Rozdział XIII

692 28 0
                                    

Późnym wieczorem wróciłam do domu Puchonów. W pokoju wspólnym nie spotkałam nikogo, a kiedy udałam się swojego pokoju, Lora już spała.

Rankiem, kiedy się obudziłam już jej nie było. Wiedziałam, że zaczęły się zajęcia. Pani Poppy, wczoraj nim opuściłam skrzydło szpitalne poinformowała mnie o decyzji dyrektora i o tym, abym odpoczywała jeszcze przez kilka dni i odpuściła sobie zajęcia, z których byłam oczywiście usprawiedliwiona. Jednakże czułam się już dużo lepiej i nie chcąc opuszczać kolejnych lekcji. Ubrałam szkolne szaty i wyszłam z dormitorium.

Korytarze były puste, ze względu na trwające lekcje. Zerknęłam na plan. Właśnie trwały zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią, a zaraz po nich miał odbyć się lunch. Postanowiłam zaczekać na korytarzu do czasu, aż zajęcia dobiegną końca, ponieważ wizja przerwania wykładów u Panny Różowej wydawała się niezbyt dobrym pomysłem.

Czekając na ławce, widziałam jak korytarz powoli zapełnia się uczniami. Niedługo po tym drzwi do sali otworzyły się. W tłumie dostrzegłam Lorę i ruszyłam w jej kierunku.

   - Maddy. - Ujrzałam zaskoczenie na jej twarzy, gdy przeciskała się w moim kierunku. - Co ty tu robisz? Miałaś zostać w pokoju.

   - Czuje się już lepiej i nie chciałam opuszczać takiej ilości zajęć. - Wyznałam. - Później i tak musiałabym to nadrobić.

Z sali gdzie odbywały się zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią, wyszła grupka Ślizgonów. Mimowolnie mój wzrok skoncentrował się na jasnowłosym chłopaku, podążającym wraz ze swoją świtą.

   - Maddy, ale tu też chodzi o twoje zdrowie wiesz, że ostatnio przeżyłaś dość niebezpieczną sytuacje. - Usłyszałam jak stojąca obok Lora wymówiła podczas rozmowy moje imię. - Maddy! - Podniosła głos.

   - Tak? - Niczym obudzona z transu, potrząsnęłam głową i przeniosłam wzrok na przyjaciół.

   - Co jest z tobą? - Zapytała marszcząc brwi.

   - Wszystko jest dobrze. - Powiedziałam lekko speszona, spuszczając swój wzrok i przekładając kosmyki długich, ciemnych włosów za ucho. - Zamyśliłam się.

   - Chyba powinniście porozmawiać. - Wyznała, a jej wzrok powędrował w kierunku gdzie jeszcze przed chwilą błądził mój wzrok. - Mimo tego, że jest zarozumiałym dupkiem, którego szczerze nie lubię, to nie zmienia faktu, że uratował ci życie.

   - Nawet nie wiem co miałabym powiedzieć. - Spojrzałam na przyjaciółkę, a ona wzruszyła ramionami.

   - Może po prostu spróbuj podziękować. - Powiedziała Lora podnosząc lekko kąciki swoich ust. - Widzimy się na lunchu. - Przyjaciółka szepnęła do mojego ucha i musnęła mój policzek. - Powodzenia.

Nim zdołałam cokolwiek powiedzieć, Lora podążyła za tłumem w stronę wielkiej sali. Odprowadziłam ją wzrokiem, a później rozejrzałam się po korytarzu. Z daleka dostrzegła jego jasne włosy, wyróżniające się na tle ciemnego ubioru. Stał oparty o ścianę i przysłuchiwał się swoim rozmówcą, uśmiechając się przy tym z ukradkowym spojrzeniem. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w ich kierunku.

Z każdym krokiem, który zbliżał mnie do niego serce biło mi jak oszalałe, bałam się. Stanęłam tuż za plecami Crabbe i Goyla, niemal niezauważona. Nerwowo zaciskałam lewą dłoń na skrawku szkolnego mundurka. Wzięłam głęboki oddech.

   - Hej - Jęknęłam.

Dwóch olbrzymich goryli słysząc mój głos odsunęło się gwałtownie na boki. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni. Kiedy mój wzrok napotkał szare oczy Draco, przez dłuższą chwilę nie mogłam oderwać od niego wzroku. Nie wiem dlaczego tak się stało, zupełnie jakby ktoś rzucił na mnie zaklęcie oszołomienia. Strach zawładnął moim ciałem.

   - Czego tu szukasz? - Z chwilowego amoku, wyrwał mnie pełen złośliwości głos Pansy.

   - Ja tylko... - Brakowało mi słów.

   - Zgubiłaś się mieszańcu? - Przerwała mi i stanęła na przeciw mnie, ze skrzyżowanym ramionami.

Wszyscy dookoła wybuchnęli śmiechem, a ja poczułam jak napływa we mnie złość.

   - Ależ skąd... - Zaczęłam powoli i uśmiechnęłam się ironicznie do dziewczyny. - Chciałam tylko porozmawiać z Draco. - Poczułam przypływ adrenaliny i chęć dogryzienia dziewczynie ale wiedziałam też, że nie chce zniżać się do jej poziomu.

   - Chyba nie myślisz, że on zechce z tobą rozmawiać. - Oznajmiła i odwróciła się w stronę chłopaka.

Wtedy znów zobaczyłam jego twarz, którą wcześniej zasłoniła mi Pansy. Patrzył się na przyjaciółkę, a kiedy dostrzegł, że i ja patrzę spojrzał na mnie. Dziewczyna szybko to zauważyła i odwróciła się do mnie, zasłaniając go.

   - Widzisz sama, on nie chce z Tobą rozmawiać. - Prychnęła, odpychając mnie.

Mój oddech przyspieszył, kiedy odepchnięta wpadłam w czyjeś ramiona. Odwróciłam się szybko a wtedy dostrzegłam ciemne oczy Cam'a wpatrujące się we mnie z zalotnym uśmiechem.

   - Nic ci nie jest? - Zapytał wypuszczając mnie ze swoich ramion, a ja pokręciłam przecząco głową. - Nasza droga koleżanka Pansy czasem ma problemy z manierami, musisz jej wybaczyć.

   - To ona tu przylazła i gapiła się na nas jak jakaś psychopatka. - Zaczęła się tłumaczyć Pansy. - Pewnie chciała rzucić na kogoś z nas jakieś przeklęty urok tych paskudnych Wili. Cholerny mieszaniec... - Dodała, a ja z trudem powstrzymywałam się, żeby jej dogryźć.

To prawda w moich żyłach płynęła krew Wili, moja babcia nią była, ale ja nigdy nie czułam mocy jaka była z tym związana. Nigdy też jej nie użyłam, nigdy świadomie.

- Przyszłam, żeby podziękować Draco za to, co dla mnie ostatnio zrobił. - Oznajmiłam odwracając wzrok od Cam'a i spojrzałam na Ślizgonkę, która patrzyła na mnie z obrzydzeniem.

- Oh tak, tak wszyscy wiem, ale nie wyobrażaj sobie za wiele. - Zaśmiała się i spojrzała na przyjaciół, lecz nikt poza nią nikt się nie śmiał.

- Cieszę się, że nic ci się nie stało. - Cam zbliżył się do mnie i kciukiem delikatnie podniósł moją brodę do góry. - Naprawdę.

- Jesteście obrzydliwi! - Oznajmiła Pansy, wkładając sobie palce do ust i udała, że wymiotuje. - Chodźmy na lunch póki jeszcze nie odechciało mi się przez nich jeść. - Dodała ruszyła w stronę Wielkiej Sali.

Wszyscy poza mną i Cam'em ruszyli zaraz za nią, a wtedy dotarło do mnie co ja właśnie wyprawiam. Wpatruje się w ciemne oczy Cam'a, a powinnam podziękować komuś innemu za uratowanie życia. Odsunęłam się od chłopaka i ruszyłam w stronę, w którą odchodzili ślizgoni.

- Draco. - Powiedziałam na tyle głośno aby mnie usłyszał. - Zaczekaj, proszę.

Kiedy się zatrzymał, szybkim krokiem zbliżyłam się do niego.

- Chciałam ci podziękować. - Czułam jakby ktoś zaciskał palce ma mojej szyi . - Naprawdę dziękuje.

Nie sądziłam, ze dziękowanie sprawi mi tyle trudności. Przez chwilę milczał, beznamiętnie patrząc na mnie. Po chwili jego wzrok powędrował za mnie i zatrzymał się Cam'ie.

- To wszystko? - Zapytał krótko.

- Tak. - Tylko tyle zdołałam wydusić. - Po prostu dziękuje.

- A wiec posłuchaj. Nie chciałem mieć cię na sumieniu, tylko dlatego to zrobiłem. - Powiedział tak chłodno i obojętnie, że poczułam się naprawdę dziwnie, jakbym liczyła na jakiekolwiek uczucie z jego strony. - Wiec nie wyobrażaj sobie za dużo. - Powiedział oschle. - Zjeżdżaj do niego, a mojego czasu już nie marnuj. - Dodał i ruszył w kierunku gdzie poszła reszta Ślizgonów.

Bardzo dobrze wiedziałam jak oschły i nie miły potrafi być Malfoy. Wiedziałam o tym wszystkim doskonale, ale mimo to zabolała mnie jego obojętność. Jakbym miała nadzieje na to, że może być inaczej, że da się tego chłopaka polubić.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz