★★★

87 12 6
                                    

Przyglądała się samej sobie w lustrze już dziesiątą minutę. Nie potrafiła przerwać. Nie potrafiła oderwać oczu od własnej twarzy. Czemu? Sama nie wiedziała. Nie zmieniła się wcale odkąd otworzyła tego dnia oczy. Całkiem możliwe, że za chwilowe zawieszenie Vanessy odpowiadały obrazy powstające w jej głowie – dziewczyna wyobrażała sobie i ćwiczyła w myślach, jak zachować się na przyjęciu. Ostatnie czego chciała, to po raz kolejny ośmieszyć się w oczach innych i zawieść Oziasa, który pojawił się niespodziewanie w odbiciu lustra. Zaskoczona, pisnęła, podskakując na siedzeniu, ale nie przeraziła się mężczyzny z perfekcyjnie przystrzyżoną brodą o takich samych błękitnych oczach jak jej prawe. To poczucie winy zżerające jej duszę prawdziwie ją przeraziło.

– Wyglądasz pięknie – skomentował Ozias, stając za jej wyprostowanymi plecami. – Do twarzy ci w odcieniach szarości, mój brylancie.

Musiała mu przyznać rację. Wszystkie suknie w tym kolorze, które jej podarował, wpasowywały się w jej urodę, nawet mimo ich długości. Tyczyło się to również tej, prostej, przylegającej do ciała, ale z długimi, luźnymi i rozkloszowanymi w połowie rękawami, z dodatkiem delikatnego dekoltu, na którym gościł naszyjnik od Oziasa, z którym się nie rozstawała. Słowem, nie skandaliczna, a smaczna i wyszukana. Tu nie chciała jak w Otchłani wzbudzać skandalu. Wolała pozostać na uboczu, a było to trudne.

– Dziękuję – odpowiedziała z nikłym uśmiechem, zaciskając dłoń na kolanie.

Vanessa ściskała coraz mocniej rękę na materiale szarej sukni, do momentu, w którym Ozias wypuścił z siebie ciężko powietrze.

– Vanesso, ja... – Złączył wargi, przekrzywiając lekko głowę zanim ponownie ją wyprostował. Przysunął się do niej. Musiała unieść twarz, by nie przerwać z nim kontaktu wzrokowego. Rozpoczęła też zabawę palcami. – Chciałem cię przeprosić za moje wczorajsze zachowanie. Niepotrzebnie krzyczałem. Dobrze wiem przez co przeszłaś, a ja jeszcze postanowiłem cię dobijać. Wiem, że to nie usprawiedliwienie, ale byłem lekko podpity, a w dodatku wcześniej rozmawiałem z Voltanem, a wiesz, jaki on potrafi być upierdliwy. – Uśmiechnął się delikatnie, rozkładając ramiona. – Nie jestem na ciebie zły. Wcale. Potrzebowałem chwili na zastanowienie się, trochę przestrzeni i doszedłem do wniosku, że jestem okropny. Przepraszam, że zamiast ci pomóc doprowadziłem do płaczu. Czuję się teraz okropnie.

Niewidzialny kamień spadł jej z serca. Od razu poczuła się o kilka kilo lżejsza. Naprawdę myślała, że zawiodła Oziasa po całości, i będzie musiała wysłuchiwać jego przemów, a na koniec przepraszać, żeby jej wybaczył. Na szczęście się tak nie stało.

Przekręciła się na stołku, zaprzestając nerwową zabawę palcami.

– Rozumiem. Ja też przepraszam. Jest mi wstyd. Żałuję swojego zachowania – wyznała szczerze. – Gdybym mogła, postąpiłabym inaczej. Przepraszam.

Ozias położył dłoń na jej ramieniu i pochylił się.

– Lydia cię podpuściła. To nie twoja wina.

Cóż, to była trochę jej wina.

Teraz to ona zacisnęła wargi na chwilę.

– Uznajmy, że wina leży po obu stronach.

Mężczyzna wpatrywał się w nią w skupieniu. Złapała się na tym, że wstrzymała oddech w oczekiwaniu na jego następne słowa.

– Dobrze – przystanął na jej zdanie. – Jeszcze raz cię przepraszam, a teraz chodź zanim się spóźnimy – pośpieszył ją, podając jednocześnie rękę. – Nie każmy im czekać.

Vanessa przygryzła dolną wargę, a potem przyjęła jego dłoń. W następnej chwili mijali już kłaniającego się Dariusa wraz z jego świtą, a w kolejnej Vanessa kroczyła uczepiona ramienia Oziasa do jednej z mniejszych sal balowych, które w tym pałacu stanowiły całkiem pokaźną liczbę. Minęli sługę w zielonych kolorach, który spuścił głowę na ich widok i przyłożył dłoń do serca. Jej myśli wędrowały właśnie w kierunku Seli oraz jej czwórki Secundosów, aż nagle ni stąd, ni zowąd, Ozias poruszył temat, którego nigdy nie spodziewała się od niego usłyszeć:

Zdrajcy WszechświataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz