Rozdział IV

209 24 4
                                    

Wchodziłam po schodach wiodących na pierwsze piętro, trzymając w rękach kilka książek, które miałam zamiar oddać do biblioteki. Gdy dotarłam do przestronnego pomieszczenia, udałam się prosto do biurka pani Pince. Odkładając ciężkie księgi na blat, spojrzałam na kobietę, która zajęta była uzupełnianiem jakiś dokumentów.

- Przepraszam. - Wymamrotałam zachrypniętym głosem, aby zwrócić na siebie uwagę kobiety. - Ja chciała...

- Odłóż na stolik... - Przerwała mi, wskazując chudą dłonią niewielki stoliczek, na którym piętrzyły się przeróżne książki.

- Jasne. - Odparłam, uśmiechając się słabo do kobiety, którą nawet nie obdarzyła mnie spojrzeniem.

Kiedy położyłam moje księgi na nawarstwiającej się górze, przypomniałam sobie o jeszcze jednej rzeczy, po którą tu przyszłam. Odwróciłam się szybki i zbliżyłam ponownie do biurka bibliotekarki. Nie chciałam jej znów przeszkadzać bo dobrze wiedziałam, że jej cierpliwość ma dość cienką granicę, jednak potrzebowałam pomocy.

- Proszę wybaczyć, ale chciałabym się zapytać... - Ciągnęłam spoglądając na kobietę. - Gdzie szukać książek profesora Kettleburn?

Pince podniosła wzrok, spoglądając na mnie znad swoich okularów. Przełknęłam ciężko obawiając się, że skarci mnie za przeszkadzanie, jednak ona jedynie zmarszczyła brwi.

- Dział zoologii. - Odpowiedziała poprawiając okulary na swoim nosie, po czym wróciła do pracy.

Skinęłam głową dziękując, a następnie podążyłam we wskazane miejsce. Przeszukiwałam regały pełne ksiąg, aby odszukać tą właściwą, która miała pomóc mi w napisaniu referatu. Gdy po dłuższym czasie odnalazłam poszukiwaną księgę, chwyciłam za jej skórzany grzbiet i wysunęłam ją.

- Jak się czujesz? - Usłyszałam zza pleców cichy głos.

Odwróciłam się gwałtownie, a gdy zaskoczona ujrzałam Lorę, cofnęłam się o krok wpadając na szafkę. Skamieniałam nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa. Jej oczy niemal mnie przeszywały.

- Wiem przez co przeszłaś... - Westchnęła ciężko. - Choć z pewnością moje doświadczenie w tym cierpieniu wypada blado przy twoim.

- Lora, ja... - Jęknęłam.

- Nie musisz się tłumaczyć. - Dodała, zbliżając się do mnie. - Wiem, że to moja wina, gdyby nie ja...

- Przestań... - Przerwałam jej stanowczo. - Lora to nic nie da... Obwinianie się niczego nie zmieni.

- Przepraszam... Za wszystko . - Wydusiła łamiącym się głosem. - Tęsknie za tobą.

W kasztanowych oczach Lory ujrzałam smutek tak wielki, że ścisnęło mi serce. Chciałam powiedzieć jej wszystko. Wyznać, że nie winie jej za to co się stało. Była przecież oszołomiona zaklęciem, które pozbawiło ją kontroli nad własnym ciałem. Jednakże nie mogłam pozwolić na to, aby znów cierpiała. Musiałam ją chronić, a jedynym sposobem na to było odsunięcie jej od siebie. Mimo bólu jaki wypełnił moje serce, otrząsnęłam się.

- Wybacz, ale muszę już iść. - Spuściłam wzrok i wyminęłam dziewczynę, kierując się w stronę wyjścia.

Czułam jak pękło mi serce, a łzy wezbrały w moich oczach. Zacisnęłam nerwowo palce na skórzanej okładce książki, którą trzymałam w dłoni. Pozwoliłam jej zadręczać się czymś, czemu nie była winna. Jednakże to niewielka cena za to, aby chronić ją przed niebezpieczeństwem jakie mogło by ją spotkać. Moi wrogowie musieli wierzyć w to, że już mi na niej nie zależy, a jedynie obwiniam ją za wszystko. Dlatego, aby oni mogli tak myśleć, w pierwszej kolejności Lora musiała uznać to za prawdę.

Pchnęłam olbrzymie wrota, a gdy przekroczyłam próg naglę wpadłam na kogoś. Cofnęłam się o krok zaskoczona. Moje oczy dostrzegły wściekłe spojrzenie Pansy Parkinson.

- Jak łazisz, łamago... - Syknęła.

- Ja? - Prychnęłam, czując jak emocje po spotkaniu z Lorą pobudziły adrenalinę w moich żyłach. - A nie pomyślałaś może, że to właśnie z tobą jest jakiś problem?

