★★★

77 11 0
                                    

Bastian był głodny. Zmęczony. Zdenerwowany. W poczuciu zagrożenia.

Ale przede wszystkim, zdesperowany.

Ostatni raz, gdy był tak zdesperowany...

No cóż, ten i ostatni raz dotyczył tej samej osoby – Vanessy.

Mówił prawdę Leyli. Porozmawia z nią, ale nie przewidywał innego zakończenia tego ratunku, jak tylko w postaci wrócenia Vanessy do domu. Nie zamierzał grzecznie prosić, bawić się w potulnego, miłego i wyrozumiałego. Wystarczająco czekał. Wystarczająco odchodził od zmysłów, żeby pozwolić sobie na możliwość pominięcia szansy wyciągnięcia jej z niewoli, bo tak, wiedział.

Wiedział w jakim stanie i w jaki sposób żyła Vanessa. Została ponownie uwięziona i myślała, że tak dla niej najlepiej. Rozumiał jej pobudki, naprawdę. Im dalej od niego tym lepiej, ale Otchłań i Ozias...

Ten przebrzydły skurwiel nakładł jej pewnie jakichś popapranych lekcji do głowy, sprzedał stek kłamstw, ułud, wyobrażeń i marzeń.

Zrobił coś podobnego do niego.

Na Wszechświat... To doprawdy było popaprane.

W Roharis nie istniał prawie nikt, kto miałby czysty interes, serce, kręgosłup moralny. Każdy posiadał coś za uszami, plecami, sercem, duszą i wszystkim, co mogło się zepsuć. A psuło się. Non stop się psuło. Zepsucie sączyło się z jednego świata bogów, do drugiego. Na jego podstawie tworzono plany, układy, Secundosów. On był dzieckiem zepsucia. Wychował się na nim, codziennie nim go karmiono, zmieniano jego poglądy, nastawiano odpowiednio by mógł mieć tylko jeden cel w życiu – niszczenie.

Nie pozwoli, żeby Vanessa podzieliła jego los, a jak narazie wszystko na to wskazywało. Nawet jeśli miała go za to znienawidzić absolutnie, to trudno. Nie pozwoli na to, żeby Ozias dalej próbował robić z niej swojego własnego pupila. Zagotowało się w nim. O mało nie uderzył pięścią w mury, ponieważ on do tego dopuścił. Potrzebował się wyżyć, zrobić coś, żeby emocje z niego zeszły, ale nie mógł.

Wcześniej, gdy załatwiał pożywienie, nie przewidział, że ona już tu będzie. Na miejscu Oziasa sprwadziłby ją dopiero w ostatni dzień, na sam koniec tegorocznego zebrania. Dla czarnowłosego oczywistym było od samego początku, że Władca Otchłani zapragnie ją pokazać, utwierdzić inne bóstwa w przekonaniu, że Vanessa i on znajdowali się w sojuszu, ale przede wszystkim, ściągnięcie jej tu miało potwierdzić, że Bastian i Vanessa nie tworzyli już zgranego zespołu.

Zasraniec. To wszystko było przedstawieniem i pokazem siły. Te podłe, wyrachowane zagrania zapewnią mu na pewno korzyści u innych bóstw. Vanessa była, niestety, najwyższym towarem i dobrem w Roharis. Nic innego się jej nie równało. No chyba, że Bastian, ale jego moce się nie przydawały aż tak bardzo. To Vanessa stanowiła mieszaninę cudów.

A Ozais zamierzał na tym skorzystać.

Bastian nie wierzył w jego próby zjednoczenia ich, wzięcia jej pod jego skrzydła jako wspaniałej, niespotykanej Secundoski z jego rodu i córki której nigdy nie miał, a pokochał od pierwszego spotkania. Bzdury, bzdury i jeszcze raz bzdury.

Ale to nie ważne.

On znalazł się tu, żeby ją odbić.

I oczywiście uczestniczyć w tym spotkaniu z W.

Początkowo zakładał, że jedynie spotka się z W. i wyciągnie z niego informacje mające mu pomóc w wyrwaniu Vanessy z Otchłani, ale wręcz natychmiast zmienił plany, kiedy zrozumiał, że dziewczyna pojawi się tu osobiście. Czyżby Przeznaczenie pierwszy raz od dawna pomagało im, gdy tego naprawdę potrzebowali?

Zdrajcy WszechświataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz