Rozdział VIII

192 20 0
                                    

Moje stopy zetknęły się z kamiennym brukiem, a oczy oślepiło ciepłe światło latarni. Nim mój wzrok zdołał się oswoić, Cor pociągnął moją dłoń i wyprowadził na zatłoczoną ulice. Otaczał nas miejski zgiełk. Puściłam jego dłoń i rozejrzałam się. Wysokie budynki o piaskowej barwie, sięgały niemal czterech pięter, a po ulicach jeździło mnóstwo aut oraz dwupiętrowych, czerwonych autobusów. 

   - Jesteśmy w Londynie. - Oznajmiłam z przekonaniem. 

   - Owszem. 

   - Zastanawia mnie tylko, dlaczego akurat tu? - Uniosłam wzrok wyczekując na odpowiedź .

   - W tym mieście ukryłem część swoich sekretów. - ciągnął Cor. - Nadszedł czas, aby zapoznać cię z nimi. Nim jednak ruszymy, będę miał do ciebie małą prośbę... Żadnych zbędnych pytań, maleńka.

I zanim zdążyłam zaoponować, chwycił mnie mocno za dłoń. Gdy przemierzaliśmy ulice ciągnące się pomiędzy zjawiskowymi budynkami, mijało nas mnóstwo przechodniów, dla których byliśmy niczym powietrze. Od dawna nie byłam sama z dala od domu lub szkoły, a mimo to nie czułam strachu. Przez myśl przeleciało mi, że być może to dlatego, że przecież szedł tuż obok mnie Cor. 

W krótce dotarliśmy pod, wydawałoby się, starą i opuszczoną kamienice. Cor wyciągnął różdżkę i zastukał nią rytmicznie w drewniane wrota. Po chwili usłyszałam ciche stęknięcie i drzwi lekko się uchyliły. Przyglądałam się jak mój towarzysz otwiera je szerzej, a następnie przekracza próg. 

   - Idziesz? - Zapytał, unosząc jedną brew. 

Tuż za nim rozciągał się długi ciemny korytarz, pokryty przez liczne pajęczyny. Zwątpiłam. 

   - Jesteś pewien, że jest tam bezpiecznie? - odpowiedziałam pytaniem.

   - Jedyne czego jestem teraz pewien to tego, że póki będziesz blisko mnie, będę cię chronił, maleńka. - Na jego twarzy pojawił się przebiegły szelmowski uśmiech.

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego podejrzliwie. Od poczucia jego rycerskości, aż mnie zemdliło. 

   - Nie potrzebuje księcia na białym koniu. - Pokonując dzielący nas dystans, zwinnie go minęłam. 

  Gdy tylko przekraczałam próg kamienicy, przeszyło mnie dziwne uczucie, jakbym przebijała się przez bańkę mydlaną, a raz po tym znalazła się w zupełnie innym miejscu. Wszechobecny gwar i zapach stęchlizny oraz alkoholu uderzył we mnie gwałtownie.

Rozległe pomieszczenie wypełnione było drewnianymi stołami, przy których siedzieli ludzie popijając trunki, przygotowywane przy długim barze na przeciwległym końcu. Bar, w którym się znaleźliśmy w niczym nie przypominał tego co widziałam zanim przekroczyłam próg. 

   - Chyba nie przerażają cię speluny? - zapytał lekko rozbawiony. - No chyba, że to nie miejsce dla...

   - Nie traktuj mnie jak głupią małolatę. - Odwarknęłam, przerywając jego wywody. 

   - Gdzieżbym śmiał! - Wyznał, unosząc dłonie w poddańczym geście. - Przecież już całkiem nieźle idzie ci wymachiwanie mieczem.

Poczułam nagły przypływa irytacji. I gdyby nie fakt, że byłam w zupełnie obcym miejscu, zdana jedynie na niego, pozwoliłabym ponieść się emocją. 

   - Palant. - Warknęłam pod nosem.

Cor zaśmiał się, po czym przyjrzał mi się uważnie. Zwróciłam się w jego stronę i obdarzyłam go gniewnym spojrzeniem

   - Bądź grzeczną dziewczynką i przekaż to barmanowi. - Wyciągnął z kieszeni lniany woreczek i położył go na mojej otwartej dłoni. - Powiedz, że to ode mnie.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz