Rozdział 270

49 1 6
                                    

- Kurwa, w życiu nie zapomnę tego widoku. - Wykrztusił Hubert.
- Dosyć. Jak tylko przyjedzie karetka ty idziesz na pierwszy ogień. - Warknęła Justyna ocierając usta chusteczką. - Kurwa, wyglądasz jak zwłoki! Nawet pachniesz podobnie! - Rzuciła. Zapach krwi, ropy i gnijącego mięsa był nie do pomylenia.
Nagle do ich uszu dotarł sygnał pojazdu uprzywilejowanego. Justyna i Andrzej wyszli wskazać drogę ratownikom.

Krystian założył koszulkę, a po chwili osunął się po najbliższym drzewie. Położył łokcie na kolanach i zwiesił głowę. Hubert kucnął obok niego. Położył dłoń na jego ramieniu.
- Hej, hej. - Zaczął. - Nie śpij, słyszysz? - Poprosił. - Zaraz się tobą zajmą i będziesz mógł wyspać się za wszystkie czasy. - Obiecał jeszcze cicho. Chłopak pokręcił głową. - Nawet mnie nie wkurwiaj! - Warknął policjant zaciskając palce na jego ramionach. - Ty nie jesteś w stanie ustać na własnych nogach, co ty chcesz niby zdziałać?! - Warknął.
- Hubert, ja znam tamten budynek... - Wymruczał chłopak. - Byłem w nim... Znam przynajmniej jedno piętro... Wiem gdzie trzymają więźniów... A AT sami sobie nie poradzą. - Westchnął.
- Jacy AT? - Spytał mężczyzna.
- Mam kumpla, robi w antyterrorystach i wisi mi przysługę. Poprosiłem go, żeby zebrał zespół i tu przyjechał. Ma wziąć jeszcze dwa do pomocy. - Wymamrotał.
- O czym ty-
- To tutaj! - Justyna i Andrzej dobiegli do policjantów. Zaraz za nimi przybiegło dwóch ratowników ze sprzętem. Najpierw zmierzyli chłopaka zszokowanym i przerażonym spojrzeniem, a potem kucnęli przy niemu.
- Nie, nie. Panowie, zajmijcie się tymi dzieciakami. - Wykrztusił chłopak.
- Krystian, przestań mnie wkurwiać... - Warknęła Justyna.
- Ja mówię poważnie. Jeden chłopiec ma chyba złamaną nogę. - Wymruczał. - Proszę... - Dodał jeszcze w kierunku ratowników. Ci chyba dopiero wtedy zauważyli dzieci.
- Żyją? - Spytał jeden z nich, ewidentnie zszokowany samym stanem policjanta.
- Tak... Po prostu śpią... - Wymruczał chłopak.
- Kurwa, czemuśmy tego nie sprawdzili?! - Syknął cicho Andrzej. Ratownicy zaczęli podchodzić do dzieci starając się je obudzić. Maluchy na początku zaczynały płakać lecz po rozpoznaniu ratowników medycznych uspokajały się i wyciągały do nich ręce jakby chciały się przytulić.
Coraz więcej ratowników pojawiało się na miejscu, aż w końcu wszystkie dzieci zostały oddane pod ich opiekę. Wszystkie, poza jednym.
Gdy Amelka otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą ratownika w momencie zerwała się na równe nogi.
- Spokojnie, kochanie, powoli. Jak się czujesz? - Spytał czule łapiąc jej małe, zmarznięte łapki w swoje dłonie.
- Tata! - Krzyknęła spanikowana.
- Tata? - Powtórzył zaskoczony mężczyzna. - Zaraz zadzwonimy po twojego tatę, nic się nie bój. Chodź, musimy cię zawinąć w taką folię, żeby było ci ciepło. - Uśmiechnął się do niej. Ami odepchnęła od siebie ratownika i rozejrzała się po dorosłych. Zauważyła grupkę stojącą w delikatnym oddaleniu od reszty. - Maluchu, spokojnie, nie bój się. Nic ci nie zrobię. - Obiecał mężczyzna wyciągając po nią ręce. Amelka ruszyła sprintem w stronę grupy dorosłych. Przecisnęła się między nimi i zauważyła swojego tatusia.
- TATA! - Krzyknęła i kucnęła między jego nogami, a potem mocno go przytuliła. Policjant objął ją ramionami i lekko oddał uścisk.
- Hej, Laleczko... - Zaczął ciepło. Mała spojrzała na niego przez łzy. - Widzisz...? Obiecałem, że wszystko będzie dobrze... - Wymruczał.
- Ja-a ch-cę do do-omu... - Wykrztusiła dziewczynka.
- Wiem, Kotku, wiem... - Westchnął policjant. - Wrócimy do domu. Musisz tylko dać się obejrzeć ratownikom, okay? - Zapytał i założył kosmyk niesfornych włosów za jej ucho. W tym momencie chłopak zauważył ratownika zbliżającego się do nich. Mężczyzna podszedł do niego i kucnął przy nim. - Jestem z ciebie dumny, wiesz? Moja dzielna dziewczynka. - Wymruczał i przytulił ją do siebie. - Kocham cię bardzo. - Dodał. Ami mocniej się w niego wtuliła. - Pójdziesz teraz z panem, okay? Musi cię obejrzeć. - Uśmiechnął się i dotknął ją w nosek.
- Chodź, kochanie. Chcesz się przejechać karetką? - Spytał ratownik wyciągając do niej rękę. Amelka spojrzała na policjanta.
- Załatwię jedną sprawę i do ciebie przyjdę, okay? - Wymruczał. Mała pokiwała smutno głową i w końcu poszła z ratownikiem. Obok chłopaka natychmiast pojawił się kolejny. Ewidentnie był starszy, jego twarz pokryta była zmarszczkami, a na włosach gościły siwe pasemka.
- Dasz radę przejść na nosze? - Spytał niskim, zachrypniętym głosem. Krystian oparł się o konar drzewa i powoli wstał. Mężczyzna wyciągnął do niego ręce, żeby mu pomóc, na co ten pokręcił tylko głową. - Przecież widzę, że ledwo stoisz na nogach-
- Nie o to chodzi. - Westchnął młodszy i spojrzał na Justynę. - Widzieliście wóz AT? - Spytał i momentalnie spoważniał.
- Em... No nie. - Odparła kobieta. - Ale po co ci on-
- Bo mam zamiar wyłapać tych skurwieli póki jeszcze tam są! - Wrzasnął w końcu i zakaszlał. - Myślicie, że nie czuję w jakim jestem stanie?! Myślicie, że sam tego nie widzę?! Ale jak teraz odpuścimy, to oni pouciekają! I będą dalej porywać, i mordować! Dlatego wyłapmy ich najpierw, a potem pojadę do szpitala... Dobrze-? - Zapytał zachrypniętym głosem.
- Ty nie przeżyjesz tej akcji. - Wymruczał Andrzej. Krystian tylko na niego spojrzał.
- Trudno. - Odparł po prostu. Kątem oka zauważył jakieś światło. Dłuższą chwilę zajęło mu zorientowanie się, że to AT, których tak wyczekiwał. Odsunął się od drzewa, przy którym stał z zamiarem podejścia do grupy gdy nagle ratownik stojący obok złapał go za ramię. Zlustrował go wzrokiem i wymownie się skrzywił.
- Naprawdę powinieneś jechać do szpitala. - Wymruczał. Krystian złapał go za ramię i zacisnął na nim dłoń.
- Naprawdę powinienem zająć się ważniejszymi sprawami. - Odparł, strącił z siebie jego rękę i ruszył w stronę drogi.

---

Kamil Gronczewski wysiadł z samochodu i rozejrzał się zmieszany.
- Jesteś pewien, że masz dobrą lokalizację? - Krzyknął kierowca. Dwa, podobne, duże auta zaparkowały tuż obok.
- Nie wiem. - Odparł szczerze zapytany mężczyzna. Nagle zauważył ruch w krzakach nieopodal. Po chwili wyszedł z nich Krystian. - Tu jesteś! - Ucieszył się Kamil i podszedł do niego, żeby się przywitać.
I gdy tak szedł w stronę policjanta nagle stanął jak wryty.
- Mój Boże, co ci się stało?! - Zapytał przerażony stanem starego znajomego. Krystian machnął ręką.
- Może później opowiem. - Wymruczał. Rozejrzał się po zebranych i wymownie się skrzywił. Każdy z nich miał podobną reakcję. Pełną szoku i przerażenia. Nagle chłopak klasnął w dłonie. Antyterroryści otrząsnęli się z szoku. Policjant zauważył, że podeszła do nich czwórka policjantów. - Ratownicy odjechali? - Spytał zerkając na nich przez ramię. Justyna pokiwała głową. - Dobrze... Może się tu zrobić... nieciekawie. - Wymruczał.
Zaczekał jeszcze chwilę, aż wszyscy zbiorą się wokół niego i otrząsną się z szoku. Zamknął na chwilę oczy, żeby zebrać myśli.
- Słuchajcie... 

***

Przydałoby się Wam życzyć dużo cierpliwości i siły w nadchodzącym roku szkolnym <33

Do przeczytania,
- HareHeart

Piekło Dantego (2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz