Rozdział XII

708 29 0
                                    

Ciepłe promienie słońca muskały moją twarz. Powoli podniosłam powieki, a jasne światło sprawiło mi chwilowy ból. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do jego blasku, a wzrok wyostrzył, dostrzegłam nad sobą monumentalne, pnące się wysoko sklepienie sufitu. Rozejrzałam się na boki i wtedy dotarło do mnie gdzie jestem. Znajdowałam się na jednym z wielu łóżek, które odgrodzone były białymi parawanami. Przestraszona faktem, że znajduje się zupełnie sama w skrzydle szpitalnym, podniosłam się gwałtownie. Moją głowę przeszył przeraźliwy ból.

Jęknęłam krzywiąc się i łapiąc za skronie. Ostrożnie masując boki swojej głowy usłyszałam dźwięk obcasów, odbijających się echem. Nim zdążyłam wyprostować głowę, przed moim łóżkiem stanęła starsza kobieta, ubrana w strój pielęgniarki. Pani Poppy przyglądała mi się uważnie, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały uśmiechnęła się do mnie.

   - Jak dobrze, że już się obudziłaś. Dobrze się czujesz? - Zapytała podchodząc bliżej.

   - Nie licząc okropnego bólu głowy, to myślę, że całkiem dobrze. - Odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech. - Co ja tu...

   - Spałaś całe trzy dni, ale ból głowy powinien minąć, lada chwila. - Przerwała mi szybko.

   - Trzy dni? - Kolejne pytanie kłębiły się w moich myślach.

   - Byłabym zapomniała. - Zignorowała kolejne moje pytanie. - Twoi przyjaciele czekają w przedsionku, przychodzili codziennie. Czy chcesz się z nimi widzieć?

   - Przyjaciele? - Na myśl o tym, że Lora jest blisko ucieszyłam się. - Tak, oczywiście.

Jednak kolejne pytania rodziły się w mojej głowie, nie dając mi chwili westchnienia. Luka w mojej pamięci sprawiała, że czułam się zupełnie zagubiona.

Nim kobietę zdążyła zniknąć za płóciennym parawanem, w sali odbił się echem znajomy pisk, a zaraz potem usłyszałam jak ktoś biegnie w moim kierunku. Po zaledwie kilku sekundach ujrzałam Lorę, a zaraz za nią wszedł Louis.

   - Maddy - Lora jęknęła, a następnie usiała obok mnie na łóżku. - Tak się martwiliśmy o ciebie. Jak się czujesz?

   - Przyznam, że i mi napędziłaś strachu. - Wyznał mój brat, krzyżując ramiona.

Popatrzyłam na niego zdziwiona. Zainteresował się mną, to rzecz niezwykle rzadko spotykana. Miałam jednak wrażenie, że obawiał jest jedynie rodziców i tego, iż nie spełnił ich prośby.

   - Całkiem dobrze. - Wyznałam. - Boli mnie jedynie głowa.

   - Czuje się taka winna. - Westchnęła głośno Lora. - To moja wina, mogłam cię tam nie zabierać. To była chwila, a później ujrzałam cię na tym lodzie.

   - Lód... - Powiedziałam i wtedy jak przez mgłę przeleciały mi wspomnienia.

Oślepiający blask, a zaraz potem ciemność. Przerażając ból przeszywający całe moje ciało.

- Jezioro... - Jęknęłam.

   - To była chwila... - Przyjaciółka pokręciła głową z grymasem na twarzy. - Nikt z nas się tego nie spodziewał. - Kontynuowała, jednak wtedy zza białej kotary wyłoniła się pani Poppy.

   - Panno Aurum, dyrektor chciałby z tobą porozmawiać. -Wyznała starsza kobieta . - A wy zmykajcie już, później z pewnością się zobaczycie. - Dodała zerkając na moją przyjaciółkę, która wstała z niesmakiem na twarzy.

   - Louis, czy rodzice o wszystkim wiedzą? - Zapytałam czując jak robi mi się nie dobrze.

   - Wiedzieli jako jedni z pierwszych. - Oznajmił.

Przez głowę przeszła mi myśl, że nasz ojciec wraz ze swoją nadopiekuńczą naturą, zabierze mnie ze szkoły i zamknie w złotej klatce.

   - Ale możesz wyluzować. - Dodał zerkając na mnie. - Dumbledore trochę ich uspokoił.

Uśmiechnęłam się do nich blado. Chwilę po tym jak wszyscy zniknęli pojawił się wysoki, bardzo szczupły czarodziej z srebrnymi włosami i brodą w tym samym kolorze, sięgającą jego pasa. Był ubrany jak zwykle w długi czarodziejski płaszcz w kolorze błękitu jego oczu. Uśmiechnął się na mój widok i usiadł na krześle obok mojego łóżka.

   - Witaj Madeleine . - Jego uśmiech był promienny i sprawił, że i ja się uśmiechnęłam. - Słyszałem, że czujesz się już lepiej czy to prawda?

   - Miło pana widzieć, dyrektorzę. - Wyznałam. - Dobrze pan słyszał.

   - Nie będę ukrywał zaniepokojenia. - ciągnął mężczyzna. - Jednak cieszy mnie fakt, iż wszystko skończyło się dobrze.

   - Dyrektorze, czy... - Przez moją głowę przeleciały kolejne obrazy, przypomniałam sobie okalające mnie ciepło.

   - Czułem tą magię, tego samego dnia kiedy cię przyprowadzono. - Powiedział z poważnym wyrazem twarzy. - Twoje ciało powinno być lodowate, a byłaś całkowicie rozpalone. Jakby twoje ciało pochłonęła gorączka.

   - Pamiętam tylko blask. - Wyznałam ściszonym głos.

Dyrektor wyprostował się, poprawił okulary-połówki na swoim lekko zakrzywionym nosie i spojrzał mi prosto w oczy.

   - Blask. - Powtórzył dyrektor. - To całkiem ciekawe.

Sama nie byłam pewna co stało się tamtego dnia, lecz w tamtej chwili do głowy przyszło mi tylko jedno. Medalion. Dotknęłam swojej klatki piersiowej i poczułam metal pod moją koszulką.

   - Posiadasz coś co z pewnością uchroniło twoje kruche ciało przed śmiercią. - Powiedział spokojnym głosem. - Cokolwiek to jest ma potężną moc.

Spojrzałam prosto w jego zmęczone oczy. Przez krótka chwile chciałam ujawnić skrywany przeze mnie medalion. Jednak wewnątrz mnie kazało mi milczeć.

   - Teraz natomiast najważniejsze jest to, abyś nabrała sił. - Westchnął ciężko. - Jeśli będzie trzeba zostaniesz jeszcze kilka dni w skrzydle szpitalnym.

   - Czuje się dobrze. - Wydusiłam. - Chciałabym wrócić jeszcze dziś do dormitorium. Jeśli to nie problem oczywiście. - Powiedziałam, a mężczyzna skiną głową

   - Myślę, że jeśli pani Poppy uzna, iż możesz już wrócić nie widzę żadnych przeciwskazań. - Dodał podnosząc się leniwie. - Zanim pójdę. - Zatrzymał się i uśmiechnął. -  Sądzę się miałaś zdecydowanie dużo szczęścia, a jeden z twoich kolegów wykazał się niesamowitą odwagą skacząc za tobą.

   - Jeden z moich kolegów? - Zapytałam lekko zdziwiona jego słowami.

   - Malfoy. - Powiedział krótko, a ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem. - Wskoczył za tobą, moja droga. Uratował cię, a później przyniósł tu, do skrzydła szpitalnego. - Starszy mężczyzna potarł dłonią nos ukrywając uśmiech, a następnie odwrócił się, aby wyjść. - Swoją drogą piękne kwiaty. - Dodał po czym zniknął za kotarą sąsiedniego łóżka.

W mojej głowie pojawiła się plątanina myśli. Spojrzałam na szafkę nocną obok mojego łóżka. W szklanym wazonie znajdowały się jasno różowe piwonie. Dopiero teraz je zauważyłam, były tak piękne. Kiedy przyglądałam się kwiatom usłyszałam niewielkie krząknięcie. Odwróciłam się szybko. Pani Poppy stała uśmiechając się.

   - Proszę wybaczyć. Myślę, że możesz szykować się już do powrotu do dormitorium. - Oznajmiła uśmiechając się do mnie. - W razie gdybyś poczuła się źle wiesz gdzie mnie szukać.

   - Pani Pomfrey... - Powiedziałam szybko, aby zatrzymać kobietę.

   - Tak? - Zatrzymała się i spojrzała pytająco.

   - Wie pani może kto przyniósł te kwiaty? - Zapytałam niepewnie kobiety i spojrzałam na piękne rośliny.

   - Ohh... Tak, piękne są trzeba im przyznać. - Powiedziała i uśmiechnęła się. - Wczoraj rano przyniósł je twój kolega. - Dokończyła.

   - Który? - Ponownie zapytałam chcąc uzyskać odpowiedź.

   - Cameron Brown. - Odpowiedziała na moje pytanie i zniknęła za parawanem.

   - Cam... - Szepnęłam.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz