Prolog

289 23 2
                                    

Z mroku wyłonił się mężczyzna, niosąc w swych ramionach zawiniątko. Skryty pod peleryną, kroczył ścieżką oświetloną jedynie przez księżyc. Podążając w stronę niewielkiej, drewnianej chaty, graniczącej z pobliskim lasem. Gdy zbliżył się do niej, odsłonił dłonią rąbek chusty i spojrzał na twarz śpiącego dziecka. Serce zamarło mu w piersi. Niemowlę było tak bardzo podobne do swojej matki, że jego widok sprawiał mu ból.

Pochylił się i ułożył je kilka cali od wrót chaty. Przełknął ciężko i wypuszczając powietrze z płuc w długim westchnieniu. Podniósł dłoń, stukając trzykrotnie w drzwi. Gdy dostrzegł światło w jednym z okien, odsunął się i zniknął w pochłoniętym mrokiem lesie.

Ciche skrzypnięcie towarzyszyło otwierającym się drzwiom. Po chwili w progu stanął starszy mężczyzna. Rozejrzał się uważnie, a kiedy zrezygnowany postanowił zamknąć wrota, jego uwagę przykuło, leżące u progu jego chaty niemowę.

   - Co do licha... - Jęknął zmęczonym głosem i pochylił się nad dzieckiem. - Któż cię tu zostawił?

Mężczyzna chwycił dziecię w ramiona i wyszedł przed chatę rozglądając się po okolicy. Gdy jego stare i zmęczone oczy nie dostrzegł, ani jednej żywej duszy. Wrócił do swojej chaty, aby powiadomić o wszystkim swą małżonkę.

Byli starym małżeństwem, liczącym kilkadziesiąt wiosen. Mieszkali sami, a najbliższa wioska znajdowała się kilkanaście mil od ich domu. Kiedy nastał świt mężczyzna postanowił wyruszyć z dzieckiem do pobliskiej wsi, aby oddać je pod opiekę zakonu. Jednak nim zdołał to zrobić, żona zatrzymała go błagając o to, by dziecko z nimi zostało.

Chłopiec dorastał otoczony miłością swoich przybranych rodziców. Jednak w wieku zaledwie pięciu lat, kobieta zaczęła dostrzegać w dziecku coś, co odróżniało go od innych dzieci. Nie był zwykłym chłopcem. Posiadał magię, którą w odróżnieniu od swojego męża doskonalę znała. Postanowiła, że ukryję przed starszym mężczyzną, każdy przejaw magii ich syna. I tak było, aż do chwili, gdy w progu ich chaty zjawili się rośli mężczyźni, którzy oznajmili, że chcą zabrać dziecko do Instytut Magii Durmstrang. Zgodziła się, wszak chłopiec należał do świata czarodziejów.

Z początku było mu trudno. Świat, w który został wrzucony, był czymś zupełnie nowym dla młodego chłopaka. Jednak, gdy początkowy strach minął, pojawiła się ciekawość, która stopniowo przeradzała się w rosnące zainteresowanie.

Sukcesywnie odkrywał magię, która był częścią jego życia. Zajęcia z czarnej magii prowadzono już na pierwszym roku, były intrygujące, jednak maniakalne podejście profesora Smirnova odstraszały nawet najbardziej zaciekawionych. Instytut od samego początku najbardziej naciskał na to, aby uczniowie nabywali wiedzę w zakresie bitewnym. Zajęcia ze strategii wojennej, lekcje pojedynków, a w kolejnych latach dodatkowe zajęcia z konkretnych sztuk walki kształciły w uczniach Instytutu ducha wojownika.

Zajęcia prowadzone przez generała Johnsson, sprawiły, że chłopak obudził w sobie zamiłowanie do sztyletów. Były znacznie mniejsze od miecza, a dzięki temu dyskretniejsze. Spędził wiele czasu doskonaląc walkę oraz celność w rzutach ostrzem. Cechował się wyjątkową ambicją oraz determinacją, gdy chciał osiągnąć to czego pragnął.

Choć, był podziwiany wśród nauczycieli, nie posiadał zbyt wielu przyjaciół. Instytut był miejsce, w którym mało kto darzył się większym uczuciem. Od samego początku wmawiano im, że jedynym prawdziwym przyjacielem wojownika jest jego broń.

Wpajane przez Instytut morały, nie wyparły całkowicie uczuć chłopaka, wciąż bowiem kochał swoją przybraną matkę. W dniu, gdy straszy mężczyzna dowiedział się o naturze chłopaka, odwrócił się od niego, mimo to kobieta trwała w miłości do syna. I pomimo tego, że nie widział jej od lat, ona słała mu regularnie listy. Było tak, aż do dnia, w którym otrzymał wiadomość od starszego mężczyzny, w której poinformował go o śmierci kobiety.

W krótce po tym powrócił do miejsca, w którym się wychował. A gdy pożegnał swoją matkę, starszy mężczyzna dał mu ostatni list zaadresowany do niego. Kobieta opowiedział mu w nim historię o mężczyźnie, który odwiedził ją, gdy ten był jeszcze dzieckiem. Okazał się on jego krewnym, który oddał go im na wychowanie. Mężczyzna dał kobiecie pieniądze na utrzymanie chłopaka oraz adres, by ten mógł go odszukać po latach, gdy tego zapragnie.

Tak więc zrobił, udając się do miejsca wskazanego w liście. A gdy stanął u progu wielkiej posiadłości, zawahał się. W jego głowie kłębiło się, jednak zbyt wiele pytań, które chciał zadać mężczyźnie. Zapukał do drzwi, a gdy te się otworzyły, ujrzał rosłego mężczyznę o kruczoczarnych włosach.

   - Mattheo... - Wydusił, lustrując chłopaka wzrokiem.

   - Kim dla mnie jesteś? - Wyrzucił z siebie.

   - Wejdź do środka. - Powiedział i odsunął się, zapraszając chłopaka do wnętrza.

W pierwszej chwili młodzieniec zawahał się, jednak targające nim myśli zmusiły go do kolejnego kroku. Podążył za mężczyzną, który zaprowadził go do przestronnego salonu. Wnętrze był ciemne i zaniedbane.

   - Chcesz się czegoś napić? - Zapytał lekko zachrypniętym głosem.

   - Nie, dziękuje. - Odpowiedział.

Mężczyzna, mimo to chwycił za butelkę, a wtedy młodzieniec dostrzegł, że jego dłonie drżą, gdy nalewa trunek do szklanki. Promienie słońca, które wpadły, przez wielkie okna, oświetliły twarz mężczyzny, pozwalając dostrzec zmęczenie, jakie się na niej malowało.

   - Przyszedłem tu, aby dowiedzieć się prawdy. - Wyznał, próbując zachować spokój.

   - Wiedziałem, że kiedyś się po to zjawisz... - ciągnął, siadając na skórzanym fotelu. - Jednak zasługujesz na prawdę, jakkolwiek okrutna ona jest. A więc?

   - Kim dla mnie jesteś? - Zapytał ponownie.

   - Jestem bratem twojej biologicznej matki, a więc twoim wujem. - Upił solidny łyk z trzymanej szklanki.

Chłopak przełknął z trudem ślinę.

    - Dlaczego... - ciągnął, próbując poukładać swoje myśli. - Dlaczego mnie porzuciłeś? Czy ta kobieta mnie nie chciała?

   - Moja siostra była cudowną kobietą. Kochała cię, mimo iż nie zdołała poznać. Wszystko przez... - Przerwał, klnąc pod nosem. - Twoja matka zmarła, gdy tylko pojawiłeś się na świecie. I może żyłaby nadal, gdyby nie ta kreatura, która doprowadziła do jej śmierci.

W oczach mężczyzny pojawiły się łzy, które szybko otarł. Milczeli przez chwilę, chłopak zaczął podejrzewać, iż mężczyzna nie powie nic więcej. Jednak po chwili przemówił zachrypniętym głosem, spoglądając na wielki portret nad kominkiem.

   - Była taka piękna, ale też naiwna... Nie winie jej za to, że wybrała niewłaściwie, jednak... - Przerwał szybko, gdy jego głos się załamał.

Chłopak spojrzał, na portret przedstawiający młodą kobietę, ubraną w suknie w kolorze ametystu. Była piękna, a na jej twarzy gościł promienny uśmiech. Miała jego oczy, kolor włosów, a im dłużej się jej przyglądał dostrzegał, coraz to więcej bliźniaczych cech.

   - Musiałem cię oddać... - ciągnął zmęczonym głosem. - Ochronić, aby on nie mógł cię odnaleźć.

   - Kogo masz na myśli? - Zadając to pytanie dostrzegł w oczach mężczyzny gniew.

   - To bestia... - Syknął jadowicie. - Przyczynił się do twojego istnienie, choć nigdy nie nazwałbym go ojcem. Ten tyran nie ma serca, bo któż, kto je posiada, byłby zdolny skrzywdzić tak niewinną i łagodną istotę, która jako jedyna wierzyła w jego dobroć.

Wzrok mężczyzny utkwił w obrazie, przedstawiającym piękną kobietę. Z jego oczu wydostały się kolejne łzy, którym pozwolił spłynąć po zmęczonej twarzy. Chłopak podążył za jego wzrokiem, czując jak coś w jego sercu pęka.

   - Chcę wiedzieć o nim więcej... - Wyrzucił z siebie.

   - Znienawidzisz go, jeśli poznasz całą prawdę. - Powiedział chłodnym głosem.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz