11. Zazdrość o smaku słodkiego wina

98 13 8
                                    

Wielki Pałac – główna siedziba bóstw w Montero gdzie spotykali się co roku na wspólne świętowanie zjednoczenia, naprawdę był wielki. Majestatyczny. Piękny. Posiadał niezliczoną ilość korytarzy, pięter, przejść, pokoi, sal i oczywiście, ludzi. To właśnie tutaj tak samo jak w Twierdzy Końca, towarzyszyły jej nieprzychylne, podejrzane, zaskoczone, wścibskie lub podekscytowane spojrzenia. Vanessa zdążyła się do tego przyzwyczaić i w większym stopniu nie zwracała uwagi na sensację jaką się stała, ale ignorowanie pisków ekscytacji, urywanego oddechu albo szeptów wymierzanych w jej kierunku, to trudne zadanie. Szczególnie, że nie chciała się nastawiać do nikogo negatywnie, ale to na dłuższą metę stawało się niemożliwe. W dodatku stawało się okropnie trudne, gdy całe życie żyła na uboczu, schowana przed światem, a teraz stała się jego centrum.

Wraz z Oziasem pojawili się w Montero dwa dni przed wydarzeniem, a bóg przydzielił jej na potrzeby pobytu w Silesium dwójkę dodatkowej straży. W taki oto sposób świta jej pilnująca liczyła teraz pięć osób. Wspaniale. Cudownie. Wręcz bajkowo.

Włóczyli się za nią wszędzie. Czuła ich oddech na policzku. Dotyk, gdy uważali, że zagraża jej niebezpieczeństwo. Jeden z nich zajął się nawet sprawdzaniem, czy przypadkiem jej posiłki nie zostały zatrute, a przydzielone komnaty stały zawsze bezpieczne. Czuwali przed drzwiami, kroczyli za nią i po bokach, wiecznie wypatrywali zagrożeń.

Już o wiele lepiej mieszkało jej się w uwięzieniu w Rezydencji Lilii niż w Roharis. Świadomość, że gdzie nie pójdzie i czego nie zrobi, ktoś zawsze z nią jest, zawsze sprawdza i „dba" o jej bezpieczeństwo, naprawdę szkodziła jej psychice. Rozumiała to. Naprawdę. W końcu chodziło o jej bezpieczeństwo, ale...

Szczerze? Miała tego już naprawdę dosyć. Czuła się przytłoczona absolutnie wszystkim. Brakowało jej już słów, żeby wyrazić swoją dezaprobatę. Pragnęła, żeby to się wreszcie skończyło.

I skończy się, gdy Ozias zdejmie jej Srebrne Łańcuchy.

Niedługo.

Już niedługo.

Z powrotem jej mocy wróci wszystko do normy. Ona też. Wrócą stare czasy i wszystko będzie dobrze. Wszystko się ułoży i będzie mogła żyć normalnie – takiej myśli się trzymała.

Aby zająć czymś głowę i czas przed rozpoczęciem obrzędów na cześć pokoju, spacerowała, odkrywając Wielki Pałac z Arlo, który również podróżował ze swoją osobistą świtą strażników. To jakoś jej pomagało i to na jednej z nich, podczas podziwiania bogatego wystroju korytarzy pełnych przepychu, złota i wszelakiej maści kolorów każdego boga, zastanawiała się, kto za to odpowiadał? W ogóle kto dbał na co dzień o tak ogromny budynek, skoro Silesium było wolną ziemią? Kto dbał o bezpieczeństwo? Jedzenie? Sprzątanie? Nawożenie i przycinanie roślin? Nagła ciekawość co do natury funkcjonowania tego świata, a w szczególności stolicy, musiała zostać zaspokojona.

– Kto odpowiada za porządki i wystrój w tym pałacu? – zapytała kuzyna.

– Wszystkie bóstwa – odparł, wskazując na zwisające z sufitu chorągwie z wznoszącymi się gwiazdami. – Stąd te kolory. Wysyłają tu swoich poddanych, strażników i służbę, aby dbali o Wielki Pałac i zajmowali się wszystkim co z nim związane.

– A Montero? Kto pilnuje tu porządku?

– Rozumiem czemu nie daje ci to spokoju – zauważył z namysłem. – Oczywiście skoro nie rządzą tu bóstwa, Silesium ma własną Radę Główną, złożoną z wybieranych przez ludność tego świata członków, ale przy przejściach między światami stacjonują nasi żołnierze. W dodatku, raz do roku, na tym zebraniu, wypełniają oni ulicę Montero i pilnują porządku. A uwierz mi, on czasami potrafi zostać zniszczony.

Zdrajcy WszechświataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz