Idgar Holesten – człowiek prowadzący łaźnie dla zamożniejszych mieszkańców Montero nie wzbudził w Leyli dobrego pierwszego wrażenia. Był istną chodzącą czerwoną flagą powiewającą na wiatrach pod tytułem: „Nie ufaj nikomu, Leylo". Sam jego wygląd już na to wskazywał – krzywy uśmiech, ewidentnie nastawiany kilka razy złamany nos, grube brwi spod których patrzył na wszystkich z wzrokiem przesyconym pychą i ten ogromny bebzol wystający spod opietęj koszuli świadczący o jego zamiłowaniu do obżarstwa.
Z tego czego dowiedziała się od Bastiana, to jego interes robił jedynie za przykrywkę. Igdar zajmował się bowiem szeroko pojętym przemytem. Nie istniały dla niego rzeczy niemożliwe. Poczynając od najmniejszej diamentowej spinki do włosów, po ogromne dzieła sztuki zajmujące pół salonu, wszystko to potrafił sprowadzić.
Wliczając w to ludzi.
Leyla brzydziła się nim. Z chęcią powiedziałaby mu parę brzydkich słów, może przyłożyła ostrze do gardła, ale trzymała przy sobie język i dłonie. Nie mogła dać się ponieść emocjom. Musiała oddzielić zadanie od uczuć.
A nie było to łatwe.
Po wybryku Bastiana i szczura, jej stan poddenerwowania podwyższył się o kilka stopni. Ponownie, po wkroczeniu do łaźni, dał o sobie znać wraz z próbami zagadnienia jej przez obrzydliwie bogatych facetów. W odpędzaniu ich pomógł Victor i jego słowa o tym, żeby zostawili jego narzeczoną w spokoju, bo inaczej utnie im genitalia. Czarnowłosa zrugała go za to porządnie, mówiąc:
– Nie potrzebuję twojej pomocy. Zrobiłabym to sama.
A potem przyszedł właściciel tego miejsca. Idgar przywitał się z nimi serdecznie, zapraszając do swoich skromnych progów z otwartymi ramionami. Obrzucił dogłębnym, analizującym spojrzeniem Leylę, Victora uraczył krótkim skinieniem głowy, i po krótkiej, niezobowiązującej pogawędce o duchocie na ulicach, zabrał z sobą Bastiana, rozdzielając ich grupę.
I tak oto Leyla została z Rogersonem sama.
Znowu.
Kobiety służące gościom łaźni, od których roiło się to przesycone duszącym wręcz zapachem olejków, ziół i kadzideł, miejsce, zaprowadziły ich do dwóch osobnych szatni przeznaczonych dla kobiet i mężczyzn. Książę oczywiście nie wydawał się zadowolony dłuższą wizją rozdzielenia ich. Za to Leyla już tak. Uśmiechając się do niego chytrze, zostawiła go samemu sobie, mówiąc, żeby nie nabroił, i udała się na zasłużony odpoczynek. Niby nie powinna go zostawiać samego, ale wreszcie dostąpiła okazji na pobycie sama ze sobą, więc zamierzała czerpać z tego jak najdłużej. W końcu i tak wyczyszczono łaźnie z większości gapiów.
Na szczęście nie zastała nikogo w szatni. Holesten rzeczywiście zadbał o ich prywatność. Nie licząc tych dwóch typków spod ciemnej gwiazdy. Oby nie musiała ich zabijać. Nie miała na to ochoty. Przynajmniej nie tego dnia.
Leyla zrzuciła wreszcie kaptur, wypuszczając kręcone włosy z więzienia. Poczuła się od razu lepiej. Brakowało jej tylko większej ilości światła – świece i lampy porozstawiane na różnych wysokościach, nie oświetlały w pełni pomieszczenia.
Oglądając się za siebie czy aby na pewno nikt jej nie podglądał albo się nie zbliżał, podkręciła płomień źródłom światła. Fala złotej poświaty obrzuciła swym blaskiem wszystko dookoła, podkreślając mozaikę posadzki, złote donice z bogato zieloną roślinności i ścianę z malowidłami roznegliżowanych kobiet tańczących na łonie natury. Czarnowłosa odetchnęła pełną parą. Już czuła idylliczny spokój, kiedy zanurzy się w wodzie i odpręży zmęczone mięśnie.
Łaźnie nie przeszkadzały jej mimo ich dusznej, lepkiej atmosfery panującej w niektórych częściach kompleksu. Przeszkadzała jej bowiem jedynie upalna, gorąca pogoda i skwierczące słońce. W dodatku, sprawa odprężenia za pomocą ogólnego spokoju, masaży i nielicznych term na otwartej powierzchni, przyciągały ją jak magnes.
CZYTASZ
Zdrajcy Wszechświata
FantasyCzęść trzecia serii „Wieź Gwiazd" *Książka 18+* „Nie uciekniesz. My damy ci spokój, ale inne rzeczy? Możesz się odgradzać wszystkimi znanymi sposobami, ale nie uciekniesz przed niczym, co zostało ci przeznaczone, Vanesso." Niech gwiazdy wam sprzyjaj...