Zgodnie z pozyskanymi przez Vanessę pozwoleniami od Oziasa, zaraz po śniadaniu i marnych próbach zignorowania następnego snu z czarnowłosym, udała się wraz z nim do Bramy, do miejsca, które oddzielało świat żywych, z tym należącym do umarłych.
Brama, pewnego rodzaju strażnica oddzielająca Otchłań od Zaświatów, znajdowała się na wyspie. Prowadził na nią most dostępny dla wszystkich w jeden dzień co dziesięć lat, a dla boskiej rodziny i strażników, cały czas. Vanessa nie bardzo wiedziała czego spodziewać się po tym miejscu. Kiedy pierwszy raz usłyszała tą nazwę, w jej wyobraźni powstał obraz ogrodzenia spowitego we mgle, ciągnącego się wszerz i w zwyż, z bramą, którą patrolowały straże.
Wyobrażenia dziewczyny nie tak bardzo różniły się od prawdy.
Rzeczywiście ujrzała mgłę, która spowiła pustkowia wysypy, uniemożliwiając odkrycie co znajdowało się za nią. Do tego szerokie i wysokie ogrodzenie z bramą, ale dochodził do tego całkiem spory budynek, którego zarys dojrzała jeszcze zanim pojawiła się na drodzę prowadzącej na most.
Straże znajdowały się na każdym kroku. Stały prosto jak od linijki przed mostem, na nim i za nim, a Vanessa obejmująca się ramionami przez mocne podmuchy zimnego wiatru wzmacniane morską bryzą, i krocząca obok Oziasa, starała się nie zwracać uwagi na to, że wpatrując się przed siebie doznawała wrażenia, jakby coś pełzło jej pod skórą i starało się wedrzeć do umysłu.
Może jakiś umarły albo przeklęty wymknął się niepostrzeżenie?
Nie. To tylko jej wybujana wyobraźnia.
Żołnierze Oziasa przykładali dłonie do serc, kiedy Vanessa i Ozias ich mijali. Bóg wzbudzał w nich strach, respekt i podziw. Podobnie jak ona w innych. To akurat ich łączyło, ale nie przepadała za okazywaniem jej takich... gestów. Bóg zmarłych i przeklętych natomiast tak. Napawał się tym. Udawał, że nie widział. Mimo to, Vanessa i tak dostrzegła jak jego usta się poruszają. Starał się powstrzymać uśmiech i zachować powagę. Z trudem mu się to udało, tak, jak Vanessa z trudem powstrzymywała dreszcze.
We Wszechświecie nastała już dawno wiosna, ale tutaj, w tym... dziwnym miejscu, gdzie energia wchodziła jej pod skórę, a szpony gęstej mgły rozdzierały coś wewnątrz zziębniętego ciała, miała wrażenie, że cofnęli się wstecz, do szczypiącej zimy. Opatuliła się mocniej szaro-białą peleryną, starając się nie skulić, kiedy postawiła stopę po drugiej stronie mostu. Wyjałowiona ziemia nie nosiła żadnego śladu życia, a mgła z każdym krokiem się powiększała. Parę metrów przed nimi stała brama. Dziewczyna zadrżała, unosząc oczy na skrzypiące wrota od świstu wiatru.
– Czemu nie mogliśmy się tu przenieść? – zapytała, potrzebując zająć czymś myśli.
– Nie przepadam za nadużywaniem tego, moja droga Vanesso. – Jego głos zaskwierczał niczym skowronek. Osobliwy promyk radości wokół wszechstronnej beznadziei wzruszył ramionami. – Wolę przechadzki. To dobrze robi na zdrowię. Ludzie, którzy często chodzą, nie prędko znajdują się po drugiej stronie.
Po drugiej stronie – Ozias czasami określał tak Zaświaty.
Z tego czego do tej pory się dowiedziała, zostały podzielone na dwa miejsca: dla zmarłych i przeklętych. Oba wypełnione duszami, ale z inną rangą. Ową rangę zdobywało się podczas życia i w zależności od tego, jakim się było człowiekiem, trafiało się do innego miejsca. Ozias nie decydował o tym, kto gdzie trafiał; nie miał na to wpływu.
Szara brama otworzyła się przed nimi z przerażającym zgrzytem. Vanessa wzdrygnęła się, przerażona... Nawet nie wiedziała czym. Zaczęło do niej dochodzić, gdzie sama z siebie, w pełni dobrowolnie, dała się zaciągnąć. Niektórzy nie chcieli tutaj nigdy przychodzić, nawet w święto przodków, a ona z ochotą dała się tu zaciągnąć.

CZYTASZ
Zdrajcy Wszechświata
FantasyCzęść trzecia serii „Wieź Gwiazd" *Książka 18+* „Nie uciekniesz. My damy ci spokój, ale inne rzeczy? Możesz się odgradzać wszystkimi znanymi sposobami, ale nie uciekniesz przed niczym, co zostało ci przeznaczone, Vanesso." Niech gwiazdy wam sprzyjaj...