Obudził dzieci i sprawdził, czy wszystko z nimi w porządku. Były zmarznięte, głodne i spragnione ale chyba nic im nie było.
Zaczekał aż wszystkie podniosą się z ziemi i zaczął iść w stronę drogi.
- Nie wychodźcie na polanę. - Przestrzegł ich jeszcze zerkając w stronę domu. Nadal wszystko było pogrążone w ciemności, więc przyspieszył tylko kroku. Dzieci szły zaraz za nim w zbitej grupce. Cholernie bał się, że któreś się zgubi i zabłądzi głębiej w las. Z drugiej jednak strony nie mógł przeprowadzić ich przez polanę, bo wtedy ktoś na pewno by ich zauważył.
Szedł więc dalej, wlokąc za sobą gromadkę biednych dzieci. Jak tylko odstawi je do domu, to weźmie pistolet i porozstrzela tych skurwieli. Był przeciwnikiem kary śmierci... ale w takich przypadkach czuł, że jedynym sposobem ukarania takiego zwyrodnialca jest wyeliminowanie go ze świata ludzi.---
W końcu udało im się dotrzeć do tej cholernej drogi. Krystian nagle oprzytomniał. Nie może iść z nimi po drodze. Jeśli przyjechało tam jedno auto, to może przyjadą kolejne. A wtedy nie będzie wesoło.
Odwrócił się w stronę maluchów.
- Kochani, nie możemy iść po drodze, ale za to użyjemy jej, żeby wskazała nam kierunek, w którym mamy iść, dobrze? - Spytał. Dzieci wydały z siebie mniej lub bardziej smutne dźwięki, lecz w końcu zaakceptowały jego decyzję. Krystian odetchnął z ulgą. Zaraz potem napadł go kolejny atak kaszlu.
- Tatusiu, dobrze się czujesz? - Spytała cicho Ami. - Strasznie kaszlesz... - Dodała.
- To nic, Laleczko. - Zapewnił policjant od razu się prostując. Ruszył przed siebie. Dzieci poszły za nim.Krystian zagłębił się nieco bardziej w las. A konkretniej w kolczaste krzewy, które tam rosły. Na sobie miał tylko jeansy i koszulkę, a wiedział, że maluchy nie były ubrane lepiej, więc zaciskając zęby torował im przejście przez ten gąszcz. Miały szczęście, że były mniejsze od niego, więc było im łatwiej przechodzić pomiędzy krzakami. Jego ręce, tors i nogi były już skrwawione od sprawnego przeciskania się przez kolczaste pędy. Gdyby miał więcej czasu pewnie szedłby wolniej i zdecydowanie ostrożniej. Problem polegał na tym, że nie miał ani sekundy do stracenia.
---
Wyciągnął głowę i zerknął w lewo czy droga, według której idą nadal się tam znajduje. Była na swoim miejscu, więc westchnął i wznowił wędrówkę.
- Ała! - Krzyknęła jakaś dziewczynka gdy jej ręka zahaczyła o kolec. Jej głos zawibrował w uszach policjanta, którego serce od razu wykonało szybki fikołek. Rozejrzał się lecz cały las pogrążony był w ciszy.
- Zaraz wyjdziemy, obiecuję. - Powiedział do dzieci. ,,Przecież te krzaki muszą gdzieś się kończyć.", dodał w myślach.
Jak na zawołanie zobaczył, że przed nimi rozciąga się ciemna linia jakichś iglastych drzew. Do przejścia mieli jeszcze jakieś 50 metrów. Odczuł ulgę i odruchowo przyspieszył kroku. Nie mógł się doczekać, aż wreszcie wydostaną się z tego koszmaru. Mdliło go z głodu i był przekonany, że dzieci też chcą jeść. Szkoda, że nie mógł im tego zapewnić.
- Tatusiu, ja już nie mogę- - Zapłakała nagle Ami. Krystian odwrócił się i zobaczył, że nie tylko jego córeczka płacze. Dzieci szły w milczeniu ze łzami w ciszy spływającymi po ich policzkach.
- Słoneczka, jeszcze trochę. Widzicie te drzewa, o tam? - Wskazał je dłonią. - Tam kończą się te krzaki. Wyjdziemy z nich i odpoczniemy, obiecuję. - Powiedział i wznowił wędrówkę. Dzieci w milczeniu ruszyły za nim.
Krystian nagle spojrzał przed siebie i zmarszczył brwi. Coś było nie tak. Zmrużył na chwilę oczy. Dopiero po chwili dotarło do niego, że widzi podwójnie. Westchnął i przetarł twarz dłonią. ,,Jeszcze trochę.", pocieszył sam siebie. Nagle poczuł, że jego noga zahaczyła o jakiś pęd, a on właśnie leci wprost w kolczaste zarośla. Poczuł jak kolce wbijają się w jego ciało i zaklął głośno. Zacisnął zęby i zaczął gramolić się na nogi powoli odczepiając się od tych cholernych krzaków.
,,Nienawidzę tych jebanych policjantów. Nienawidzę Szwarca! Nienawidzę Zarębskiego-! Nienawidzę całej tej jebanej instytucji-!", warczał w myślach usilnie walcząc ze sobą, żeby nie wykrzyczeć tego światu.---
W końcu krzewy zaczęły się przerzedzać, a on wziął głębszy oddech. Miał nadzieję, że właśnie minęli najgorszą część wędrówki. Spojrzał na dzieci i aż pożałował, że nie przeprowadził ich drogą. Maluchy były zapłakane, wystraszone, posiniaczone i zakrwawione. Odsunął się pod jakieś drzewo i oparł o nie dłonią. Był zdeterminowany, żeby nie siadać. Jeśli usiądzie, to już nie wstanie.
- Odpocznijcie chwilę. - Polecił. Dzieci z ulgą przyjęły możliwość odpoczynku. - Popilnuję was. - Dodał jeszcze.
Maluchy z wdzięcznością zaczęły siadać na ziemi, a po chwili spały smacznie oparte o jakiś kamień lub drzewo albo o siebie nawzajem. Krystian odetchnął i zakaszlał. Spojrzał w górę. Księżyc powolutku chylił się ku zachodowi. Nie miał pojęcia ile szli. Ale widział, że była to cholernie długa droga, zwłaszcza na te małe nóżki.
- Dlaczego pan nie siada? - Krystian podskoczył na cichy, dziecięcy głosik. Odwrócił się w stronę chłopca i dopiero po chwili rozpoznał Gabrysia.
- Nie jestem zmęczony. - Powiedział i wysilił się na lekki uśmiech.
- Okay... - Mruknął mały. - Kiedy wrócimy do domu? - Spytał. Policjant ciężko westchnął.
- Najpewniej jutro albo pojutrze. Nie wiem gdzie jesteśmy. - Przyznał. Nagle chłopiec usiadł na ziemi i po prostu się rozpłakał.
- Ja chcę do mamy-! - Wykrztusił. Policjant kucnął obok. Maluch przytulił się do niego. - Chcę do domu-! - Dodał jeszcze. Chłopak w milczeniu przycisnął do siebie chłopca.---
Krystian znów spojrzał w górę. Księżyc zdążył przesunąć się bardziej w kierunku drzew. Obstawiał, że za 3-4 godziny zacznie świtać. Westchnął ciężko i spojrzał na chłopca w swoich ramionach. Po tym jak maluch zasnął Krystian po prostu wziął go na ręce.
Zaczął powoli budzić dzieci. Musieli się pospieszyć. Zamknął oczy gdy usłyszał ich zawodzenie. Wiedział, że były zmęczone. Że chciały jeść i pić. Wiedział, że one długo nie wytrzymają takiej drogi. Lecz mimo to, zdenerwował się na nie. Zdawał sobie sprawę jak absurdalny był to gniew. Ale nie mógł nic na niego poradzić. Wziął tylko głęboki oddech, tradycyjnie zaniósł się kaszlem, a potem bez słowa ruszył w dalszą drogę. Maluchy, nawet jeśli nie chciały, powoli podniosły się z ziemi i zawodząc o ich bolących nogach i pustych brzuchach ruszyły za Krystianem.Chłopak miał szczerą nadzieję, że komenda ma doskonałe wyjaśnienie dlaczego nikt im nie pomógł.
Bo po powrocie miał zamiar roznieść tą instytucję w drobny pył.
***
Do przeczytania,
- HareHeart
![](https://img.wattpad.com/cover/324274528-288-k753408.jpg)
CZYTASZ
Piekło Dantego (2)
AcciónOtóż wattpadowy limit wynosi 200 części na jedno dzieło, więc zostałem zmuszony do przeniesienia części pracy do nowej książki. Mam nadzieję, że nie będzie to dla Was wielkim problemem ^^ Zapraszam do lektury