Zadziwiające w tej całej kolacji było to, że Vanessie nie przeszkadzała. Owszem, niektórzy nowo przybyli goście z innych stron Otchłani, przyglądali jej się zbyt długo, na pewno oceniając nie tylko jej wygląd, ale zastanawiając się, jak to możliwe, że pojawiła się tak nagle z nikąd, ale oprócz nich, znosiła posiłek na poziomie: „Nie wstanę i nie ucieknę".
W sali jadalnej znajdowało się ponad czterdzieści osób nie wliczając w to straży porozstawianej pod ścianami. Wszyscy wyglądali tak samo – stężała mina, wzrok wbity przed siebie i wyprostowana postawa. Vanessa wątpiła w to, że byli potrzebni. Stanowili raczej pokaz siły Władcy Otchłani, który na pewno potrafiłby wyjąć z każdej osoby przebywającej w jadalni duszę, przyjrzeć się jej dogłębnie, zmiażdżyć i odesłać w Zaświaty albo nawet pożreć.
Damy boskiego dworu rozmawiały ze sobą cicho, chichocząc sporadycznie. Władca Otchłani co jakiś czas wstawał i podchodził do kogoś, a służący pojawiał się znikąd i podstawiał mu krzesło.
Dziewczyna zauważyła, że Ozias lubił rozmawiać z innymi już od samego początku ich znajomości. Wydawało jej się, że polubiliby się z Victorem chociaż jej... nadal żyjącemu przodkowi, brakowało czegoś szarmanckiego i figlarnego. Może nawet osobliwego. Zastępowały to zupełnie co innego – wrodzona cierpliwość.
– Chyba przeczytasz niedługo wszystkie niezobowiązujące książki z naszej biblioteki, prawda Vanesso?
Pytanie zadane przez mężczyznę na przeciwko niej spowodowało, że zatrzymała widelec w pół drogi do ust. Odłożyła go na talerz i sięgnęła po kieliszek wina, wpatrując się w jedynego, żyjącego syna Oziasa, który przetrwał wojnę w Arakhnes, nie uczestnicząc jej.
Arlo, Secundos boga zmarłych i przeklętych, był jego zupełnym przeciwieństwem pod względem otwartości. Wyglądał jak młodsza wersja ojca, jednak z blond czupryną odziedziczoną po matce. W dodatku nie wdawał się w rozmowy, unikał wszystkich, w tym jej, całe dnie włóczył się poza Twierdzą Końca i mało się odzywał. Na początku myślała, że nie chciał nawiązać z nią relacji dlatego, że może uznał ją za zagrożenie, ale później zrozumiała, że nie żywił do niej niechęci. Uśmiechał się czasami i wtrącał pojedyncze słowa do ich nielicznych rozmów, aczkolwiek nie przejawiał większego zainteresowania rozpoczynaniem głębszej znajomości. Może właśnie dlatego Vanessę zszokowało to, że sam z siebie nawiązał z nią rozmowę.
– Masz rację – przyznała z nikłym uśmiechem. – Niedługo naprawdę wszystko przeczytam. Chyba będę musiała się udać z kimś do miasta, żeby powiększyć zamkową kolekcję.
Tak naprawdę to miała co czytać. W jej odpowiedzi chodziło o możliwość powiększenia czego innego, a nie książek.
Jego wargi wygięły się w uśmieszku, a on sam rozparł się bardziej na swoim krześle.
– Jestem pewny, że ojciec wyślę kogoś, aby wzbogacić nasze zamkowe zbiory.
Zacisnęła pięści schowane pod stołem.
Arlo uświadomił jej, że taki scenariusz był bardziej prawdopodobny.
Chociaż przebywała w Neverost już ponad miesiąc, to nie pozwolono jej jeszcze wyściubić nosa poza zamkowe mury i pospacerować po jego ulicach. To było jej marzenie numer dwa na dzień dzisiejszy – wyrwanie się choć na chwilę z tego więzienia, do którego dobrowolnie wpełzła.
Ale to się skończy.
Za niedługo.
Już blisko.
Upiła większy łyk wina, rozkoszując się słodyczą i odprężeniem dla którego sięgnęła po alkohol, i odstawiła kryształ na stół. Przekręciła głowę na bok, uważając, aby ten pieprzony diadem się nie zsunął. Przykleiła na usta uśmiech.
CZYTASZ
Zdrajcy Wszechświata
Viễn tưởngCzęść trzecia serii „Wieź Gwiazd" *Książka 18+* „Nie uciekniesz. My damy ci spokój, ale inne rzeczy? Możesz się odgradzać wszystkimi znanymi sposobami, ale nie uciekniesz przed niczym, co zostało ci przeznaczone, Vanesso." Niech gwiazdy wam sprzyjaj...