Jego Książęca Wysokość, Victor Tobias Rogerson, uwielbiał w życiu trzy rzeczy: siebie, hazard i modę. Urodził się aby czerpać przyjemność, odkrywać i obserwować. W swoim dwudziestoczteroletnim życiu spotkał bardzo dużo ludzi. Każdy z nich był na innych pozycjach, ale wszyscy z nich posiadali tajemnice, a on bardzo wcześnie odkrył to, że lubił je poznawać; gromadzić, jak własną kolekcję drogocennych pereł. Stało się to jego ulubionym zajęciem, a z racji tego, że na królewskim dworze był wręcz niewidzialny, nie licząc oczywiście koloru swoich włosów, zaczął prowadzić swoją małą grę –„zabawę z kukiełkami".
W skrócie, polegała ona na tym, że Victor przebierał się za kogoś innego i udawał kogoś, kim nigdy nie był. Stawał się kukiełką, której wizerunek poznał wcześniej u kogoś innego i wyruszał w świat, stający się jego własnym teatrem. Grał. Bardzo dużo grał i dopóki mu się to nie znudziło, uwielbiał to. Tą zabawę, ciągły dreszczyk emocji, że ktoś go rozpozna, albo to, że wzbudzi skandal. On po prostu od zawsze ubóstwiał łamać zasady, przekraczać je, aby dojść na sam koniec swoich możliwości.
Dlatego też, kiedy pierwszy raz spotkał trójkę ludzi, którzy wreszcie pojawili się na jego drodzę, wiedział, że musiał przekroczyć pewną granicę i znaleźć się po tej stronie co nie tylko Bastian i Vanessa, ale i Leyla. Przede wszystkim ta, co Leyla. W końcu żył, żeby dowiedzieć się czy walka się opłaciła.
Grał właśnie w pokera z dwójką służących: Jakobem i Raulem, kiedy do pokoju służby wkroczyła ona. Ogień. Nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć, że to czarnowłosa. Wystarczyło mu to, że Jakob i Raul zastygli, a ich grdyki zatrzymały się tak samo, jak oddechy.
Białowłosy uśmiechnął się pod nosem, udając, że nie słyszał zbliżających się powoli, ciężkich kroków. Zastanawiał się, czy tym razem uraczy go przekleństwami, obojętnością, ogniem czy raczej agresją. Uwielbiał wszystkie te rzeczy. Swoją drogą, nie było w niej niczego, co by go odpychało albo przerażało.
– Pasujecie czy podbijacie? – zapytał lakonicznie, wpatrując się w swoje karty w tym samym momencie, w którym poczuł jej dominującą obecność za plecami.
Nie odpowiedzieli. Zamiast tego wstali jak jeden mąż i pośpiesznie opuścili pomieszczenie, nie zabierając nawet swoich pieniędzy. Książę się nie zastanawiał. Pochylił się i zgarnął do siebie kopiec brzęczącej waluty, jaka obowiązywała w Roharis – somale. Niewiele myśląc, chował monety z wygrawerowanymi, wznoszącymi się gwiazdami do kieszeni czerwonego płaszcza, słysząc:
– To kradzież – oznajmiła stanowczo.
Jego uśmiech się powiększył.
– Doprawdy?
Leyla okrążyła drewniany stół i przystanęła na przeciwko księcia. Victor nadal nie uniósł twarzy.
– Tak.
Victor zachichotał, odgarniając białe, kręcone włosy z czoła, kiedy wreszcie wyprostował głowę. Położył łokcie na blacie i oparł podbródek na złączonych dłoniach. Złote sygnety wbijały się w jego ciało, kiedy obserwował jej kręcone włosy z zafascynowaniem okalające twarz o egzotycznej urodzie. Odkąd pierwszy raz ją zobaczył, jej czarne sprężyny zdążyły trochę urosnąć. Sięgały teraz do połowy pleców, a ona sama dorobiła sobie więcej czerwonych pasemek. Obrzucił szybkim spojrzeniem jej strój. Czerwona, zwiewna koszula, do tego jej gorset, pod nim pas ze sztyletem z rękojeścią wysadzaną kamieniami, i przylegające do ciała czarne spodnie. Wszechświecie... Nieważne, co założyła, jej ciało było zawsze idealnie podkreślone. To zupełnie tak, jakby Leyla zdawała sobie sprawę, że jest ono jej następną bronią, a on tak bardzo pragnął zostać przez nią pokonany...
![](https://img.wattpad.com/cover/358378882-288-k789062.jpg)
CZYTASZ
Zdrajcy Wszechświata
FantasyCzęść trzecia serii „Wieź Gwiazd" *Książka 18+* „Nie uciekniesz. My damy ci spokój, ale inne rzeczy? Możesz się odgradzać wszystkimi znanymi sposobami, ale nie uciekniesz przed niczym, co zostało ci przeznaczone, Vanesso." Niech gwiazdy wam sprzyjaj...