- Jedynym problemem jaki znam jesteś ty... - Odwarknęła.

- Zupełnie mnie to nie dziwi... - Parsknęłam śmiechem. - Wiedząc z jakim ograniczeniem boryka się twój umysł.

- Jak śmiesz! - Wypaliła gniewnie.

Nim zdołałam zareagować, Pansy zbliżyła się do mnie w mgnieniu oka i pchnęła mnie z całej siły. Zaskoczona wypuściłam z rąk książkę, która uderzyła z hukiem w ziemię. Zazgrzytałam zębami ze złości.

- Czy ty w ogóle posiadasz odrobinę rozsądku? - Zapytałam szybko, zaciskając dłonie w pięści.

- Znacznie więcej od ciebie, dlatego zrobiłbyś nam wszystkim przysługę, gdybyś zdechła. - Po tych słowach kopnęła moją książkę.

Czułam, że dłużej już tego nie wytrzymam. Pozwoliłam, aby gniew pochłonął resztki mojego rozsądku. Zamachnęłam się otwartą dłonią i uderzyłam ją w twarz.

- Nigdy więcej się tak do mnie nie odzywaj. - Wydyszałam.

Ujrzałam furię w jej oczach, jednak nim zdołała cokolwiek zrobić, zza rogu wyłoniła się grupka uczniów. Usłyszałam jak wymamrotała coś pod nosem, a zaraz po tym zniknęła za drzwiami biblioteki. Westchnęłam ciężko i podążyłam w stronę książki, którą kopnęła. Kucnęłam, aby ją podnieść, a wtedy ktoś mocno przydepnął ją do podłogi.

- Co do... - Przerwałam, gdy podniosłam wzrok i ujrzałam szare oczy wpatrujące się we mnie.

Wstrzymałam oddech. Ostatni raz, gdy był tak blisko mnie uciekałam przed tymi, z którymi się sprzymierzył. Dreszcz przepłynął przez moje ciało, gdy w mojej głowie pojawiły się wspomnienia. Był ostatnią osobą, którą chciałam widzieć.

- Wstań. - Rozkazał Draco.

- Ani myślę. - Odwarknęłam, szarpiąc grzbiet książki.

- To nie była prośba. - Wyznał chłodnym głosem.

- Nawet nie śmiałabym cię posądzić o krztę uprzejmości. - Wypaliłam pełna gniewu.

Chwile po tym ustąpił, a ja chwyciłam księgę w dłonie. W tej samej chwili poczułam jak jego ręka zacisnęła się na moim ramieniu. Jednym płynnym ruchem podniósł mnie i przyszpilił do ściany. Jęknęłam, gdy moje ciało zetknęło się z chłodem. Był tak blisko mnie, że poczułam jak spięły się moje mięśnie.

- Czego ode mnie chcesz? - Zmarszczyłam brwi wyczekując odpowiedzi.

- Dlaczego tu wróciłaś? - Zapytał przez zaciśnięte zęby.

- Idź do diabła! - Powiedziałam jadowitym głosem.

Wiedziałam, że cokolwiek chce, z pewnością nie jest to nic dobrego. Staliśmy po przeciwległych stronach. A przecież wrogowie nie mogą chcieć niczego co przychylne jest przeciwnikowi.

- Jeśli tam pójdę, zabiorę cię ze sobą. - Zbliżył się, by szepnąć do mojego ucha, a wtedy poczułam jak jego zimna dłoń musnęła moją szyję. - Masz go...

Wargi mi zadrżały, a serce znacznie przyspieszyło. Dotknęłam gwałtownie miejsca gdzie jeszcze przed chwilą czułam jego dłoń. Pod opuszkami moich palców rozpoznałam metalowy łańcuszek.

- Jesteś o wiele głupsza, niż myślałem. - Warknął, a w jego oczach coś zaiskrzyło. - Lubisz igrać z ogniem.

- A więc co teraz? - Wypaliłam bez namysłu. - Polecisz do swojego pana, czy oszczędzisz mu fatygi i zabijesz mnie tak jak twój ojciec zabił mojego?

W tamtej chwili po raz pierwszy naprawdę uświadomiłam sobie, że moje przypuszczenia są słuszne. Wyraz jego twarzy utwierdził mnie w przekonaniu, że dłoń, która wbiła sztylet w serce mojego ojca, zdobił ten sam sygnet ze szmaragdem, który Lora pokazała mi wiele miesięcy temu.

- Są rzeczy dużo gorszę od śmierci. - Powiedział i odsunął się do mnie, zostawiając mnie samą.

Czułam jak nogi się pode mną uginały. Wzięłam gwałtowny oddech, a następnie osunęłam się na podłogę. Starałam się powstrzymać łzy, które napływały do moich oczu.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz