Rozdział X

171 21 5
                                    

Siedziałam przez cały czas pogrążona w myślach, zupełnie niezwiązanych z trwającą właśnie lekcją zielarstwa. Przekładałam nerwowo pióro z dłoni do dłoni, wyczekując końca zajęć.

Minęły już trzy dni, a ja wciąż nie otrzymałam wiadomości od Cora. Czułam się winna zostawiając ich samych tamtej nocy, choć doskonale wiedziałam, że nie miałam wyjścia, musiałam uciec. Medalion mógł wpaść w ich ręce, a ja nawet nie miałam przy sobie broni by walczyć z wrogiem. Moje myśli krążyły chaotycznie wokół tego, co stało się tamtego dnia. Miałam jednak nadzieję, że nikt nie ucierpiał, a co najważniejsze wszyscy żyją.

   - Coś nie tak? - Emily zapytała ściszonym głosem.

   - Wszystko gra. - skłamałam.

Dziewczyna posłała mi słaby uśmiech, a ja go nie odwzajemniłam. Nie chciałam jej w to mieszać. Była moją dobrą koleżanką, a ja odtrąciłam już kogoś bliższego mojemu sercu, ponieważ wiedział zbyt wiele, a to zagrażało jego życiu. Mimowolnie odszukałam wzrokiem Lorę, siedzącą wraz z Lucy w pierwszej ławce. Tęskniłam za nią, choć jeszcze bardziej cierpiałabym gdyby ktoś odebrał jej życie. I może na tym polegał mój problem. Może dlatego trzymałam wszystkich na dystans. Bałam się, że bliższa relacja ze mną sprowadzi na nich śmierć.

W chwili gdy profesor Sprout obwieściła koniec zajęć. Podniosłam się i zabierając wszystkie swoje rzeczy wyszłam pośpiesznie z sali.

   - Maddy! Zaczekaj! - zawołała za mną Emily.

Odwróciłam się i zobaczyłam, że idzie pośpiesznie za mną. Po chwili zrównała się ze mną.

   - Gdzie tak pędzisz? - wykrztusiła.

   - Wybacz, ja...

   - Widzę, że coś cię trapi i nie wmawiaj mi, że tak nie jest. Nie musisz mówić mi całej prawdy, szanuje to, tylko proszę, nie kłam.

   - Wszystko w porządku, to naprawdę mało istotna sprawa. - zapewniłam ją.

   - Dobrze. - rzuciła krótko. - Zatem, masz wolne popołudnie?

Spojrzałam na nią wyczekująco.

   - Powiedziałam coś nie tak? - warknęła cicho. - Najlepiej będzie jak się czymś zajmiesz, bo Merlin sam jeden wie gdzie cię te myśli zaprowadzą.

   - Co masz przez to na myśli? - wymamrotałam.

   - Słyszałaś o święcie bogini Aine? - Zapytała retorycznie.

Oczywiście, że słyszałam. Aine była boginią miłości i płodności. Wiele wieków temu szkockie wiedźmy modliły się do niej, prosząc o odwzajemnioną miłość i liczne potomstwo. Powstawały też legendy mówiąca o pięknej, młodej czarownicy, o którą zabiegało wielu mężczyzn, którzy dostrzegali w niej jedynie urodę. Dziewczyna, jednak pragnęła czystej i prawdziwej miłości. Dlatego przed świtem zmówiła modlitwę do Aine, a ta przemieniła ją w łanie. Przez długi czas błąkała się po wrzosowiskach, aż któregoś dnia młodzi mężczyźni wyruszyli na łowy i gdy dostrzegli ofiarę tylko jeden z nich rozpoznał w zwierzęciu zaginioną dziewczynę. Uratował ją, a w zamian Aine przywróciła jej dawną postać i pozwalając dziewczynie odwzajemnić miłość.

   - W tym roku to na nasz rocznik przypadają obchody. - przypomniała mi.

Od wielu lat w szkockich wioskach, w których zamieszkiwały młode czarownice celebrowano święto bogini Aine. Tuż po północy wypuszczano do lasu gotowe na zamążpójście panny. Dziewczyny ubrane jedynie w cienkie płócienne suknie ukrywały się w mroku, a ich śladami po niedługim czasie wyruszali młodzi mężczyźni. W ten sposób, jak uważano, za sprawą Aine, każdy z mężczyzn wiedziony miłością odnalazł prawdziwą, odwzajemnioną miłość.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz