Rozdział XLII

472 25 0
                                    

Czas mijał, a przez brak dostępu do dziennego światła nie miałam pojęcia jak wiele dni, a może tygodni minęło. Byłam osłabiona, a moje rany ledwie się goiły. Miałam wrażenia, że żebra znacznie mniej mnie już bolały, lecz być może było to tylko przyzwyczajenie do bólu. Kilka razy dziennie jeden ze strażników otwierał wrota mojej celi, rzucając mi czerstwy chleb i wodę. Głód już dawno przestał mi dokuczać, zapomniałam o nim.

Miałam nieodparte wrażenie, że moim oprawcy o mnie zapomnieli. Byłam pozostawiona sama sobie, obolała, bez jakiejkolwiek opieki medycznej. Martwiłam się o swoje rany, które w warunkach jakich przebywałam były narażone na zakażenie. Jednakowoż nie miałam innego wyjścia jak czekać samotnie, w lodowatej celi, aż ktoś w końcu zlituje się nade mną i opatrzy moje obrażenia lub chociażby skróci moje cierpienia.

Czułam jak moje ciało drży, od znacząco podwyższonej temperatury, gdy podnosiłam kubek z zimną wodą, aby zwilżyć spierzchnięte usta. Kręciło mi się w głowię, byłam osłabiona. Wszystko wokół wirowało, kołysało się, było niestabilne. Walczyłam ze snem, który pochłaniał mnie. Bałam się zasnąć, jednak to było silniejsze ode mnie.

Obudził mnie trzask drzwi, ale mimo to nie miałam siły, aby się podnieść. To był z pewnością strażnik, ponieważ usłyszałam jak metalowe naczynia uderzyły o kamienną posadzkę. Przyniósł kolejny posiłek, którego i tak nie byłam w stanie przełknąć.

Po jakimś czasie słyszałam krakanie. W pierwszej chwili pomyślałam, że to dzieję się tylko w mojej głowię. Byłam osłabiona, a wysoka temperatura tylko wszystko natężyła. Niedługo potem krakanie znów powróciło. Otworzyłam leniwie oczy i zaskoczona ujrzałam ptaka, który uważnie mi się przypatrywał. Czarny kruk był ledwie widoczny w panującym mroku. Przestraszona podniosłam się ostrożnie, na tyle na ile pozwoliły mi moje rozchybotane dłonie. Oparta bezsilnie o zimną ścianę, przyglądałam się zwierzęciu.

   - A ty czego ode mnie chcesz? - Wydusiłam chrapliwym głosem.

Chwilę później ptak rozłożył swoje skrzydła i odskoczył w pochłonięty mrokiem kąt celi. Już prawie dałam sobie wmówić, że to był tylko wytwór mojej wyobraźni, kiedy z cienia wyłoniła się postać mężczyzny. Przestraszona wzięłam głęboki oddech, a zaraz po tym poczułam przeraźliwy ból w moich żebrach. Bez wątpienia poznałam te ciemne oczy i rysy twarzy. A czerń jego włosów zdawała się ciemniejsza od mroku.

   - Tego co chciałem już wcześniej. - Mruknął, uśmiechając się leniwie.

   - A więc musisz ustawić się w kolejkę. - Wyszeptałam ledwie wyraźnie.

Nie wiedziałam jak udało mu się mnie znaleźć. Przez chwilę pomyślałam o tym, że być może faktycznie z nimi współpracuję, jednak wtedy też przypomniałam sobie naszą ostatnią rozmowę. Pamiętałam doskonalę jak zaprzeczył, że ma cokolwiek wspólnego z osobami odpowiedzialnymi za porwanie mojej przyjaciółki.

   - Jak się tu dostałeś? - Zapytałam marszcząc brwi.

   - Strażnicy niezbyt przejmują się widokiem kruka. Ty zresztą, swego czasu również przywykłaś. - Wymruczał. - Wystarczyło cierpliwie poczekać.

Widziałam jak dokładnie mi się przygląda. Jego spojrzenie spoczęło na każdym fragmencie mojego ciała. Spuściłam wzrok, nie chciałam nawet myśleć jak słabo i żałośnie muszę wyglądać.

   - Sądząc po twoim nędznym wyglądzie, chyba nieźle musiałaś się im narazić. - Oznajmił po czym podszedł do mnie.

   - Wystarczył fałszywy medalion. - Wysapałam.

Po chwili kucnął obok i przechylił głowę. Mimowolnie mój wzrok powędrował w jego kierunku. Chciałam się odsunąć, zrobić cokolwiek, aby znaleźć się z dala od niego, jednak brakowało mi sił.

   - Odsuń się ode mnie. - Warknęłam krzywiąc się z bólu.

   - Masz temperaturę. - Stwierdził poważnym głosem. - A twoje rany jeśli nie są już zakażone to niedługo z pewnością będą.

   - Nie powinno cię to interesować. - Mruknęłam pod nosem - Zostaw mnie.

Czułam jak całe moje ciało protestuję. Świat wirował mi, a ja ledwie utrzymywałam równowagę siedząc oparta o kamienną ścianę.

   - Do chwili, w której cię tu ujrzałem, dziwiłem się, dlaczego nie użyli zaklęcia, aby wydusić z ciebie, to gdzie ukryłaś medalion. - Oznajmił. - Teraz jednak rozumiem. To by cię zabiło, a ty jesteś im potrzebna żywa, inaczej nie posiądą jego magii.

Zmarszczyłam brwi, gdy dotarł do mnie sens jego słów.

   - Czekają aż będziesz błagała ich o pomoc. - Powiedział, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.

   - Mogą o tym zapomnieć. - Wydusiłam i zmrużyłam oczy. - Prędzej umrę.

Moja głowa sprawiała wrażenie ciężkiej. Walczyłam sama ze sobą, aby być przytomna do czasu aż on nie zniknie. Pragnęłam zasnąć, położyć się i uciec z tego koszmaru.

   - Ty już umierasz, maleńka. - Warknął, patrząc na mnie gniewnie. - A oni nie mogą do tego dopuścić, więc jeśli masz żyć, to niedługo spróbują cię odratować, a wtedy bez oporu wyduszą z ciebie to gdzie on się znajduje.

Wiedziałam, że ma rację. Umierałam, czułam to, choć cały czas próbowałam to z siebie wyprzeć. Próbowałam być silna ale z każdą chwilą spędzoną w lochu, słabłam.

   - Dlatego chciałbym złożyć ci propozycję. - Wyznał nim zdołałam cokolwiek wydusić. - Wyleczę część twoich obrażeń, a w zamian za to ty zdradzisz gdzie ukryłaś medalion.

   - Nie. - Wysapałam. - Nie chcę twojej pomocy.

   - Posłuchaj mnie uważnie. - Wysyczał. - Oni przyjdą po ciebie i uwierz mi zrobią wszystko, żeby dowiedzieć się gdzie on jest. Wyciągną to z ciebie, a kiedy dowiedzą się prawdy i odnajdą go, nie będzie już odwrotu. - Widziałam jak w jego oczach iskrzy gniew. - Więc pozwól mi go zabrać, a wtedy nawet jeśli wedrą się do twojej głowy nie poznają prawdy, nie uda im się go odnaleźć.

Czułam jak robi mi się niedobrze. Cokolwiek bym nie zrobiła, wiedziałam, że czeka mnie śmierć. Łzy napłynęły mi do oczu, próbowałam powstrzymać je, ale byłam zbyt osłabiona. Miałam dwa wyjścia, zgodzić się na propozycję chłopaka albo pozwolić im wydobyć ze mnie informację na temat położenia medalionu. Zamknęłam na chwilę oczy próbują się skupić.

   - A skąd mogę mieć pewność, że nie wykorzystasz go w ten sam okropny sposób, w jaki oni mogliby to zrobić? - Jęknęłam ostatkiem sił.

   - Ponieważ ja pragnę go zniszczyć. - Warknął i odwrócił wzrok.

Byłam zaskoczona jego odpowiedzią. Nie potrafiłam objąć tego myślami. W mojej głowie pojawiły się pytania, jednak zabrakło mi sił aby je zadać. Naprawdę umierałam. Jeśli to było jedyne wyjście to nie pozostało mi nic innego.

   - Zgoda. - Westchnęłam cicho.

Chwilę milczał, a gdy odwrócił się w moją stronę wodził wzrokiem po moim cielę.

   - Myślę, że to rozsądna decyzja. - Wymruczał.

Opowiedziałam mu dokładnie gdzie znajduję się medalion, czując przy tym lęk. Zaufałam mu, poświęciłam się i miałam nadzieję, że on dotrzyma słowa. Wyciągnął rękę w moją stronę, a ja chwyciłam ją drżącą dłonią. Poczułam dreszcz, a następnie mrowienie objęło każdy fragment mojego ciała. Pamiętam, że ostatnie co zobaczyłam to spojrzenie jego ciemnych oczu, a chwilę później straciłam przytomność.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz