarte drzwi i ukryłam się w mrocznym wnętrzu. Przez wąską szczelinę między drzwiami obserwowałam, jak dwaj prefekci mijają miejsce, w którym się schroniłam. Ich latarnie oświetlały korytarz, rzucając chwiejne cienie na mury.

Gdy tylko ich kroki ucichły, wyłoniłam się z ukrycia i podążyłam dalej. Każdy mój krok był przemyślany, a każdy oddech kontrolowany. Mrok okrywał mnie jak kamuflaż, stając się moim sprzymierzeńcem w tej ucieczce.

W końcu dotarłam do wejścia w piwnicach zamku, do domu, który niegdyś nazwałam swym. Serce waliło mi mocno w piersiach, wiedząc, że już nigdy nie będę jego częścią...

Miałam tylko jedno przed sobą - dotrzeć do mojego pokoju i zebrać moje skarby. Musiałam zapomnieć o tym, co było, i skoncentrować się na tym, co przede mną leżało.

Za każdym kolejnym krokiem serce biło jeszcze mocniej. Wiedziałam, że nie ma powrotu, musiałam skupić się na przyszłości, na tym, co miało nadejść. Wspólny pokój był opustoszały, więc bez przeszkód przedostałam się do korytarza, gdzie znajdowały się drzwi do mego pokoju.

Serce waliło mi w piersiach, kiedy wyciągnęłam różdżkę i niemal bezgłośnie rzuciłam zaklęcie, które otworzyło zamknięte drzwi. W środku czekały na mnie moje skarby, ostatnie ślady mojego pobytu w tym miejscu. Były to symbole mojej przeszłości, które musiałam zabrać ze sobą, aby móc pójść dalej.

Moje oczy przemierzały łóżko, biurko i półki, po czym ostrożnie wyciągałam rzeczy i układałam je starannie.

Gdy większość moich ubrań już leżała na łóżku, sięgnęłam po różdżkę i rzuciłam zaklęcie pomniejszające, które sprawiło, że moje rzeczy skurczyły się, idealnie wpasowując się do torby, którą miałam ze sobą.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz