Epilog

341 25 0
                                    

Dziewczyna leżała na sofie, wczytując się w kolejne strony trzymanej w jej rękach książki. Jej ciemne włosy splecione były w luźnego warkocza, który spływał z jej ramion na poduszki. Kolejna historia, która pozwalała jej na moment zapomnieć o otaczającym ją świecie, o problemach i bólu, który czuła. Spędziła tak już cały tydzień odkąd matka wysłała ją do Francji. Tam miała być bezpieczna, z dala od Szkocji.

Już nawet morze nie dawało jej ukojenia. Odcięła się, uciekają w podróże na jakie jej jedynie pozwalano. Chodziła późno spać, a czasem zarywała nocki przeczesując biblioteczkę dziadków. Literatura piękna, romanse, kryminały, dramaty... Pochłaniała wszystko co wpadło w jej dłonie. To był jej sposób, aby nie myśleć o wszystkim co ją spotkało.

Kolejna historia dobiegła końca, pozostawiając ją samą z jej myślami. Podniosła się leniwie z kanapy, po czym odniosła książkę na miejsce. Rzuciła okiem na regał. Jej wzrok uważnie śledził, każdą z półek, na której stała literatura. Wszystko było znajome, powtarzalne wątki... Pragnęła czegoś innego. Uciekła wzrokiem na kolejny mebel. Zbliżyła się do niego, a jej dłoń sięgnęła po książkę, której kremową okładkę zdobiły czarne napisy. Aleksander Dumas, Hrabią Monte Christo.

Znała tę historię. Mężczyzna uwikłany w niebezpieczną grę i skazany na niewolę, pragnący zemsty na swoich wrogach. Przełknęła ciężko, a w jej głowie pojawiły się wspomnienia. Odłożyła ją na miejsce, a wtedy przypomniała sobie o gabinecie dziadka. Tam przecież też były książki.

Wyszła ostrożnie z biblioteczki, ówcześnie rozglądając się po korytarzu. Był całkowicie opustoszały. Podążyła niemalże na palcach, po cichutku, aż pod drzwi do gabinetu dziadka. Pociągnęła za klamkę, a wrota otworzyły się z lekkim skrzypnięciem.

Wkroczyła do środka, pomieszczenie było niewielkie. Kilka regałów, niewielka sofa i ogromne hebanowe biurko. Zamknęła za sobą drzwi, a następnie wyminęła pokaźny mebel, na którym stała szmaragdowa lampa i podeszła do jednego z regałów, który wręcz uginał się pod naporem ksiąg. Jej wzrok napotkał kilka obszernych podręczników naukowych oraz kilka poradników wciśniętych pomiędzy książki historyczne.

Zrezygnowana podążyła w stronę przeciwległego regału. Tam też nie było niczego co mogłoby ją zaciekawić. Same księgi z zaklęciami. Odwróciła się gwałtownie i wtedy jej wzrok dostrzegł coś czego szukała. Mebel, na który spojrzała skrywał na swoich półkach książki pełne przygód, w które mogłaby się zatracić. Wyciągnęła dłoń i musnęła kilka skórzanych okładek. Kryminały, dramaty, romanse... Wszystkie równie stare i cenne. Klasyki i ich pierwsze wydania.

Prześledziła uważnie każdą z półek, aż do momentu kiedy jej wzrok zatrzymał się na bordowej, skórzanej okładce, na której wygrawerowane było Robert Louis Stevenson, Wyspa skarbów. Spróbowała jej dosięgnąć, jednak bezskutecznie. Mimo iż regał sięgał niemal sufitu, jej wzrost z pewnością nie pomagał. Rozejrzała się po komnacie szukając jakiegoś stołka. Jednak w zasięgu jej wzroku była jedynie sofa i skórzany fotel. Westchnęła ciężko i przyjrzała się szafie oceniając, czy zdoła się na nią wspiąć.

Jedną nogę postawiła na niższy regał, a drugą nieco wyżej, chwytając się przy tym krawędzi szafy. Była już tak blisko. Puściła jedną dłoń i chwyciła za okładkę książki. W tej samej chwili mebel zachybotał, a ona chcąc utrzymać równowagę chwyciła się skrzyni ulokowanej na szczycie. Nim zdołała cokolwiek z siebie wydusić kufer przesunął się, a zaraz po tym spadł ze szczytu szafy, ciągnąć ją za sobą.

Upadła z głośnym hukiem na drewnianą podłogę. Niemal natychmiast podniosła się na dłoniach i spojrzała przerażona w stronę podłużnego, skórzanego kufra, który leżał tuż obok niej. Przysunęła się do niego i dotknęłam dłonią skrzyni. W tej samej chwili drzwi za nią zaskrzypiały.

- Ah, to ty, moje dziecko... - Usłyszała, zza pleców zaniepokojony głos starszego mężczyzny. - Na litość. Najadłem się przez ciebie strachu.

- Wybacz mi, dziadku. Ja nie chciałam... - Jęknęła, odwracając się w jego stronę.

Mężczyzna jednak nie odpowiedział, a wbijając swój wzrok w skrzynie leżącą tuż przy wnuczce. Podszedł do niej ostrożnie i kucnął wyciągając dłoń w stronę skórzanego wieka. Dziewczyna spojrzała na niego, marszcząc przy tym brwi.

- Co w nim jest? - Odważyła się zapytać.

- Coś co wiele lat temu wiernie mi służyło i trwało u mojego boku. - Jego dłoń dotknęła zamka, strzegącego tego co skrywało wnętrze.

Dziewczyna gapiła się na mężczyznę, zaskoczona i oniemiała. A gdy ten podniósł skórzane wieko, światło zamigotało na srebrzystej głowni miecza, która ozdobiona była inskrypcjami. Był piękny. Trzon jego rękojeść owinięty był skórą w kolorze onyksu, a jelec przybrał kształt skrzydeł. Jednak to głowica zdobiona opalem, przykuła największą uwagę. Kamień mienił się w świetle, hipnotyzując wszystkich tych, którzy na niego spoglądali.

- Jest piękny... - Wydusiła dziewczyna.

- I równie nieoceniony. - Dodał lekko się uśmiechając.

- Mogłabym? - Wyciągnęła dłoń, spoglądając na dziadka.

Skinął głową pozwalając jej wyciągnąć broń z wnętrza skrzyni.

- Służył mi wiernie podczas wielkiej wojny czarodziejów. - Mówiąc to przyglądał się uważnie swojej wnuczce. - Od tak wielu lat był ukryty.

Dziewczyna chwyciła za rękojeść, zaciskając na niej swoje palce. Przeszył ją dreszcz, gdy miecz zalśnił w promieniach słońca. Nigdy wcześniej nie trzymała prawdziwego miecza, a jedynie drewniany mieczyk, który wykorzystywała podczas licznych wojen do jakich zmuszał ją jej brat, gdy byli mali. To była tylko niewinna zabawa dwójki rodzeństwa, lecz za każdym razem wzbudzała w niej silne emocje. Nigdy później nie miała kontaktu z bronią, aż do chwili gdy została uwięziona przez swoich wrogów, a jej wybawca wręczył jej sztylet, którym nie potrafiła się nawet posłużyć.

- Dziadku... - ciągnęła, przełykając ciężko. - Nauczyłbyś mnie posługiwać się bronią?

Mężczyzna spojrzał zaskoczony na swoją wnuczkę. Nie spodziewał się takiego pytania, jednak wiedział doskonalę co ją spotkało. Magia nie zawszę była skuteczna, a sztuki walki były czymś czego nikt nie mógł odebrać. Spojrzał na jej zmartwioną twarz, wahając się nad odpowiedzią. Był emerytowanym generałem, przeszkolonym do walki z wrogiem. A w tamtej chwili musiał podjąć decyzję, czy zdoła wyszkolić kolejnego wojownika. Byłaby bezpieczniejsza, on byłby spokojniejszy wiedząc, że poradzi sobie, gdy magia zawiedzie. Kochał ją. Bardzo mocno ją kochał, dlatego podniósł się i spojrzał z góry na dziewczynę.

- To nie będzie łatwe, jesteś tego świadoma? - Zapytał chłodnym głosem.

- Wiem. - Była zupełnie świadoma tego z czym będzie musiała się zmierzyć.

- A więc... - ciągnął pewnym głosem. - zaczniemy ćwiczyć od jutra, moje dziecko.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz